Tatę zawieźliśmy do szpitala z podejrzeniem złamania kręgosłupa. Wywrócił się parę razy na śliskiej stromej drodze. W szpitalu Rydygiera na oddziale SOR w Nowej Hucie po 10 godzinach oczekiwania na przyjęcie (!) zrobiono RTG i okazało się, że to nie jest złamanie kręgosłupa. Tatę przyjęto na oddział Neurologii podejrzewając udar mózgu.
Po pięciu dniach pobytu wykonano TK głowy. Okazało się, że nie jest to udar lecz trzy duże przerzuty nowotworowe w OUN. Podano mu sterydy w kroplówce, które według lekarza nie dały żadnej poprawy i wypisano go do domu.
Podobno koniec to kwestia tygodni. Lekarz stwierdził, że lepiej człowieka nie męczyć, nie szukać pierwotnego nowotworu, bo szanse na jego wyleczenie są żadne. Wydano nam skierowanie na naświetlanie jako leczenie paliatywne. Termin jest na 24-tego. Jutro jadę załatwiać sprawę hospicjum domowego.
Tato ma duży niedowład prawej nogi i prawej ręki. Nie jest w stanie samodzielnie stać. Prawa ręka mu drga. Praktycznie nic nie jest w stanie w niej utrzymać. Mowa czasami jest niezrozumiała. Jąka się. Zawsze był nerwowym człowiekiem ale teraz jest to zdecydowanie wzmożone. Nie wiem czy bardziej wpływa na to uszkodzenie mózgu, czy to, że sam nie może sobie poradzić. Zawsze wszystko robił sam.
Tata dalej wie, że ma udar. Chce widzieć wypis. Więc kłamiemy, że zostawiliśmy wszystko w szpitalu gdzie będzie miał "zabieg". Dylemat jest ogromny - czy powinien wiedzieć, czy jednak nie. I tak się dowie jeśli dożyje wizyty w szpitalu...
P.S. Dużo tu, na tym forum wiedzy. Dam link siostrze, pewno tu zaglądnie.
Zwykle chory powinien wiedzieć tyle, o ile pyta. Najczęściej ci, którzy nie chcą wiedzieć - nie pytają wcale. Generalnie uważa się, że chory powinien wiedzieć o swojej chorobie - daje mu to możliwość zamknięcia swoich spraw np. finansowych, pojednania z tymi, z którymi chce się pojednać, spotkania z tymi, z którymi chce się spotkać. Nieetycznie jest odbierać człowiekowi taką możliwość...
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Dziękuję za podpowiedzi.
Tato już wie. Powiedziała siostra. Ja przeżyłem to gorzej niż on. Przyjął spokojnie. Pytania jakie zadawał, to związane z leczeniem. Ile jest tych naświetlań itp. Nie pytał o perspektywy długości życia. Zawsze był twardy i tak też teraz się zachował. Przyjął to lepiej niż ja. Po prostu kazał siostrze iść i załatwić takie zwyczajne codzienne sprawy.
Teraz wiem, że nie warto ukrywać prawdy. I ze względu na to, co pisze Madzia70 i ze względu na rodzinę, która przeżywa to po raz drugi. Pierwszy raz podczas informacji od lekarza, a drugi raz podczas mówienia prawdy choremu. Poza tym tata chyba jednak snuł perspektywy związane z życiem z udarem, częściowym niedowładem. Pogodził się jakoś z tym, a teraz drugi cios.
Załatwiłem sprawy hospicjum. Tam też potrzebna jest zgoda chorego. Inaczej lekarz nie przyjdzie. Zareagowali szybko, bo dzisiaj zgłosiłem chorego i dzisiaj już będzie lekarz.
emem, mnie gorzej wk.. to że przedemną ukrywali mówili po kątach za plecami, od momentu kiedy wiem oni są spokojniejsi i ja też . ok, mleko sie wylało i trzeba je pościerać tz podjąć leczenie . szkoda czasu na jakieś niedomówienia kawa na ławę
,ok na popczątku może i być zgrzytanie zębami ale najważniejsze to wykorzystać ten czas , bez wzgledu ile nam go pozostało
Tak, właśnie tego się też obawiałem, że wyjdzie to podczas naszej rozmowy "szeptem". Głupio się człowiek czuje właśnie rozmawiając za plecami... Przyznam, że chyba wszyscy nie bardzo mogliśmy znieść, że my wiemy, a tato nie.
Tak, zdecydowanie jest lepiej.
Przyszedł lekarz i pielęgniarka jeszcze w ten sam dzień, w którym zgłosiliśmy tatę do hospicjum. Przyznam, że jestem zaskoczony pomocą jaką otrzymaliśmy. Wszystko nam wyjaśniono, a przede wszystkim wyjaśniono naszemu tacie. Dostaliśmy numery kontaktowe w razie gdyby coś niedobrego się działo. Teraz przynajmniej nie czujemy się odstawieni na boczy tor.
[ Dodano: 2013-01-15, 21:12 ]
Pozostają w głowie pytania - czy na prawdę nic poza medycyną paliatywną nie pozostaje ? Naprawdę nie ma szans ? Tylko czekanie ? Na ile wierzyć lekarzom ? Może się jednak mylą ?
Pozostają w głowie pytania - czy na prawdę nic poza medycyną paliatywną nie pozostaje ? Naprawdę nie ma szans ? Tylko czekanie ? Na ile wierzyć lekarzom ? Może się jednak mylą ?
emem napisał/a:
Okazało się, że nie jest to udar lecz trzy duże przerzuty nowotworowe w OUN. Podano mu sterydy w kroplówce, które według lekarza nie dały żadnej poprawy i wypisano go do domu.
Podobno koniec to kwestia tygodni. Lekarz stwierdził, że lepiej człowieka nie męczyć, nie szukać pierwotnego nowotworu, bo szanse na jego wyleczenie są żadne.
Niestety, najprawdopodobniej lekarz się nie myli.
Przerzuty do mózgu są dość charakterystyczne i łatwe do rozpoznania,
wydaje mi się bardzo mało prawdopodobne, by lekarz nieprawidłowo ocenił sytuację.
A skoro tak, to nie ma możliwości wyleczenia, choroba jest w najwyższym IV stadium zaawansowania.
Także w sprawie braku celowości poszukiwania ogniska pierwotnego lekarz ma rację:
uciążliwa diagnostyka nie wpłynie na poprawę jakości życia ani na możliwość jego przedłużenia.
Natomiast pomóc mogą naświetlania paliatywne, czasowo zmniejszając guzy / hamując ich progresję.
Przykro mi, że nie są to dobre informacje.
_________________ Solve calceamentum de pedibus tuis: locus enim, in quo stas, terra sancta est [Ex: 3, 5]
Tak, nie są to dobre informacje ale dziękuję za nie. Jeśli nie ma innego wyjścia, to właśnie chciałbym być pewien na 100%, że tak właśnie jest. Nigdy bym sobie nie wybaczył gdybym miał świadomość, że coś jednak można było zrobić.
Ognisko pierwotne jest chyba w płucach. Lekarz, który był z hospicjum pytał tatę czy wie gdzie jest ognisko - "Płuca ?" i padła odpowiedź lekarza "Tak". Na wypisie faktycznie jest wspomniane o czymś w płucu. Myśmy to wzięli jako pozostałość po przebytej w młodości przez tatę gruźlicy.
24.01.2013 - Tatę nie zakwalifikowali do radioterapii. Może nie dosłownie, bo lekarka (radiolog) powiedziała, że może podać naświetlanie ale to przyniesie więcej szkody niż pożytku dla chorego. W takim stadium nie spowolni to rozrostu zmiany, a spowoduje znaczny obrzęk mózgu. "Będziecie zmuszeni podawać leki dożylnie"...
28.01.2013 - Był lekarz onkolog z hospicjum. Wydaje mi się, że nie bardzo się zdziwił, że nie podano radioterapii. Za to zauważył, że mowa znacznie się pogorszyła. Zwiększył dawkę leków przeciw obrzękowych. Zastanawia mnie dla czego cały czas sprawdzane jest taty podniebienie. Czy to coś aż tak istotnego ?
Widać jak ten parszywy nowotwór z dnia na dzień postępuje...
Mojej mamie dawali 8 miesięcy życia przy nowotworze tarczycy. To już chyba 15 rok jak żyje i całkiem dobrze funkcjonuje. Może cuda jak pech chodzą parami ?...
Za to zauważył, że mowa znacznie się pogorszyła. Zwiększył dawkę leków przeciw obrzękowych. Zastanawia mnie dla czego cały czas sprawdzane jest taty podniebienie. Czy to coś aż tak istotnego ?
Lekarz sprawdza całą jamę ustną, jednak szczególnie ocenia stan podniebienia, łuki podniebienne i gardłowe, ponieważ w tych miejscach dochodzi do stanów zapalnych, ropni, przetok i innych powikłań ( zmiany naciekające tkanki w jamie ustnej ) u pacjentów z procesem nowotworowym w obrębie głowy. Przy okazji ocenia również uwilgotnienia śluzówek jamy ustnej. Najczęściej na wspomniane dolegliwości cierpią chorzy wyniszczeni, o znacznie obniżonej odporności organizmu. Dlatego to takie istotne...
Chciałbym tutaj podziękować za wielką pomoc, która została udzielona naszemu Tacie i nam przez "Hospicjum im. św. Łazarza" Kraków ul. Fatimska 17
Wam, którzy tu na tym forum udzielali nam porad też bardzo dziękuję.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum