Witam. Już jakiś czas wchodzę na to forum i dziś postanowiłam podzielić się swoją historia, niestety tez smutną i nie dajacą nadzieii. Rak płuca prawego dotknął moją kochaną Mamę.
Spadło to na nas jak grom z jasnego nieba, bo Mama cały czas ze wzgledu na różne schorzenia była pod opieką lekarzy specjalistów. Była leczona na osteoporozę, miażdzycę, astmę a ostatnio pod koniec roku na grypę. Niestety jej sampoczucie ulegało dalszemu pogorszeniu, bóle pleców i klatki piersiowej. Wreszcie Mama dostała skierowanie na USG jamy brzusznej i wynik był porażajacy : wątroba ogólnie powiekszona, w jej miąższu bardzo liczne zmiany ogniskowe o średnicy do 35 mm - meta, we wnece watroby oraz wzdłuż przebiegu naczyń brzusznych powiększone patologicznie zmienione węzły chłonne, zmiana w prawym nadnerczu. Z wynikiem USG Mama udała się do lekarza rodzinnego a tam usłyszała wyrok: Ma pani raka watroby. Nie będę opisywać szczegółowo rozmowy, bo chociaż już trochę czasu upłynęło to na sama myśl w jaki sposób lekarz wydał wyrok na moją Mamę dosłownie mnie trzesie. Mama dostała od lekarza skierowanie na konsultację chirurgiczną i przeciwbólowo APAP.
Po kilku dniach udałyśmy się z Mamą na konsultację chirurgiczna i tu dowiedziałysmy się, ze na leczenie jest za późno. Pan doktor zasugerował aby wykonać diagnostykę aby zlokalizować ognisko pierwotne bo wtedy mozna by zastosowac chemię albo naswietlania.
Dał tylko skierowanie na RTG płuc, TK i proponował wykonanie kolonoskopii najlepiej prywatnie. Niestety moja Mama coraz bardziej słabła, przestała jeść, dołączyły się wymioty, nie wspomnę już o potwornych bólach. Zabrałam Mamę do siebie a dwa razy w tygodniu jeździłam do lekarza rodzinnego po coraz silniejsze sr przeciwbólowe i prosilam o pomoc, prosiłam aby poradził mi co mam robić. Wszystkie badania kazali Mamie robić ambulatoryjnie, a przeciez jak kobieta 70-letnia, słaba, ledwo trzymajaca się na nogach ma biegać od specjalisty do specjalisty, jak przygotować ja w warunkach domowych do kolonoskopii? Czułam się bezradna jak dziecko i w koncu udało mi się wyprosić skierowanie do szpitala aby tam wykonano diagnostykę.
Rozpoznanie: Guz prawego płuca, rozsiew nowotworowy (meta do węzłow chłonnych śródpiersia i jamy brzusznej, watroby, nadnerczy.
Mamę wypisano po tygodniu do domu z zaleceniem konsultacji onkologicznej.
Po kilku dniach udałam się z Mamą do onkologa i żałuję, ze nie poszłam tam sama.
Okazało się, ze pobyt Mamy w szpitalu i te wszystkie badania były niepotrzebne a nie wykonano najwazniejszego - bronchoskopii. Onkolog rozłozył ręce i stwirdził, ze nie jest nam w stanie pomóc bo nie wie z jakim rodzajem raka ma do czynienia. Miałam minę jakbym chciała go zabić i wtedy zaczął z nami rozmawiać w innym tonie. Kazał się Mamusi rozebrać i postanowił ją zbadać. Dał skierowanie do pulmonologa aby ten rozwazył możliwość wykonania bronchoskopii ale po cichutku powiedział mi aby Mamy już nie meczyc.
Czuję się taka bezradna, ze chwilami chce mi się wyć z rozpaczy, wscieklosci, sama już nie wiem jakie uczucia mną miotaja. Wiem jedno na leczenie jest za późno i ta myśl mnie dobija. Najgorsze jest to, ze Mama bardzo cierpi a ja nie zawsze potrafię jej pomóc.
Dzięki temu, ze natknełam się na to forum nie czuję się taka samotna.
Pozdrawiam wszystkich i idę do mojej Mamuśki bo znowu zaczyna boleć.
Droga Ewo,
Bardzo mi przykro, że Ciebie i Twoją Mamę spotkało takie nieszczęście.
Przykro mi również, że nie mogę napisać tu czegoś bardziej pocieszającego.
Na radykalne (wy-)leczenie niestety jest już oczywiście zbyt późno.
