Niestety, to jest przerzut do mózgu. Czy można mieć jeszcze nadzieję?
Muszę poszukać na forum, w internecie informacji na ten temat.
Można stosować leczenie objawowe, w tym np. WBRT jeśli będą odpowiednie do tego wskazania.
Zabiegi te pozwalają znacznie poprawić jakość życia, także mogą wpłynąć na jego przedłużenie,
niestety nie prowadzą do wyleczenia.
O guzach przerzutowych do mózgu i WBRT więcej możesz przeczytać w tym opracowaniu.
Chanel napisał/a:
Tereska jest teraz w szpitalu, ale po wyjściu od razu będzie załatwiane hospicjum.
Skorzystanie z pomocy i opieki hospicjum jest bardzo dobrym rozwiązaniem.
Tamtejszy personel jest do tego najlepiej przygotowany.
_________________ Solve calceamentum de pedibus tuis: locus enim, in quo stas, terra sancta est [Ex: 3, 5]
Przykro mi, wiem jak taka wiadomość zwala z nóg.
Ale jeśli mogę jakoś dodać Ci otuchy i nadziei, to napiszę, że mój Tato po diagnozie przerzutu do mózgu żyje już półtora roku! Miał operację i naświetlanie, potem pojawił się kolejny przerzut i znów operacja. Po jakimś czasie kolejny - do móżdżku. Tu zastosowano stereotaksję, czyli miejscowe bardzo silne naświetlanie (tak mniej-więcej o to chodzi, ale w szczegółach się nie orientuję). Tak że wszyscy myśleliśmy, że to już koniec, a Tata nie tylko żyje (ma niestety też inne przerzuty, ale walczy), ale też chodzi, mówi, jest całkowicie sprawny umysłowo. Nie traćcie więc nadziei, że jeszcze sporo da się zrobić
Dziękuję Richelieu za naprowadzenia do interesujących mnie tematów. Zaraz sobie poczytam.
Od dzisiaj moja przyjaciółka jest w szpitalu onkologicznym, ma mieć na razie 5 naświetlań.
Łudziłam się, że te naświetlania mogą całkowicie zlikwidować przerzuty do mózgu...
No cóż, w tym układzie można się tylko cieszyć, że chociaż poprawiają jakość życia i przedłużają je.
Ech... I tak ciągle mam - od nadziei do rozpaczy ... Jak się uspokoić? Przecież muszę być silna dla Teresy. Na dodatek pochorowałam się i nie będę mogła odwiedzać jej w szpitalu.
Kretka - to dobra wiadomość! Dziękuję Ci bardzo!
Jak mi Teresa mówiła o potencjalnych powikłaniach po tym naświetlaniu, to przeraziło mnie to jeszcze bardziej.
Będę się tego trzymać - że jeszcze trochę czasu mamy dla siebie, więc trzeba go jak najlepiej wykorzystać i cieszyć się każdą chwilą spędzoną razem.
Jak mi Teresa mówiła o potencjalnych powikłaniach po tym naświetlaniu, to przeraziło mnie to jeszcze bardziej.
Chanel, oczywiście pewnie wiesz, że każdy przechodzi inaczej leczenie i jedno mają gorsze powikłania, drudzy mniej gorsze powikłania. Oczywiście człowiek się naczyta i nasłucha tych najgorszych, i te najgorsze najbardziej zapamiętuje. Ale oczywiście (pewnie dobrze o tym wiesz) te najgorsze powikłania w Waszym przypadku nie muszą mieć miejsca. Czego życzę Teresie, jak najmniej uciążliwych skutków ubocznych.
Chanel napisał/a:
Będę się tego trzymać - że jeszcze trochę czasu mamy dla siebie, więc trzeba go jak najlepiej wykorzystać i cieszyć się każdą chwilą spędzoną razem.
I to podejście jest najlepsze. Tak naprawdę nikt nie wiem, ile mu zostało. Osoby chore lub te mające bliski kontakt z osobami chorymi mają tego świadomość, że nie jesteśmy wieczni, czy że nie będziemy żyć milion lat. To może być dla niektórych przerażające. Ale jednocześnie mając taką świadomość, najpełniej możemy przeżyć dany nam czas.
Życzę Wam (Tobie i Teresie) najwięcej najpiękniejszego i najpełniejszego czasu.
Pozdrawiam Was serdecznie
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Dzięki bardzo Justynko! Również w imieniu Tereni.
Poczytałam sobie trochę w internecie i szybko wróciłam do Waszych słów otuchy. Nie będę już, albo na razie, już nic czytać, bo dołuje mnie to bardzo.
Muszę pamiętać to, co sama ostatnio napisałam i co Wy napisałyście i tego się trzymać.
Matko! Aż tyle ludzi choruje na raka! Porażające jest to.
Hospicjum jeszcze nie załatwione. Terenia boi się tego. I w tym układzie nie wiadomo,
czy załatwiać poza nią i skorzystać tylko wtedy, gdy będzie podbramkowa sytuacja,
czy na razie odłożyć to zapisanie. Poza tym doczytałam się, że hospicjum
podejmuje się opieki dopiero wtedy, gdy wszelkie leczenie jest zakończone? A może coś źle zrozumiałam?
Terenia po naświetlaniach dużo śpi, jest trochę splątana, trudno jej "chwycić" myśli.
Ale martwi mnie jeszcze jedno - jak była w szpitalu na tych naświetlaniach kazali
jej brać chemię, którą do tej pory brała, a jak poszła na wizytę do swojego onkologa
(zresztą w tym samym szpitalu!) ta zdecydowała, że do następnej wizyty chemie zawiesza.
Jak się doczytałam w internecie, czegoś takiego raczej się nie robi?? Zwłaszcza, że ta
chemia pomagała na pierwotnego guza. Nie wiem, co w tym układzie robić - iść prywatnie
na konsultację do innego onkologa?
Hospicjum domowe jest załatwione. Niestety wszystko jest coraz bardziej skomplikowane. Radioterapia zostawiła trwały ślad w mózgu Tereski. Jest taka zmieniona. I kontakt z nią jest utrudniony.
A prowadząca lekarka-onkolog jest do bani. W zasadzie nie chce już rozmawiać, o żadnej chemii nie chce rozmawiać, mimo, że ta chemia trzymała w ryzach pierwotnego guza. Radiolog nie może chemii przepisać, bo nie ma takich kompetencji i koniec. Postawiony krzyżyk na człowieku.
Zbieram siły, by znów ją odwiedzić, ale to jest takie trudne... Właściwie tytuł mojego wątku dotyczy dwóch stron - i osoby chorej, i osoby bliskiej temu choremu. Straciłam już nadzieję. I teraz już nie jest pytanie "czy?" ale "kiedy i jak?".
Tylko nie wiem, co odpowiedzieć, jeżeli Terenia powie, że jej życie się kończy ...
Tylko nie wiem, co odpowiedzieć, jeżeli Terenia powie, że jej życie się kończy ...
powiedz jej ze tu być moze zycie się konczy i każdego z nas się kiedys skonczy, po to się rodzimy zeby kiedyś umrzeć,ze kiedyś to nadejdzie ale ma czas na to zeby pobyć z tobą żeby rozmawiac,,
pomoż jej wlac trochę swiatła w to uciekające zycie
warto
popros ja zgodę na załatwienie hospicjum,
moze przekonają ją słowa ktorym przekonałam mojego tatę , że hospicjum to nie ostatecznośc ale to nowa jakość lepsza od terazniejszosci,
tam moze jeszcze zyć długo i w pełni pod dobrą opieką i wsrod bliskich
trudno jest przekonac chorego ktory jest w złym stanie ale czasem warto, nawet wbrew sobie ,
i bądz bo dla niej to wazne
_________________ Nawet jeśli niebo zmęczyło się błękitem, nie trać nigdy światła nadziei.
Dięki Niki. ...Tak , życie boli. I tak trudno tym, którzy zostali....
Dzisiaj był pogrzeb Tereni... Miałyśmy jeszcze tyle planów... A tu nagły kryzys zakończył jej życie ... Trudno mi w to uwierzyć ....Trochę to potrwa, zanim się pozbieram. I tak żal, że odeszła taka dobra dusza.
Życzę wszystkim siły, hartu ducha, wrażliwości na drugiego Człowieka.
śledziłam pisany przez Ciebie wątek napisałam tylko raz a od śmierci Uli nie miałam odwagi czytać tym bardziej pisać dopiero dzisiaj i dowiedziałam się że Twoja przyjaciółka odeszła
Tak bardzo mi przykro , przyjmij wyrazy współczucia
_________________ Bije zegar godziny , my wtedy mówimy: '' Jak ten czas szybko mija '' - a to my mijamy .
Stanisław Jachowicz
Soniu, też dawno mnie tu nie było... Rozumiem Cię.
Wiem, co czułaś, co czujesz. I wiem, że Ty wiesz...
Na razie jestem w rozsypce ... I czuję wielką rozpacz i pustkę.
Kretko, kochana, tak bardzo mi przykro z powodu Twojego Taty!
Wiem, jak to boli ...
Kilka dni temu przeczytałam książkę Danniona Brinkley'a "Przeżyłem śmierć" i utkwiło mi w pamięci m.in. to stwierdzenie:
" Niebiańskie istoty wierzą, że jesteśmy potężnymi istotami duchowymi, które okazały wielką odwagę, przychodząc na Ziemię.
I że każdy, kto jest tutaj, powinien mieć do siebie wielki szacunek."
Taaak... Patrząc na zmagania Tereni i wszystkich chorych, a także osób im towarzyszących, nie sposób się z tym nie zgodzić.
Polecam wszystkim książki Elisabeth Kubler-Ross. Ona chyba pierwsza zajęła się tematyką śmierci i umierania.
Byłaś dzielna Chanel...Dobrze mieć taką przyjaciółkę...
Często myślę o tym co być może. Nie mogę się z tego wyrwać. Napisałam sobie dzisiaj takie warunki, pod którymi zgodzę się poddać, bo chcę się jeszcze pooszukiwać, że ode mnie coś zależy.
Kiedy będę umierała
chciałabym aby mój pies z bólu zawył
żeby mój mąż z rozpaczy krzyczał
żeby ptaki w locie zamarły
żeby świat znieruchomiał z żalu
żeby zmierzch nastał
cisza zapadła
ziemia jęk wydała
czy tak się stanie?
Nie
ziemia pozostanie niema
życie będzie tętniło
słońce pulsować będzie promieniami
ruch i śmiech słychać będzie dookoła
ptaki będą w locie świergotały
mąż pomyśli-"coś trzeba z życiem zrobić"
tylko pies bez kalkulacji wbije się w kąt
I dlatego Panie...nie pójdę stąd!
Witaj Saro!
Dawno nie zaglądałam na forum, bo w listopadzie ciągle byłam w drodze. I dobrze, bo nie miałam zbyt dużo okazji do myślenia. Teraz jestem w domu i dzisiaj dopadła mnie znowu rozpacz, tęsknota, żal i wyrzuty sumienia, że czegoś nie zrobiłam albo zrobiłam nie tak, jak trzeba było...
Dziękuję Ci bardzo za piękny wiersz. Ale nie całkiem się z nim zgadzam.
Gdy ktoś bliski odchodzi, nic już nie jest tak jak zawsze, mimo, że słońce dalej świeci, pory roku się zmieniają a my znowu zaczynamy się śmiać. Zostaje pustka po tej osobie, której nikt i nic nie zapełni. Bo każdy z nas wnosi do życia innych coś innego, niepowtarzalnego.
Kochana Saro! Nie dziwię Ci się, że ciągle myślisz o tym, co może być. W ostatniej osobistej rozmowie z moją Przyjaciółką (wtedy nie wiedziałam, że już więcej się nie zobaczymy) wyraziłam podziw dla jej woli życia, że umiała tyle trudnych sytuacji w ciągu tych 3 lat przejść i powiedziałam, że nie wiem, czy ja dałabym radę. Nikt z nas tego nie wie, ale mam nadzieję, że jak będzie trzeba, większość z nas znajdzie siły, by walczyć, by żyć, by się nie poddawać. I tego z serca Ci życzę! A myślę, że od Ciebie bardzo dużo zależy. W każdym momencie życia.
I mam nadzieję, że masz lepszą - niż ja byłam - przyjaciółkę.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum