Gonię kochana, oj gonię. Chociaż trochę tych koni żal. Powinnam je wymienić na jakiś traktor, żeby było trochę szybciej
Myśli złe pojawiły mi się tylko dwie ostatnie noce przed snem, gdy leżę w łóżku, ale odpędzam je od siebie skutecznie. Dzisiaj trochę w ciągu dnia, próbowały dokuczać, ale również pogoniłam.
Brakuje tego słonka, z nim byłoby dużo łatwiej. Tak jak mówisz, wiosna, rozkwit roślin, dłuższe dni. Na razie niestety pochmurno, śnieg sypie. Chociaż bardzo lubię śnieg gdy sypie, to jednak szare niebo i brak słońca nie napawa pozytywnie i łatwiej o jakieś również szare myśli.
Sny mam dziwaczne, ale na szczęście pozytywne, czasami głupie, czasami takie, że z przyzwoitości nie nadają się do publikacji . Tylko wczoraj czy przedwczoraj nad ranem miałam bardzo przykry i niezwykle realistyczny sen. Przyśniło mi się, że w wiadomościach na TVN24 podawali, że zmarł Książę Filip, mąż Królowej Elżbiety. Było to tak realistyczne, że jak tylko się obudziłam, to aż włączyłam telewizor żeby sprawdzić. Na całe szczęście był to tylko głupi i przykry sen.
Myślę o innych rzeczach, skupiam się na filmach, serialach, książkach, moich własnych nieśmiałych pomysłach. Szukaniu porządnej roboty. Nosi na dwa kursy po których mogłabym mieć jak sądzę stałą i dobrą robotę, niestety w tej chwili mnie na to nie stać. A szkoda.
W każdym razie, gdy myślę o przeróżnych rzeczach, to złe myśli nie mają do mnie dostępu. Chociaż miewam wtedy wyrzuty, że nie skupiam myśli na mamie. Takie troszkę błędne koło. Bo gdy patrzę na mamę i skupiam się na niej, to te przykre myśli, próbują wracać. Ale dzieje się to dużo, dużo, rzadziej, o wiele słabiej niż było kiedyś. I co najważniejsze udaje mi się skutecznie je odganiać. Mam za sobą niemalże cztery bite dni bez złych myśli. No poza jakimiś drobiazgami, ale to są naprawdę drobiazgi.
Więc jest dobrze i tego się trzymamy
Pozdrawiam bardzo serdecznie, dobrego wieczoru i nocy życzę
Przykro słyszeć, że nie możesz spać i zamieniasz się w Zombiaczka :( Może powinnaś sobie kupić jakieś kropelki ziołowe na sen? Ja swego czasu piłam przed snem Senospasmine i to połowę dawki (zalecana przy trudnościach z zasypianiem 20ml, ja piłam 10ml) i w zasadzie przesypiałam całą noc bez problemów. Czasem się budziłam na siusiu i dalej w kimono
Albo jakieś tabletki bez recepty? Źle żebyś się męczyła. W końcu sen daje nam regenerację i wypoczynek. A taki przerywany to wykańcza. Kiedyś, ale to dawno było, jeszcze chyba czasy liceum, miałam okres, że spałam w nocy, ale właściwie miałam wrażenie, że tylko drzemię. Słyszałam wszystko co się działo w mieszkaniu czy na ulicy, albo grające radio (nie umiem zasypiać w absolutnej ciszy i musi mi coś grać. Jak byłam dzieckiem były to bajki na kasetach, potem właśnie włączałam radio i tak do dzisiaj sobie nocami gra po cichutku) i można się domyślać jaka wypoczęta byłam po takich nocach. Na szczęście potrwało to około miesiąca i samo przeszło. Ale wrogowi nie życzę.
Bardzo Ci współczuję Betsi, przytulam mocno i życzę żeby te paskudne wybudzenia poszły precz i żebyś znowu zaczęła dobrze i spokojnie sypiać. Koniecznie z pięknymi snami
Reszko moja babcia zawsze twierdziła, że sny tłumaczy się na odwrót, np. śmierć to wesele.