Ale leczenie paliatywne jak najbardziej należy podjąć. Ono - odpowiednio dobrane - pozwoli Twojej Mamie poprawić jakość życia w tej zaawansowanej chorobie, pozwoli w miarę możliwości ograniczyć dolegliwości i cierpienie.
Lekarz onkolog jak najbardziej powinien dobrać odpowiednią terapię i zająć się Mamą dalej, leczenie nowotworu "nie kończy się" przecież w chwili stwierdzenia, że na całkowite wyleczenie jest już niestety za późno.
Niestety, mogę tylko podkreślić wypowiedź Richelieu: dla Twojej mamy nie ma szansy na wyleczenie. Jedyne, co możesz dla niej zrobić, to zadbać, by ten ostatni etap choroby nie był wypełniony bólem. Biegu rzeczy nie zmienisz. Nie katuj jej nowymi badaniami i wizytami, bo niczego nie zmienią. Skontaktuj się natychmiast z hospicjum i zadbaj, by nie cierpiała. To jest najważniejsze Twoje zadanie i jedyna rzecz, na którą masz jeszcze realny wpływ.
Witaj serdecznie Ewa
Strasznie mi przykro, czeka Was trudny czas ale musisz zrobić wszystko co w Twojej mocy żeby mama nie cierpiała. To bardzo ważne w chorobie nowotworowej. Co do zaawansowania choroby to Richelieu i billyb powiedział już wszystko.
Walcz o godne ostatnie chwile Twojej mamy bez niepotrzebnego cierpienia.
Pozdrawiam
Ewa, kiedy ja usłyszałam diagnozę (rak płuca lewego, nieoperacyjny) - to od razu przestraszyłam się bólu. W szpitalu potem często słyszałam od różnych pacjentów: "nie boję się umierania, boję się bólu". Wiadomo już, że ból przyspiesza śmierć.
Więc biegiem do hospicjum. I porozmawiaj poważnie z mamą: co robić. To Tobie wydaje się ważne: "nie odpuszczać". Ale co na to mama?
Witam cieplutko.
Bardzo dziękuję za Wasze rady i ciepłe słowa. Właśnie dzięki Wam załatwiłam dla Mamy hospicjum domowe. To była pierwsza rzecz jaką zrobiłam po wyjściu Mamy ze szpitala.
Jest to naprawdę wspaniała sprawa, bo Mama po raz pierwszy została potraktowana po ludzku. Zdaję sobie sprawę z tego, ze na leczenie jest już niestety za późno, pozostało mi tylko bycie przy Mamie całym sercem i dbanie o to aby nie cierpiała. Dzisiaj była u Mamy lekarka z hospicjum, bo srodki przeciwbólowe przepisane w ubiegłym tygodniu nie wystarczały już. Mama otrzymywała Matrifen 100 i Sevredol 20 mg co 6 godzin. Niestety po kilku dniach dawka ta nie wystarczała i musiałam podawać Sevredol co 4 godzny.
Pojawiło się kilka rodzajów bólu: przeszywajace, sciskajace a najgorsze to te bięgnące wzdłuz kręgosłupa do obu kończym dolnych. Pojawiły się też trudności w oddawaniu moczu tzn Mama nie czuła parcia, oddawała mocz z ogromnym wysiłkiem i bólem, obrzeki stóp.
Załozono Mamie cewnik i teraz jestem spokojniejsza bo wiem, ze nerki funkcjonują a i Mama już się tak nie męczy. Pani doktór zwiększyła też dawkę Matrifenu na 150.
Po południu Mamuśka bardzo osłabła, widok jedzenia przyprawiał ją o mdłości, była senna, apatyczna. Przeraziłam się do tego stopnia, ze przyspieszyłam odwiedziny księdza. Mama oczywiście była o wszystkim uprzedzona i zaakceptowała moja decyzję. Pomogło nam to, popłakaliśmy się wszyscy ale zarazem poczulismy się spokojniejsi a na buzi Mamy zagoscił uśmiech. Teraz już moja Mamuśka śpi i co najwazniesze bez bólu. Oby tak było jak najdłużej
EwaKol, chciałabym się z Tobą przywitać na tym forum choć przykre jest że poznajemy się przez chorobę naszych bliskich. Życzę Ci dużo siły w tym najbliższym bardzo ciężkim czasie....]
Bardzo dobrze, że jesteście pod opieką hospicjum domowego. Wiem, że nie jest łatwo patrzeć jak najbliższa osoba odchodzi ale daj mamie godnie odejść bez bólu, cierpienia niepotrzebnego.
Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę dużo sił.
Poprę to co napisał awilem i inni .
Bądź przy Mamie.
Dbaj o Nią aby nie cierpiała.
Jeśli nadejdzie chwila ostateczna, niech odejdzie w spokoju i z godnością.
Życzę dużo siły w tym ciężkim czasie...
Dziękuję Wam Kochani za wsparcie. Od czwartku jest lepiej, bo Mamę nie boli.
Widzę jednak, ze jest coraz słabsza. Nie poddaje się jednak i przez cały dzień jest z Nami w pokoju. Trochę siedzi na kanapie, trochę leży a dopiero na noc zaprowadzam ją do jej pokoju układam wygodnie w łóżeczku. Poczatkowo nie chciała materaca p/odlezynowego który wypozyczyłam w hospicjum ale wytłumaczyłam, że to po to aby, wygodniej jej się spało. Jest teraz bardzo zadowolona i twierdzi, ze nawet na wznak potrafi się połozyć.
Mama oprócz choroby nowotworowej cierpi na osteoporozę i ma kompresyjne złamanie kregosłupa w dwóch miejscach. Może gdyby nie te wszystkie współistniejące choroby miałaby szansę na wczesniejsze rozpoznanie choroby nowotworowej i leczenie.
Chwilami jestem zła na siebie, ze coś przeoczyłam, ze nie byłam dociekliwa. Nie umiem się z tym pogodzić, ze Mama była cały czas pod opieką różnych specjalistów, przestrzegała wszystkich terminów wizyt a choroba została rozpoznana w tak zaawansowanym stadium.
Wspominałam w moim wcześniejszym poście, ze onkolog stwierdził, że nie może nam pomóc bo Mama nie ma wykonanej właściwej diagnostyki, ze w szpitalu mieli wykonać bronchoskopię a jego nie interesuje gdzie jest ognisko pierwotne. Jego interesuje tylko rodzaj komórek nowotworowych. Dał nam delikatnie do zrozumienia, że nie ma już sensu żadne leczenie i nawet naswietlania paliatywne nie wchodzą w grę. Mam skierowanie do pulmonologa z zaleceniem wykonania bronchoskopii ale moja Mama nie chce już zadnych badań a ja nie naciskam. Widzę jaka jest słabiutka a to badanie jest dosyć inwazyjne i nie będę jej męczyć. Staram się cieszyć kazdym dniem spędzonym z Mamą, radość daje każda zjedzona łyzka zupy, kazdy uśmiech i gest zadowolenia. Chciałabym aby tak było jak najdłużej i zeby tylko nie było bólu, tego boję się najbardziej
W maju moja starsza wnusia idzie do I Komunii i mam taką cichutką nadzieję, ze moja Mamuśka tego doczeka, a moze jestem zbyt dużą optymistką?
Trzeba być w tym momencie optymistą, bo z chorobą nigdy nic nie wiadomo. Ja trzymam kciuki, żeby Mamie się udało, ale przede wszystkim żeby nic jej nie bolało i cieszyła się waszą obecnością. Dużo z nią bądźcie, Ona na pewno bardzo to docenia :)
EwaKol, nie wyrzucaj sobie ze cos przeoczyłaś, nie obwiniaj siebie...to nie Twoja wina!!!!!! Każdy z nas zadaje sobie takie pytania ale jestem pewna ze zrobiłaś wszystko żeby Twojej Mamusi było jak najlepiej. Sama piszesz ze przestrzegałyście terminów wizyt itp, itd. Jestes wspaniałą córką. Piszesz o tym jak opiekujesz sie mamą teraz kiedy jest coraz słabsza, kiedy coraz bardziej wymaga tej opieki. Ona napewno to docenia. Życie pisze różne scenariusze, wiec optymizm jest jak najbardziej wskazany....
Ewa nie możesz zadręczać się pytaniami czy czegoś nie przeoczyłaś. To do niczego nie prowadzi a działa bardzo destrukcyjnie. Nie jesteś lekarzem żeby potrafić odebrać właściwie symptomy. Poświęć swój czas na bycie z mamą. Spędzaj z mamą jak najwięcej czasu bo wierz mi jak mamy zabraknie to będziesz sobie wyrzucać, że tak mało czasu z nią spędziłaś w jej ostatnich chwilach życia.
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
Trzymaj się mocno bo wiele sił będzie Cię to kosztować.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum