To niesamowite miejsce, gdzie są ludzie którzy rozumieją tyle spraw lepiej niż inni bo sami przez to przeszli, przechodzą. Patrzenie na cierpienie bliskiej osoby która się kocha, jest najtrudniejsza rzeczą dla mnie osobiście. To koszmar, który odwiedza mnie nawet w nocy i nie odpuszcza, oddało by się wszystko za ulgę, chciało by sie wejść do srodka i wszystko powyrywać.
Nie jesteś sama. Pamiętaj.
Pewnie operację przeprowadzono ,żeby uniknąć niedrożności jelita. Gdyby tego nie zrobiono jelito by pękło i w krótkim czasie doszłoby do zgonu.
Jeśli Mama zakwalifikuje się do leczenia paliatywnego i zdecyduje sie na nie, może wcale nie będzie tak źle ze skutkami ubocznymi. Mój tato po chemiach (też jelito grube i przerzuty na wątrobe) czuł się w miarę dobrze, nie było żadnych wymiotów itd. odczuwał tylko paskudne zmęczenie i raz co miał wysoką gorączkę. Chemia dawała mu nadzieję...
Chemie paliatywne nie są chyba tak agresywne jak radykalne i pewnie dlatego skutków ubocznych jest mniej.
Przerażające to wszystko, doskonale Cię rozumiem.
_________________ Cisza przyjacielu, rozdziela bardziej niż przestrzeń. Cisza przyjacielu nie przynosi słów, cisza zabija nawet myśli.
sylam5, to miód na moje serce, bo żal mi mamy z tą chemią
Mama ma się ciut lepiej, niewiele lepiej, ale jednak...
Czy wiecie coś o preparacie wzmacniającym? pobudzającym apetyt? Wspominała mi o nim ciocia, ale zapomniałam nazwę. To było M... C.
Nie wierzę w żadne cudaniewidy, ani leczenie raka dietą, ale jeśli jest coś, co mogłyby pomóc mamie dojść do znośnej formy po operacji i jak najdłużej zachować jak najlepszy stan, to byłoby super.
[ Dodano: 2010-10-08, 22:38 ]
Jeszcze jedno. Zastanawia mnie waga mamy. Przed operacją w poniedziałek: 61kg, wtorek: operacja, w piątek na tej samej wadze 66 kilo. Zatrzymanie wody w organizmie? ale aż 5 kg? Przecież nic nie je i niewiele pije...
Chyba jakoś inaczej, ale zapytam po prostu ciocię. Dzięki
Mama czuje się lepiej, już coś je, ma więcej siły, sama się obsługuje, nieźle chodzi. I ma dużo energii, dobry humor, snuje plany na powrót do domu. Póki co nie rozmawiamy o rokowaniach, ale jest świadoma, że nowotwór w jej ciele jest i ma się dobrze... Ok. środy czwartku może ją wypiszą i pewnie będzie też już wynik hist-pat.
I pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu nie śmiałam marzyć, żeby mama wyszła w ogóle ze szpitala! Wygląda na to, że jeszcze będzie się musiała trochę pomęczyć z nami i rakiem
Poddajcie, proszę, jakieś hipotezy, skąd u Mamy 5kg in plus po operacji?
Cieszę się ,że Mama czuje się lepiej. Ważne, że nabiera sił i ma nadzieję na lepsze jutro.
Co do wagi nie wiem, nie umiem pomóc. Mój tato też ważył dużo( a wszystkie kości mozna było policzyć) ale z powodu niewydolności wątroby strasznie puchły nogi i oczywiście wodobrzusze robiło swoje. Może Mama dostawała jakieś kroplówki i to podniosło wagę? Albo może opuchlizna po operacji?
joajoa, trzymaj się, jestem z Tobą.
_________________ Cisza przyjacielu, rozdziela bardziej niż przestrzeń. Cisza przyjacielu nie przynosi słów, cisza zabija nawet myśli.
Witaj Joaja:)
Moja mama w lipcu zeszłego roku przeszła operację wycięcia raka jelita grubego (okrężnicy). Po operacji nie udało nam się namówić jej do kontroli w przychodni onkologicznej. Była wykończona, słaba i nie chciała już słyszeć o żadnych lekarzach. Kiedy po 4 miesiącach od operacji pojechaliśmy na kontrolę to powiedziano nam, że chemii nie mogą już podać. Dosłownie powiedziano, że gdybyśmy stawili się do 3 miesięcy to wtedy chemia byłaby podana, a że minęły 4 miesiące to już nie. Pozwoliłam sobie napisać w Twoim wątku, ale jeżeli admin uzna, żeby to przenieść to niech tak zrobi. Męczy mnie to, że wtedy nie podano tej chemii. Co prawda mam nawet ucieszyła się z tego i czuje się dobrze, ale nie rozumiem toku rozumowania lekarzy. Dlaczego do 3 miesięcy podają chemię, a potem już nie. Na co czekają? na przerzuty? W styczniu tego roku mam miała wykonany TK i wszystko wyszło dobrze, badania na markery też są bardzo dobre. Ostatnie badanie było robione w zeszłym miesiącu. I to była ostatnia kontrola, po której lekarz zalecił nam wykonanie kolonoskopii. Niestety chyba poczekamy na nią do stycznia 2011r. Ogólnie mama czuje się dobrze. Czasami boli ją tylko w kręgosłupie, ale ma też zwyrodnienie kręgosłupa. Mama ma 69 lat, a ile Twoja joajoa? Pozdrawiam
Moja ma 62 i też zwyrodniały kręgosłup.
Nic dziwnego, że po operacji Twoja Mama nie miała ochoty na chemię, jeśli długo do siebie dochodziła. Oby wszystko było już OK! Grunt, że usunęli guza!
Moja Mama czuje się teraz nieźle. O dziwo nie narzeka na żadne bóle. A już chyba nic przeciwbólowego nie bierze. Tylko męczy ją kaszel, ale to ponoć przez to, że za mało pali! (tak mówią pielegniarki i żeby zapobiec zapaleniu płuc, wyganiają mamę na papierosa... Może mają rację...)
Aż mi głupio, że napisałam w tytule wątku, że zmierzamy do końca, bo to chyba jednak jeszcze trochę potrwa Choć straszne będzie patrzeć na mamę i zastanawiać się, czy to już, czy za chwilę, czy ten objaw to już pogorszenie itd...
Póki co jest dobrze i z tego się nieśmiało cieszę
Nieśmiało, bo jutro-pojutrze wyniki hist-pat...
Wyniki już jutro, więc trzymam kciuki, żeby były jak najlepsze : ) Bardzo mnie cieszy fakt, że u mamy się polepszyło. Co do megalii to na apetyt jest na prawdę dobra, przynajmniej dla mojego taty, nie wiem do końca czy to zasługa leku, ale ma koński apetyt. Co do chemioterapii, byłem przerażony tym faktem, że będzie ona podawana tacie, teraz jednak inaczej na to patrze, czuje sie po niej o wiele lepiej, już udało mu się przytyć 10kg. W czwartek jadę do poznania na kolejną chemie i jakoś nie jade przepełniony obawami. Ty również nie dopuszczaj ich do siebie bo nie warto : )
Póki co był tylko wynik badania płynu z otrzewnej, ale nie znam go jeszcze, reszta może jutro.
Ważne, że nie wypuszczą mamy ze szpitala dopóki nie będzie wyników, bo to ułatwia komunikację co do dalszego ciągu.
Szczerze pisząc, nie czekam jakoś z wypiekami na te wyniki. To, co już wiem, jest wystarczająco mocne... Hist-pat jest ważna przecież gł.dla lekarzy pod kątem chemii...
Mama powoli się oswaja z rozsiewem dootrzewnowym (wie od wczoraj...). Jeszcze nie wie o guzie w płucu.