Nie miej wyrzutów sumienia, że odsuwasz myśli o mamie - to chwilowe i robisz to po to, aby w przyszłości było lepiej. Mama potrzebuje teraz towarzyszki, przyjaciółki z którą będzie mogła się pośmiać, wyjść gdzieś, wyjechać, a ty żebyś mogła stanąć na wysokości zadania musisz najpierw uporać się ze swoimi problemami. I wszystko co ci w tym pomoże jest dobrym rozwiązaniem. Spróbuj tuż przed snem poczytać jakąś fajną książkę o miłej tematyce, na mnie czasem to działa, myśli niepokorne trochę się uspokoją, oderwą się i może nawet przyśni się coś dobrego
Moja Babcia zawsze powtarzała "Sen mara, Bóg wiara". Po prostu jak sen przykry, to człowiek o nim myśli, w końcu nikt nie lubi mieć złych snów.
Moje sny na szczęście bardzo się poprawiły i są szalone, zabawne, czasem głupie i nieprzyzwoite Dzisiaj miałam szalony sen o tym, że brałam udział w rajdzie samochodowym, a jedną z konkurencji było... tłumaczenie jakiś słówek, albo tworzenie do nich synonimów czy czegoś takiego Jak opowiedziałam mamie ten sen, to nie mogłyśmy przestać się śmiać
Też sobie tak to tłumaczę Emes, po prostu czasem mi głupio, że zajmuje się sobą, swoimi myślami. Ale wiem, że to jest naturalne, w końcu jakbym pracowała tak na poważnie, miała rodzinę, to logiczne i naturalne by było, że myślałabym o tej rodzinie i tej pracy. Owszem myślałabym i o mamie, bo to też naturalne, ale byłoby zupełnie inaczej. W końcu zanim mnie takie schizy nawiedziły i opętały, to też myślałam o milionie przeróżnych rzeczy i mama była jedną z tych myśli. Nie wypełniała sobą całej mojej głowy. Była moją jedyną myślą w czasie choroby, diagnozy, operacji, rekonwalescencji, kontrolach itd. bo to naturalne. Potem życie zaczęło się toczyć normalnym i własnym rytmem, ale też miałam wyrzuty długo, że skupiam się na czym innym, myślę o czym innym. W końcu przeszło. Teraz przez te myśli, znowu wypełniła każdą moją myśl, moje lęki. I co ukrywać trochę trudno się tego pozbyć. Ale to minie i będzie normalnie. Ważne, że już się zmienia na lepsze
I tak właśnie robię. Robię krótką awanturę mojej podświadomości, besztam ją i wyzywam od idiotek i zajmuję myśli czymś innym. Działa
Betsi, czyli wychodziłoby że jesteś lekooporna niestety. Znam trochę ten ból. Jak mam bóle głowy to mi tylko Ketonal tak naprawdę pomaga. Kiedyś pomagał mi jeszcze jeden lek przeciwbólowy, ale przestał. I w sumie na jakieś różne bóle też najlepiej Ketonal, a nie jestem lekomanką i nie łykam ich jak cukierków. Musi mnie naprawdę boleć, żebym się zdecydowała na lek. Bo znam osoby, które muszą brać bardzo silne przeciwbólowe, bo właśnie łykały proszki jak cukierki, no i się uodporniły.
Widocznie też tak masz, że nie każdy lek działa. Ziołowy syropek można spróbować, bo tam troszkę procentów jest Mama się ze mnie śmiała, że może powinnam sobie kielonka na sen wypijać, skoro Senospasmina zawiera procenty
Jak dzisiaj spałaś? Mam nadzieję, że chociaż troszkę lepiej.
Pozdrawiam Was serdecznie i słonecznie, bo piękna dzisiaj pogoda u mnie. I dobrego dnia życzę
A wiesz, że patrzyłam wczoraj na słońce zaglądające do mnie przez okno i zastanawiałam się, czy i do ciebie dotarło? Cieszę się, że tak. Tak samo jak cieszę się, że poczułaś się choć odrobinę lepiej.
Piszesz:
"to logiczne i naturalne by było, że myślałabym o tej rodzinie i tej pracy"
ale wydaje mi się, że zarówno w chorobie naszych bliskich, ani w czasie żałoby po nich nic nie jest logiczne i naturalne... Mam tyle zaległości, tyle rzeczy na których powinnam się skupić, a i tak mam to wszystko gdzieś. Zwyczajnie nie mam na to sił. Jeszcze.
A myślałaś o czymś "w zamian" póki nie masz własnej rodziny i pracy? Jakiś piesek, z którym trzeba będzie wyjść na spacer, który będzie domagał się uwagi i wniesie sporo życia i radości do waszego domu? Wierz mi - taki maluch potrafi wiele zdziałać
Psiaka mamy ^^ ponad 14 letnią jamnicę, więc jest z kim i na spacer i na kim uwagę skupić. Jest i przynosi wiele radości do domu. Chociaż ostatnio daje się we znaki i wieczorami nachodzi ją na kręcenie się, popiskiwanie. Czasem nie chce leżeć u mamy w łóżku, chociaż całe życie z mamą spała. Nie muszę mówić, że mnie swoim zachowaniem trochę nakręca (a przynajmniej nakręcała) na zasadzie czy ona też czegoś nie przeczuwa. Bo jej zachowanie jakoś zbiegło się w czasie z moimi schizami, a przynajmniej zaczęło jakoś pod koniec stycznia. Tak wiem, wmawiam sobie, głupoty plotę, no ale podobno coś w tym jest z tymi zwierzęcymi przeczuciami. Chociaż jak mówię, ja sobie wkręcam i nie myślę logicznie po prostu. Czy też nie myślałam, bo jak na razie jak mówiłam i powtarzam jest okej. Owszem potrafi mnie jakaś taka zła myśl dopaść i nawet potrafi mnie coś zamrowić skóra przy uszach czy na policzkach, poczuję ciepło w piersi czy coś, ale zwykle raz dziennie, potrwa to kilka sekund i sobie idzie. Potem nawet jak sama przywołam tą samą myśl, to już jestem spokojna i nic się nie dzieje. Wiem, że to duża zasługa leków jest, bez nich pewnie byłoby dużo gorzej, ale najważniejsze, że jest dobrze. I tak, przywołuję czasem takie myśli, myślę o tym, tłumaczę sobie, że nic się nie dzieje, że jest dobrze, że mama ma przed sobą jeszcze długie życie (nawet statystycznie 16 lat), a mama z długowiecznych to i dłużej. I że wcale zaraz piorun nie pierdyknie z nieba.
Jeszcze czytałam ostatnio ciekawy artykuł http://kobieta.onet.pl/zd...a-polak/5xg6xj0 Opinie mogą być przeróżne, nawet skrajnie różne, ale dało mi to sporo do myślenia. W pozytywnym sensie.
Najważniejsze że jest i będzie dobrze. Damy radę i poradzimy sobie ze wszystkim
Emes, na nadrabianie zaległości trzeba czasu. Musisz się wyciszyć psychicznie żeby tak naprawdę móc się skupić na czymkolwiek. I mówię to z własnego doświadczenia. Nerwy, smutek, wszelkie lęki, każda zła i dołująca emocja, nie pozwalają na skupienie się na czymkolwiek. Chyba tylko osoby (znałam takich ludzi) które w pełni świadomie i z pełną premedytacją się dołują i wyzwalają w sobie te mroczne emocje - jeśli tak to mogę nazwać - będą z tym szczęśliwe. Inni ludzie będą się z tym makabrycznie czuć, już nie mówię o skrajnych przypadkach, ale właśnie chodzi o taką zwyczajną niemoc gdy idzie o zwyczajne funkcjonowanie w świecie, czytanie, pisanie, pracę, czy nawet obejrzenie głupiego filmu albo serialu. Ja przez te dni, zanim poszłam do psychiatry to właśnie na niczym się nie mogłam skupić, nie mogłam myśleć w ogóle. W telewizji mogły lecieć tylko jakieś pogodne filmiki i seriale typu Brzydula, a ja i tak oglądałam bez jakiegokolwiek zrozumienia, tyle że było i było to łagodne i pozytywne. O książkach czy czymkolwiek innym mogłam zapomnieć. Zaraz jakieś jazdy, schizy, lęki. Teraz (może i dzięki lekom, może dzięki moim walkom i zmianom w nastawieniu) mogę spokojnie oglądać wszystko, a najważniejsze mogę znowu czytać ukochane książki i MYŚLEĆ
Pozdrawiam serdecznie
[ Dodano: 2019-02-07, 20:16 ]
P.S. Zapomniałam powiedzieć, że dzisiaj we śnie śniła mi się kostnica, albo jakaś kaplica połączona z kostnicą, jakaś sala pogrzebowa? Nie wiem, ale coś takiego. I że mama tam była. Nie jako zmarła, tylko tam siedziała. A ja nie mogłam tam wejść, bo coś mnie atakowało, jakiś zły stwór i musiałam z tym walczyć. Teraz w głupocie swojej zajrzałam do sennika i kostnica we śnie, nie ma miłych znaczeń... Nie nie nakręcam się, zero lęków. Ale jakoś tak dziwnie.
U mnie, raz lepiej, raz gorzej. W weekend zaliczyłam zjazd (w piątek albo sobotę, minął miesiąc od załamki) Miałam wrażenie, że leki przestały działać. Trochę mnie potelepało, mrowienie głowy, karku. Złe myśli też się pojawiały i niepokoje. Niepokoje potrafiło obudzić we mnie dosłownie wszystko, nawet głupie myślenie o obiedzie. Natomiast wczoraj było naprawdę bardzo przyjemnie, chociaż w dzień raz czy dwa, poczułam irracjonalny, na niczym nie skupiony niepokój. Ot pojawił się.
Powiem tak. Na 100% przeszedł mi lęk o to, że mama za chwilę umrze. Niestety trzymają się mnie lęki, że mama się starzeje i że ta śmierć jest realna i nieunikniona. Kiedyś - właściwie przez całe życie - odejście mamy było dla mnie całkowitą abstrakcją. Owszem myślałam o tym jak pewnie każdy i łapałam się na tym, że było to dla mnie coś niemożliwego i abstrakcyjnego. I na początku stycznia jakbym obudziła się ze snu, jakby mnie coś trafiło prosto w głowę i nagle do mnie dotarło, że mama jest śmiertelna i kiedyś odejdzie i niestety to "kiedyś" wcale nie musi być takie odległe. Chociaż wiadomo, że nie natychmiastowe i może spokojnie jeszcze ze 20 lat minąć. Ale myśl ta potrafi mnie dopaść w dowolnym momencie. Co prawda zaraz sobie idzie, ale się pojawia, franca nieproszona.
Do stycznia uwielbiałam staruszków płci obojga. Osoby takie, rozczulają mnie, wywołują opiekuńcze i dziecięce instynkty. Traktuje je tak jakby byli moimi dziadkami. Teraz ich widok wywołuje u mnie niepokój, jakieś irracjonalne lęki. Nie zawsze, ale pojawia się to. Trwa to kilka sekund dosłownie. Chociaż mam taką sąsiadkę przeuroczą, mówię do niej "Babciu", kobitka ponad 85. Uwielbiam ją, ale kurcze nawet ona potrafi wywołać u mnie ten niepokój. Jak mówię chwilowy, ale się pojawia. Idiotyczne to jest.
Mam ochotę zapytać mamę, czy jak była w moim wieku, (mama miała 27 lat mnie urodziła, babcia 28 gdy wydała ją na świat, więc niemal ten sam wiek) to też miała takie lęki o babcię i czy w ogóle myślała o tym starzeniu się babci i tym, że niedługo może odejść. Wiem, że miała inną sytuację. Miała normalną pracę, miała mnie, tatę, ciotki, jeszcze normalne stosunki z braćmi i ich żonami były utrzymywane, więc trochę inaczej było. Mimo to, jestem ciekawa, czy miała takie myśli i jakieś lęki z tym związane. Powstrzymuje mnie tylko to, że na pewno by się zdenerwowała i zmartwiła mną.
Ma być jednak optymistycznie. I ja bardzo staram się myśleć pozytywnie Po weekendowym zjeździe nie pozostał ślad - prócz tego w pamięci. Od wczoraj znowu samopoczucie idzie w górę. Co prawda dzisiaj kilka razy złe myśli mnie naszyły, ale sobie zaraz poszły nie zagrzewając miejsca na dłużej niż minuta czy dwie. I nawet nie musiałam ich wyganiać. Same sobie poszły. Wystarczyło, że skupiłam się na czymś innym. Wiadomo, nie od razu Kraków zbudowano i wiem, że potrzeba czasu żeby wszystko wróciło do normy i do stanu sprzed tego paskudnego załamania nerwowego
Ajaj, rozpisałam się
Ale co tam ja. Jak Ty się czujesz Emes? To jest ważne
Wiesz, wydaje mi się że takie myśli nachodzą czasem każdego. Trudno widząc np. nieporadność starszych ludzi nie zastanowić się nad tym, czy i nas to kiedyś czeka. Lub słysząc o czyjejś śmierci nie pomyśleć o sobie i swoich najbliższych. Pytanie tylko czy pozwolimy tym myślom zawładnąć naszym życiem?
A co u mnie? Niestety nadal bez zmian, nie ma chwili w której nie tęskniłabym za tatą. Nadal nie mogę uwierzyć, że to tak się zakończyło...
No wiadomo wiadomo. Chociaż ja się akurat swojej starości i śmierci kompletnie nie obawiam. Bardziej się martwię co ze wszystkimi rzeczami się stanie. Szkoda by mi było wszystkich pamiątek, zdjęć, które by pewnie na śmietniku wylądowały. Nie miałabym komu tego przekazać. Dzieci nie mam i raczej już mieć nie będę, chyba że adoptowane, bo uważam, że już nie jestem w wieku rozpłodowym (miałabym 80 lat jakby moje dziecko przeze mnie urodzone maturę robiło, albo i dopiero do liceum szło?), no i najpierw bym chłopa musiała mieć czyż nie? No chyba, że poleciałabym do centrum plemników Na rodzinę liczyć nie mogę. Cioteczne siostry materialistki straszne, ale do pamiątek wagi nie przywiązują. Dla nich albumy i bibeloty to śmieci. One i ich rodzice nawet książki uważają za śmieci. Mają swoje tablety i e-booki. Papierowe książki to g***o.
Emes, mam ochotę Cię przytulić i wyściskać ze wszystkich sił. Chciałabym Ci zabrać cały ból, żeby została tylko ta tęsknota, ale taka spokojna tęsknota. To co czujesz i przeżywasz jest całkowicie naturalne, jakkolwiek by to brzmiało. Mnie jest przykro i strasznie Ci współczuję, a co dopiero Ty musisz czuć. Nie będę mówić, że już jutro będzie lepiej. Na to trzeba czasu. Nie wiem do którego typu ludzi się zaliczasz. Albo rzucenie się w wir zajęć, obowiązków by Ci jakoś pomogło, albo wręcz przeciwnie, jakaś oaza spokoju, w której mogłabyś się zaszyć, odciąć od wszystkiego.
Skoro nie obawiasz się własnej starości i śmierci, a panikę wzbudza tylko myśl o śmierci mamy, to może pomyśl sobie tak przekornie, że tak naprawdę nikt z nas nie wie "kto z brzegu" jak mawiała moja babcia Ja też nie mam dzieci, ale jest tyle rzeczy o które trzeba się martwić, że nie mam już ani czasu ani sił na zamartwianie się tym, co stanie się z rzeczami...
Dziękuję za dobre słowo, odpowiedziałam już w swoim wątku, żeby nie zaśmiecać twojego.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum