Witam wszystkich. Postanowiłam opisać tutaj swoją historię z "rakiem" ponieważ ostatni miesiąc przesiedziałam na forum w poszukiwaniu wszelkich informacji i pocieszenia.
Mój mąż na poczatku lipca dostał zapalenia płuc, żadnych objawów(brak kaszlu, osłuchowo nic nie słychać) oprócz wysokiej gorączki oraz podwyższonego CRP i OB. Na zdjeciu RTG widoczne zmiany zapalne. Oczywiście antybiotyk 10 dni i pózniej kontrolne zdjęcie RTG i morfologia.
Kontrolne zdjęcie niestety nie wykazało żadnej poprawy, gorączka spadła ale śład jaki był taki został. Skierowanie do pulmonologa, który zasiał ziarno niepewności bo po miesiącu zapalenia powinno schodzić, zlecił ponowne 3 RTG, które również nie wykazało zadnej poprawy. Mąż dostał pilne skierowanie na TK bo to może być coś grożniejszgo niż zapalenie. Postanowił iśc do innego pulmonologa , który potwierdził tylko jego obawy. TK zrobił prywatnie na drugi dzień, opis ściął mnie z nóg, mniej więcej tak: widoczne spikularne nacieczenia w śródmiąższu ok 2 cm ,powiększone węzły chłonne przybierające postać kulistą, nacieczenia z procesem rozrostowym itp. Po szybkiej wizycie u lekarza byliśmy prawie pewnie że to nowotwór, na drugiej wizycie mąż dostał skierowanie do szpitala na bronchonoskopię. W czasie badania okazalo się że... w płucach nic nie ma, nie ma z czego pobrać wycinka. Pan doktor potwierdził ze wszystko jest ok, zostało zrobionre rtg, okazało się ze było to bardzo długo utrzymujące się zapalenie płuc. |