Zdaje się, że lekarze, na których trafiła są dość sensowni i co ważne - empatyczni. Uff...
Mama nadal w formie zwyżkującej. Lekarz zalecał jedzenie mięsa (dużo białka).
Złapała jednak zapalenie oskrzeli.
Wreszcie wpadły mi w ręce mamy wyniki, więc je tutaj przytoczę, może macie jakieś sensowne komentarze
Karta informacyjna ze szpitala:
Rozpoznanie:
Guz kątnicy D37.2
Rozsiew śródotrzewnowy.
Przerzut do płuca C78.2
Przewlekłe zaostrzone zapalenie oskrzeli
NT I10 >>>>>>>co to????
Leczenie:
operacyjne - laparotomia. Biopsja. Zespolenie końcowego odcinka jelita cienkiego z poprzecznicą. Drenaż jamy otrzewnej.
Hist-pat:
Makroskopowo: Fragment sieci o wym.5,5x4x1,5cm w jej obrębie szarawy naciek o największym wymiarze 4 cm.
A, B >>>>>>> tzn. pobrali jeden z licznych guzków z rozsiewu, tak?
Mikroskopowo: Adenocarcinoma mucinosum metastaticum >>>>>>a po polsku?
Coś jeszcze zamieścić? Mam jeszcze wynik TK sprzed 2 miesięcy i morfologię.
Mama jest w domu, ma się nieźle, jutro chemia (kwalifikacja lub już pierwsze podanie?)
Dziwna sprawa z bólem, bo w szpitalu mama dostawała ketonal i ma go brać nadal. Działa różnie, ale nieźle, choć obciąża żołądek (i tak słaby). Jak ból się nasilił, za radą znajomego anestozjologa mama przeszła na tramal, ale bolało nadal bardzo. Wróciła więc do ketonalu i jest znośnie.
Do tego dorzuca jeszcze apap. Bo lubi...
Mama uważa, że skoro boli tzn. źle się goi szew w środku. Jakoś nie dopuszcza do siebie myśli, że to boli rak.
W nocy dokucza jej bardzo nacisk na pęcherz (mimo że moczu dużo się nie zbiera...) i wstawanie co 2 godziny.
Lekarz powiedział Mamie, że jeszcze za wcześnie na chemię od operacji (była 4 tygodnie temu), każe czekać jeszcze prawie 3 tygodnie. Nie mam pewności, czy w ogóle ma zamiar dać ją Mamie.
Mama bardzo liczy, że chemia poprawi jej samopoczucie i do dzisiaj liczyła, że "zahamuje" rozwój choroby.
Do dzisiaj, bo powiedziałam jej, że to jest niemożliwe i że można ten proces tylko złagodzić, rzeczywiście ulżyć w bólu, ale nowotwór się nie zatrzyma...
Mamę strasznie martwi nieusunięty główny guz. Podczas gdy ma rozsiew dootrzewnowy, przerzuty do wątroby i płuc...
Widzę, że nie dopuszcza do siebie świadomości, że jest źle i być może nie będzie już ani trochę lepiej...
Zaczęła stosować plaster p/bólowy, trochę pomaga, ale powoduje straszne torsje, więc Mama prawie nie je...
Od kiedy Mama wrociła ze szpitala (w co nie wierzyłam...), tak się oswoiłam z jej obecnością, że nie wyobrażam sobie, że może odejść.
Nie mówiąc już w ogóle o tym, że w pewnym momencie jej stan się pogorszy i będzie wymagać stałej opieki. Nie mam pojęcia, jak to zorganizujemy. Wiem, wiem, nie ma co się martwić na zapas.
Chciałabym wiedzieć coś o tym, czego się spodziewać, tzn. kiedy Mamy stan może się znacznie pogorszyć, jak przebiega ostatni czas (tzn. ostatnie tygodnie) u chorych właśnie z rozsiewem dootrzewnowym. Co mogę o tym poczytać? Macie jakieś sugestie?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum