Od piątku wiem, że i moj tato ma nowotwór. Nieszczesliwie, są juz przerzuty do wątroby i prawdopodobnie wezłów chlonnych.
Wiem, że może jestem naiwna ale wierzę w cud. Nie wiem tylko jak swoją wiarę przelać na niego. Jest strasznie przygaszony, zalamany, zwlaszcza przez podejscie lekrzy, ktorzy bez owijania w bawełnę mówią: " ma Pan raka, to juz koniec". Nie uznaję takiego podejscia i bede walczyc az do ostatniego oddechu, bo przecie "dum spiro, spero".
Czy ktoś chce dać mi w łeb za tą wylewajaca sie uszami i nosem nadzieje? Nie umiem tego zahamowac, cos kaze mi wierzyc.
[ Dodano: 2012-06-21, 23:03 ]
kretko, a Tobie chcę powiedziec- nie jestes sama. rozumiem Cię, wspieram i przsyłam trochę ciepła.
Kretko - Kasiu
Wiem, musimy byc silne. Staram sie ogromnie, ale to życie na bombie. Ciągły strach, ogromny stres, trauma niemal... a myśl, że w każdej chwili może być pogorszenie, jakiś paraliż, niedowlad, atak padaczkowy jest dla mnie strasznie przygnebiające, frustrujące...wpadam w panikę na samą mysl o pogorszeniu...:(
Coś strasznego...
Kretko, dużo siły życzę Tobie i sobie też...
Dziękuję za te ciepłe słowa, tak dobrze wiedzieć, że ktoś rozumie...
Posyłam Wam też dużo dobrych myśli i optymizmu. Nie wolno się poddawać, trzeba jak najdłużej żyć nadzieją. Bo nikt nie wie, ile tego czasu zostało naszym bliskim. Ja pierwszy raz płakałam ze strachu, bo pojawiły się przerzuty, trzy lata temu. Póki co Tata jeszcze żyje, a przez te trzy lata wydarzyło się bardzo dużo dobrego...
Dziś znowu u nas trochę słońca. Tata był wczoraj u swojego neurochirurga. Ten zapisał Depakinę na napady padaczkowe. Zaproponował zrobienie rezonansu i jakiś zabieg wzmacniający kręgosłup, bolący z powodu przerzutu. Jak napisała moja Mama - "jeszcze na chwilę dał nadzieję".
A dzisiaj pojechaliśmy na podwieczorek do moich Rodziców (razem z mężem i synem), z okazji Dnia Ojca i muszę powiedzieć, że Tata był w całkiem niezłej formie Żartował, zjadł mnóstwo słodyczy a poza tym wiem, że wcześniej przygotował obiad. Tak że trochę podbudowana wróciłam od Rodziców
kretka83, takie podwieczorki, chwile, momenty, nawet sekundy, kiedy jest dobrze, kiedy widzisz, że idzie ku lepszemu poprawiają nasz świat, dodają kolorów, pozwalają oddalić czarne myśli, które tylko nam przeszkadzają... Takich momentów życzę Ci jak najwięcej, bo właśnie tymi chwilami będziemy mogli choć trochę uciszyć ból, który na każdego z nas gdzieś tam czeka... I niech forma Taty trwa, niech nieprzerwanie Cię podbudowuje
Pozdrawiam
_________________ "Pomyśl Choć Przez Chwilę, Podaruj Uśmiech Swój
Tym, Których Napotkałeś Na Jawie I Wśród Snów..."
Kretko- cieszę się z Tobą! Takie momenty dają radosc i chec do działania. Dzięki nim masz siłę napędową, żeby dalej walczyc.
U nas średnio. Dziś Pani doktor nie udalo sie pobrać materiału do badania podczas bronchoskopii. Tata jest obolały, denerwuje się. Mam wrażenie, że się poddał. Chcialabym, żeby było mu choc troszke lepiej... Zobaczymy, co przyniesie los.
wczoraj udalo się zrobić biopsję iglową, czekamy na wyniki,maja byc lada moment. mama ma dzis konsultacje w poznaniu, u onkologa, wiec takze z niecierpliwoscia czeka na wynik.
wczoraj samopoczucie taty bylo dobre. spedzilismy u niego cale popoludnie w szpitalu, smial sie i zartowal. potem, w nocy bardzo dokuczala mu watroba...
zobaczymy jak to bedzie, nic wiecej nie moge zrobic.
U nas jakoś leci. Wczoraj rozmawiałam z Mamą - Tata był w poradni leczenia bólu i w poradni paliatywnej (Jezu, od tego słowa robi mi się słabo ). Dostał leki na miesiąc (Depakinę i przeciwbólowe). Był również u niego lekarz orzecznik w sprawie przyznania zasiłku rehabilitacyjnego (zamiast renty). Zbadał Tatę, powiedział, że wątroba jest niepowiększona i ogólnie ocenił stan Taty jako bardzo dobry (rozumiem, że w odniesieniu do wyników badań i tego jak teoretycznie Tata powinien się czuć). Wypowiedział się pozytywnie w kwestii zasiłku, choć nie wiem czy to on ma decydujący głos.
Tata nadal - jak to mój Tata - stara się funkcjonować, na tyle na ile może. Czasem gdzieś niedaleko się przejdzie, ugotuje obiad jak jest w lepszej formie, sporo czyta. Wiem, że dziś razem z przyjaciółmi wychodzą do restauracji - mam nadzieję, że Tata jakoś to wytrzyma, bo u nas dziś bardzo gorąco...
Tak czy owak nieustannie mnie zaskakuje i imponuje swoją siłą i wolą życia.
Dlatego mam nadzieję, że mimo wszystko jeszcze trochę dobrych chwil przed nami...
Niestety wczoraj na obiedzie z przyjaciółmi Tata znowu miał atak padaczkowy, pomimo brania Depakine. Wiem, że zwiększył dawkę... Ale wiadomo - to tylko doraźne minimalizowanie objawów, nic więcej...
Modlę się o cud
Mój tata zaczyna jutro pierwszą chemię, ale lekarz dzis powiedzial, ze moze jej nie przetrzymac :( Nie wiem co mam myslec, jestem chora juz od swoich mysli, mialam nadzieje, ale dzis znow jej brak...
Lekarz powiedzial, ze bedzie walczyl o niego bo jest bardzo mlody, ze w miare poprawy po chemiach mozan byloby wdrozyc radioterapie, ale wszystko zalezy jak tata zareaguje...
Kredeczko, życze Twojemu tacie wiele zdrowia, trzymajcie się... razem bedziemy sie modlic o cud...caluje mocno
Mag, dziękuję.
Jeśli Twój Tato jest młody, ma silny organizm, to trzeba mieć nadzieję, że chemia nie tylko nie zaszkodzi, ale pomoże. Dobrze, że lekarz chce próbować. Trzeba ryzykować, walczyć. Oczywiście nie za wszelką cenę, nie wtedy, jeśli jest to już tylko przedłużanie cierpienia... Ale jeśli jest szansa, że leczenie poprawi samopoczucie, wyraźnie przedłuży życie, to trzeba próbować. Może przed Wami jeszcze sporo dobrego czasu...
Ja dziś pisałam z Tatą SMSy. Napisał, że czuje się nieźle.
Tak to jest - lepiej, gorzej, lepiej, gorzej... Chwytamy się zawsze tych lepszych chwil, z nadzieję, że będą trwać jak najdłużej...
Wam też tego życzę. Trzymajcie się mocno!
Kretko, nawet nie wiesz, jak Ciebie rozumiem... Dziękuję, że napisałaś to wszystko. Do tej pory także byłam zdania, ze nalezy probować do konca, walczyc o kazdy dzien. Tata jest bardzo zadowolony i nie może się doczekać pierwszej dawki, ale ja się panicznie boje jutrzejszego dnia. Boje sie, ze to bedzie nasz ostatni dzien, ostatnia rozmowa, ostatni sms...
Ze swoim też piszę smsy. Cieszy się, ze byłam na udanej randce, obroniłam pracę mgr, rozesłałam Cv... On cały czas jest tu i teraz tylko chory...
Chyba umre z nerwów, ze strachu, płakać się chce, niepewnosc sciska mi gardło...
Kretko zycze Ci, zeby przed wami były tylko te lepsze dni, wiele tych dni...
My po pierwszej chemii, ale tata bardzo zle wyglada... zólty jak jakiś stworek z kreskówki i nogi bardzo mu puchną... wiem to ta wątroba. najwazniesze jednak jest to, ze nie cierpi.... Nie mówi, ze go boli, denerwuje go jednak wodobrzusie... ale zobaczymy. za 3 tyg kolejna chemia...
Mag, no u nas niestety średnio. Tatę bardzo męczą upały. Mnie męczą, a co dopiero jego W dodatku w piątek był na rezonansie kręgosłupa - neurochirurg chyba chce spróbować zrobić jakiś zabieg poprawiający stan kręgosłupa (nie wiem, na czym miałoby to polegać, przerzutu przecież nie da się wyciąć, ale podobno można jeszcze spowodować, by Tatę mniej bolało). A w poniedziałek ma jeszcze jechać na rezonans mózgu. Bardzo go męczą te wyprawy, Mama powiedziała, że w piątek ledwie wszedł z powrotem po schodach (Rodzice mieszkają na 4 piętrze niestety)... Jakoś Tata stara się trzymać, ale wiem, że nie jest dobrze. Miałam pomysł, żeby pojechać dziś na podwieczorek do Rodziców, żeby Tata nacieszył się trochę wnukiem, ale wczoraj Mama mi powiedziała, że Tata nie czuje się na siłach No i nie pojechaliśmy. Teraz wyjeżdżamy do moich teściów do innego miasta na tydzień, ale jak tylko wrócimy, wybiorę się do taty, choćby sama.
No i tak to się toczy, smutno trochę...
Mam nadzieję, że Twój Tato jednak po chemii poczuje się lepiej, gdy organizm ją zaakceptuje. Dużo siły dla Was!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum