Witajcie,
długo nie pisałam, sporo działo się ostatnio w naszym życiu.
Dziadysław.
Poprzednia sobota była wręcz genialna
Dziadkowiak tryskał energią i humorem.
Był conajmniej nieznośny i nieposkromiony jak rozchichotane dziecko...
Jak za starych, dobrych, zdrowych, rozbrykanych czasów
Ale to tylko jedna z nielicznych wysepek radości w ostatnim czasie.
Ten tydzień nie należał niestety do szczególnie udanych.
Powróciły nieustanne, uciążliwe i męczące biegunki.
Bóle wątroby są coraz silniejsze, całe szczęście że leki przeciwbólowe nieco je łagodzą.
I tu punkt dla mnie.
Dziadkowiak dał się przekonać do ich zażywania
Hurrrraaaa
Pozostały problemy ze snem.
Samopoczucie.
Ogólnie nie jest najlepsze.
Dziadziuś boi się śmierci i sporo o niej rozmyśla.
Często płacze.
A czasu na myślenie ma aż nad to.
Żyje bez planów, tak z dnia na dzień.
Czasem zatli się w Nim maleńka iskierka nadzieji.
Staram się jak mogę wgniatać dosłownie (ściskając Go i tuląc) wolę życia i siłę do dalszej walki. Mówię jak bardzo go kocham i jak ogromnie jest dla mnie ważny.
Jakim skarbem jest dla mnie, mojego Synka i Męża.
Mąż mówi, że jest dla Niego jak "rodzony" Dziadek.
Dziadkulec bardzo się wtedy wzrusza...
Wiecie, Oni- Dziadek i jego rodzina nie potrafili okazywać emocji, wstydzili się ich, bali sie słabości.
Byli twardego chowu...
Wiele w życiu przeszli.
Mojego Pradziadka zabili Niemcy podczas pacyfikacji 3 wsi na Powiślu, jaka miała miejsce w odwecie za nieudaną akcję partyzantki.
Zabierano wszystkich mężczyzn i chłopców.
Dzieciom (Dziadkowi i 2 Jego braciom udało się ukryć) ale wszystko widzieli.
Do tej pory na sianach studni (dawniej równiez na drzwiach od domu) widoczne są ślady po snajperskich kulach.
Mamę pochował kilka lat później, jako młody chłopak.
W między czasie zmarł jego 16 letni brat, wcześniej 2 innych najmłodszych braciszków 2 i 3 latków.
Pięć lat temu pożegnał ostatniego z braci, ale w gruncie rzeczy całe życie czuł, że nosi na barkach brzemię samotności.
Był sam wśród ludzi, choć ludzie Go otaczali.
Dlatego tak ważne jest, że na mnie potrafił się otworzyć i na mojego Męża i Synusia.
I że potrafił powiedzieć że mnie Kocha i całą naszą małą Rodzinkę
I to że nie spodziewał się, że będzie miał takie wnuki (mojego Męża też uważa za wnuka) i że nie otrzymał tyle dobrego nawet od swoich dzieci.
A to przecież nic dobrego- to tylko miłość...
Udaje się czasem wyrwać Go z tego marazmu, ale są to okresy krótkotrwałe.
Staramy się więc jak już możemy, jak najbardziej zająć Jego myśli i szukać bodźców motywacyjnych.
Organizujemy Mu tak czas, żeby tego czasu na myślenie było jak najmniej...
A czuję, że czasu coraz mniej i to życie ucieka nam przez palce...