Pora zakończyć wątek który zacząłem.
Miałem 6 kursów chemii w ciągu pół roku, 4 x 7 dni, 2 x 6 dni. Pierwsze kursy znosiłem niemal bardzo dobrze, jedyne skutki uboczne to brak apetytu i kilka dni potem w domu musiałem "odchorować". To chyba normalne. Sporadycznie miałem małe zapalenia pęcherza, ale w sumie nic groźnego. Natomiast ostatni kurs miałem 7 dni a potem 3 dni (czerwona, całodobowa chemia - straszny syf). Grudzień był dla mnie fatalny, przechodziłem te chemie bardzo źle. Praktycznie zero jedzenia, na sam widok i zapach miałem odruchy wymiotne. Właściwie to non stop miałem ochotę wymiotować, dlatego kompletnie nic nie jadłem. "Uciekłem" po ostatnim kursie ze szpitala tuż przed północą w ostatni dzień roku, byłem zdeterminowany aby nowy rok zacząć poza szpitalem. Gdyby trzeba było wracałbym do domu nawet na piechotę
W połowie kursów miałem poszerzenie zabiegu czyli tzw. wycięcie blizny. Tuż przed tym naświetlanie miejsca gdzie był guz, tj. 7 dni. No, gojenie się rany w czasie chemii to jest mocne przeżycie. Kilkanaście tygodni miałem z głowy, w ranie wdało się bardzo mocne zapalenie ropne, lekarze mówili że to można tylko przeczekać. Potem zrobiła mi się dziura w tej ranie, rozlazła się jak to się mówi. Swoje przeżyłem, ale to chyba normalne niestety po naświetlaniach i chemii. Jeszcze dzisiaj mam spory strup, ale to już jest bajka do tego co było. Jeszcze mnie dość mocno boli skóra, często czuję jakbym codziennie miał ją poparzoną. Smaruję maściami, no ale to już nie problem.
Wyniki wszystkie mam ok, żadnych przerzutów do płuc. Co prawda chyba w październiku wyszły jakieś pojedyncze guzki, ale to jak się okazało skutek chemii (mocno kaszlałem, zdjęcia oglądali w CO i stwierdzili że to na pewno nie przerzut). Niedawno robiłem tomograf i jest idealnie bez zmian. Czysto.
Co do całej tej chemii to jedyne co mogę radzić to odżywiać się jak najlepiej. Ameryki nie odkryję jeśli powiem że im się lepiej odżywiasz, tym lepiej zniesiesz potem te syfy i szybciej dojdziesz do siebie. Nie ma jednej diety dobrej dla wszystkich.
Bardzo miło wspominam Panią doktor która się mną opiekowała. Ogólnie sam oddział tkanek miękkich i kości bardzo miły dla pacjenta (jeśli "miły" to wogóle dobre słowo w tym przypadku). Niestety standard szpitala to lata PRL'u, no ale wiadomo że wszystko co nowe kosztuje.
23.03.2012 na mszy o uzdrowienie duszy i ciała Jezus dał mi fizycznie odczuć, że zabiera mi tę chorobę. Wiem że jestem zdrowy, śpię spokojnie. Dużo przeżyłem przez ten ostatni czas i pozostaje mi się modlić za kolegów i koleżanki które poznałem. Dziękuję wszystkim z forum za dobre rady, dziękuję wszystkim lekarzom i pielęgniarkom z oddziału za opiekę.
Na ten wątek już wracać nie będę, jeśli chciałbyś mnie o coś zapytać to najlepiej na maila (tomekbul@gmail.com) gdyż na forum wchodzę sporadycznie.
Wszystkim życzę pełnego wyzdrowienia i wiele sił do walki z chorobą.
Bardzo Was pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję za wszystkie słowa otuchy - zwłaszcza na privie. Mocno się trzymajcie!!!
Tomek