Komentarze nie związane bezpośrednio z historią choroby znajdują się w => tym wątku <=
Witam serdecznie. Mam na imię Honorata. Dołączam do Was dziś, po raz pierwszy.
Moja mama lat 58 i od kilku dni już wie, że ma guza w prawym płucu. Wszyscy bardzo się martwią a ja jako jej najstarsza córka (35 lat) jestem chyba w najgorszym stresie bo nie mogę być z mamą. Mieszkam 2000 km od niej. Mam malutkiego synka 14 miesięcy i nie mogę teraz przyjechać do Polski, mimo że bardzo bym chciała.
Mama jest położną i miała badania okresowe. Jest okropnym palaczem odkąd pamiętam. W ostatnich latach pali do 30 szt. dziennie. Nikt nigdy nie zdołał jej wyperswadować że źle robi. Nigdy nie chciała rzucić palenia, niestety. Ona zwyczajnie lubi palić i reagowała bardzo nerwowo na każdą rozmowę o tym by przestała.
Na badaniach okresowych po rtg płuc kazano jej zrobić zdjęcie boczne. To zdjęcie nie podobało się pulmonolog i dostała skierowanie na tomograf.
Mama zawsze strzegła okropnie swojej prywatności i niestety nie mogę podać wyników dokładnych tych badań, ale z tego co mi wiadomo od mamy ma guza w prawym płucu, w środkowym płacie około 3,3 cm. Dwa lata wcześniej mama miała dobre wyniki z rtg.
Widziała dwóch odrębnych specjalistów i obydwaj powiedzieli, że ma szczęście że tak szybko to znaleźli i że będzie mieć operację zaraz po Wielkanocy, usunięcie 2 płatów płuca. Że nie widzą przerzutów i że guz jest w "w dobrym miejscu" jeżeli chodzi o jego usunięcie. Że w podobnych przypadkach mieli pacjentów gdzie po usunięciu 2 płatów płuca pacjenci naprawdę dożywali starości.Do Wielkanocy będzie miec zrobione wszystkie badania. Operacja będzie mieć miejsce w szpitalu na ul. Grabiszyńskiej we Wrocławiu.
Prosze powiedzieć jak wygląda ta operacja i jak długo dochodzi się do niej do siebie, czy mama będzie bardzo cierpieć, bo tego się boimy razem z dwiema siostrami, które są w Polsce i mamie pomagają. Ile leży się w szpitalu po operacji?
Mama wie, że po operacji musi wreszcie przestać palić i zbiera na to siły.
Będę bardzo wdzięczna za wszystkie informacje. Z góry bardzo dziękuję.
_________________ "Każdy człowiek umiera. Nie każdy żyje naprawdę..."
Witaj Honorato,
Fachowcem nie jestem, ale mój tata był prawie dwa lata temu operowany. - Chciano usunąć całe płuco prawe, ale usunięto tylko 1 płat (lobektomia mankietowa).
Jak wyglada operacja?
Nie jest lekka. Jest bardzo obciążająca dla pacjenta. Trwa od 3 do 5 godzin. Najgorsze są 2-3 pierwsze dni, ze względu na silne osłabienie oraz ból.
Mój Tata był w szpitalu tylko tydzień. W stanie dobrym zostal wypisany, ale skierowany (w Poznaniu jest taka opcja) na turnus rehabilitacyjny - 3 tygodnie.
Honoratko - każdy organizm jest inny, kondycja każdego pacjenta inna. Niektórzy na drugi dzien po operacji czują się już w miare dobrze. Mój Tata, z racji, że jednak miał już 68 lat, był bardzo osłabiony i przez pierwsze trzy dni nie chciał sie w ogóle ruszać (dreny!), wstał z naszą pomocą chyba dopiero czwartego dnia, słabiutki był jak listek na wietrze, a jego sąsiad po 1 dniu już chodził i był w znacznie lepszej kondycji.
Trzeba też sie nauczyć oddychać, bo pojemnośc troszkę się zmniejszy.
Z doświadczenia i rozmów z innymi forumowiczami, których Bliscy byli operowani - trzeba liczyć, że te 3-4 tygodnie to takie minimum by zacząć w mirę normalnie funkcjonować po operacji. (Mój tata zaczął tak po 3 tygodniach, bo będąc na przepustce z tego sanatorium dopiero odwazył się wsiąść za kierownicę i jeździc autem, a wiem, że wsiada dopiero jak czuje się dobrze).
Nie jest to niestety banalna operacja, powikłania też się zdarzają, ale musisz sobie uzmysłowić jedna podstawową rzecz - niedobrze, że Mama ma raka, ale super, że można go zoperoważ i wyciąć. To duże szczęście w tej chorobie i szansa na całkowite wyleczenie. Trafia się to zaledwie 10% chorym na raka (możliwość operacji), więc głowa do góry! Wspierajcie Mame i nastawcie Ją optymistycznie.
Witaj
Mój Tatuś też był operowany na Grabiszyńskiej we Wrocławiu. Lekarze również byli bardzo optymistycznie nastawieni. Wyniki wydolnościowe super w związku z czym ordynator był w siódmym niebie, bo rzadko jest to spotykane i dobrze rokowało. Po czym po operacji tatuś dowiedział się, że wycieli więcej niż zamierzali ale wszystko jak najbardziej wróci do normy, tylko że to nie była prawda bo zrobiono jedynie resekcję klinową i biopsję guza a resztę zostawiono, zszyto i wypuszczono z krzyżykiem na drogę. Dzisiaj mój tatuś nie żyje 5 m-cy i 9 dni...
Mam ogromny żal do tamtejszych lekarzy, że pozostawili nas z workiem nadziei i a jednocześnie nikt nie miał chyba odwagi powiedzieć jak jest naprawdę, a prawda należy się każdemu.
W związku z tym wszystkim mam ogromny żal do tamtejszych lekarzy i nic już tego dzisiaj nie zmieni, bo życia memu Tacie nic nie wróci.
Ale Wam życzę lepszych doświadczeń i przede wszystkim całkowitego wyzdrowienia
Pozdrawiam
Za te obie odpowiedzi, ja już sama ledwie żyję, ze stresu, strachu i bezsilności a tu dziamdziak malutki patrzy ślepkami niebieskimi na mamę i na swoje 14 miesięcy taki mądry jest, że jak widzi, że ja bardzo płaczę to on też wpada w płacz. Ani z mamą być nie mogę ani nawet podrządnie sie wypłakać. Boję się o mamę jak Wy wszyscy o siebie lub swoich bliskich. Że to leków nie wynaleźli na to dziadostwo i człowiek od zmysłów odchodzi przez to wszystko. Gdyby nie badania okresowe to nie wiem co by było, mama normalnie je, śpi i jak była u mnie na Święta w grudniu to mówi, że w życiu tak świetnie się nie czuła ani tak pięknie nie wyglądała.Nawet kaszleć prawie przestała, a całe życie ma kaszel palacza. Nic ja już z tego wszytkiego nie rozumiem.
_________________ "Każdy człowiek umiera. Nie każdy żyje naprawdę..."
Honoratko,
Rozumiem Cię doskonale. Jak jak sie dowiedziałam, że to rak, to nie mogłam jeśc, spać, cały cza snieomal plakałam i szukałam w necie informacji. Ale jak już wyszukałam, że czasami się zdarza, że jest nadzieja - w przypadku operacji oczywiście - to myślałam tylko o jednym - by tatko się zakwalifikował na wycięcie płuca lub płata. Jak torakochirurg nam zaczął tłumaczyć, że trzeba operować, to ja juz wiedzialam, że to wielkie szczęście w tym nieszczęściu. I w gabinecie u dr plakał Tato- z nerwów, ze musza Go operować ( i że pewnie w zw. z tym nak z nim źle) a ja ryczałam z radości, że chcą operować, bo wiedziałam, że to oznacza promyk nadziei na wyleczenie i dalsze, wspólne miesiace, a może i lata z naszym Tatą...
Wiem, że ogromnie się stresujesz, bo to szok dla całej rodziny. Ale teraz postaraj się skupić na opcji - skoro chcą operować - mamy ogromną szansę...!!!
Operacja w raku płuca nie trafia się wszystkim, ba! trafia się co dziesiątemu. Trzeba to docenić...
U mojej mamy (pielęgniarki anestezjologicznej i przewodniczącej związku zawodowego pielęgniarek i położnych w swoim szpitalu) też wcześnie wykryto guza. W czerwcu 2011 miała wycięte 2 płaty płuc i 10 węzłów chłonnych. Niestety bardzo długo diagnozowano wycinki i dopiero po 2 miesiącach podano chemie. W tym czasie zrobiły się przerzuty do kości i wątroby. Chemia nie bardzo pomogła. Mama miała jeszcze naświetlania - te rzeczywiście zadziałały, no koniec jeszcze spróbowaliśmy izotopy (Samar) - nie wyleczył ale pomógł na bolące kości. Na jesieni mama coraz gorzej chodziła aż w Święta Bożego Narodzenia przestała. Ostatnie 3 miesiące słabła z tygodnia na tydzień aż w ostatni piątek zgasła Napisałam Ci to,żebyś miała świadomość jak to może wyglądać. Ja też do Świąt byłam na delegacji zagranicznej (wracałam tylko na weekendy), ale jak mama przestała chodzić to zerwałam kontrakt, żeby być z nią na miejscu i pomóc tacie w opiece. Dzisiaj wiem, że była to słuszna decyzja, bo nie wybaczyłabym sobie, gdybym tego nie zrobiła... Życzę dużo sił!
Honoratko,operację (torakotomię płuca prawego ) przeszłam 02 marca .06 zostałam wypisana do domu.Przed operacją bałam się,myślę,że tak jak wszyscy.Po operacji nie było zle.Dostawałam leki przeciwbólowe i chyba się cieszyłam,że jest już po wszystkim.Następnego dnia po operacji wstałam do toalety ( towarzyszyła mi pielęgniarka,a póżniej mąż).Gorączkowałam przez 3 dni i dostawałam leki przeciwgorączkowe no i oczywiście przeciwbólowe.Dren utrudniał chodzenie,ale zgodnie z zaleceniami lekarza starałam się ruszać.Od ponad tygodnia wychodzę na małe spacery.Nie jest tak żle (myślę o samopoczuciu po operacji).Nie wiem,czy to istotne,ale jestem niewiele młodsza od Twojej mamy.
I znów jestem tu aby Wam podziękować i chyba wytrzeć łzy o Wasze rękawy, choć pewnie to ja powinnam być teraz wsparciem dla Was i dla mamy. Jestem w tej chwili na bezpłatnym wychowawczym, który kończy się 1 Października. Gdybym tylko mogła zostawić synka z kimś kto się nim będzie należycie opiekował już byłabym w Polsce. Mąż pracuje po 9 h dziennie i nie ma tu nikogo oprócz nas. Jesteśmy z synkiem sami. Mama mówi, że to jest zupełnie bezcelowe bo do szpitala z dzieckiem nie wejdę, bo to szpital gruźliczy i po co narażać dziecko na podróż, zmianę klimatu na którą bardzo źle zareaogował jak w zeszłym roku przylecieliśmy by go w Polsce ochrzcić. Ma mieć szczepienia 04.04 - MMR1 i Pneu3, po których 10 dni nie może podróżować. Ja już nie wiem co zrobić i to najbardziej mnie dobija, bo ja na utratę pracy zwyczajnie sobie nie mogę pozwolić. Mam kontrakt w angielskim szpitalu i teraz kiedy jestem na bezpłatnym wychowawczym to mąż ledwo daje radę nas utrzymać. Zarabia troszkę ponad 1000Ł to na 3 osobową rodzinę gdzie wynajem lokum pochłania ponad połowę jego pensji. Ja MUSZĘ iść do pracy od pażdziernika. No chyba że jakiś lekarz się zlituje i da mi zwolnienie od 01.10.12 bym mogła być z mamą. Ale co będzie do tego czasu? Teraz nie mam nawet na bilet by przylecieć. Z dzieckiem na 4 piętrze nikt nawet zostać nie może bym mogła siedzieć z mamą w szpitalu, bo obie siostry pracują. Ojczym zmarł w 2003r. Mały jeździ w chodziku dopiero niedawno nauczył się siedzieć ma stwierdzone opóźnienie w rozwoju ruchowym (ma 14 miesięcy). Boże co ja mam zrobić? Próbowałam się zarejestrować do lekarza by mi coś przepisał na uspokojenie bo ja już nie daję rady. Miejsc na dziś już nie ma. Jak rozmawiam z mamą przez skype to muszę udawać silną i nie okazywać stresu bo jej zaszkodzę. Ona tak się cieszy jak może Stefanka (mojego synka) widzieć ale mówi, że on jest najważniejszy i moja praca bo od tego nasza i jego przyszłość zależy. Że tu są przecież moje siostry i po pracy będą się nią opiekować - jedna jest panną i mieszka z mamą. Mama mieszka we Wrocławiu. Mówi, że narazie przecież nic nie wiadomo bo nie miała jeszcze operacji i bronchoskopii ani innych badań więc po co mam przyjeżdżać i dziecko wlec przez pół Europy. I co z nim zrobię na 4 piętrze w kamienicy i bez niczyjej pomocy. Kto się małym zajmie jak będę musiała wyjść, zrobić zakupy, iść do apteki, gotować? Jak dam radę się nimi opiekować i mamą i synkiem naraz? Poradżcie, co Wam się wydaje słuszne? Może jak mama wyjdzie ze szpitala i wyszczepię małego to na przełomie kwietnia i mają wtedy pojechać? Jak mama będzie już w domu? Co o tym sądzicie? Macie doświadczenie którego ja nie mam w takich sprawach, więc bardzo proszę poradźcie...
[ Dodano: 2012-03-26, 12:27 ]
Życzę z całego serca aby zdrowie do Was wróciło i do Waszych bliskich i dziękuję z podtrzymanie na duchu:) Będzie dobrze na bank !!! Ta choroba nie zwycięża wszystkich przecież i trzeba walczyć i mieć nadzieję. No i z każdym dniem medycyna idzie do przodu. Wieć trzeba walczyć i zachować optymizm !!!
_________________ "Każdy człowiek umiera. Nie każdy żyje naprawdę..."
Witam ponownie. Dziś mama otrzymała kolejną opinię lekarza. Do tej pory to jest czwarta odrębna opinia lekarska. Mama leży w szpitalu we Wrocławiu na ul. Grabiszyńskiej, jutro ma mieć bronchoskopię. Dziś rano mama usłyszała od kolejnego specjalisty, że zmiana jest bardzo mała, że nie ma przerzutów do węzłów chłonnych oraz że po operacji nie będzie prawdopodobnie koniecznośći chemioterapii ani radioterapii. Operacja ma odbyć się w przeciągu 1,5-2 tygodnii. Ordynator powiedziała, że na spokojnie obejrzała wszystkie dostępne wyniki i optuje za takim rozwiązaniem. Czy ktoś z lekarzy na forum mógłby wyrazić swoją opinię na ten temat? Niestety, nie mam dostępu do wyników mamy bo mieszkam daleko od niej. Mogę się tylko opierać na tym co powiedziało czterech specjalistów i że są zgodni co do leczenia i tego co przekazuje mi telefonicznie mama. Będę bardzo wdzięczna za każdą odpowiedź. Honorata
_________________ "Każdy człowiek umiera. Nie każdy żyje naprawdę..."
Jednym słowem Najmłodszy też przeżywa na swój sposób i daje sygnał że jest z Babcią.
Honoratko jeżeli zależy Ci na wypowiedziach merytorycznych musisz wykonać najlepiej skan wszystkich dokumentów związanych z chorobą Mamusi, wypisy ze szpitala, wyniki badań.
Na podstawie tych wyników Moderatorzy, Administracja Forum mogą udzielić informacji odpowiedzieć na Twoje pytania, czy zinterpretować przedstawione dokumenty.
Bez tych papierów, to będzie tylko gdybanie, które może wprowadzać w błąd, a nikomu nie zależy na wróżeniu z fusów.
Myślę że siostra może zeskanować te papiery i przesłać je mailem lub bezpośrednio wkleić do wątku merytorycznego, pamiętaj o usunięciu danych personalnych Mamy i lekarzy wymienianych w dokumentach.
Ucałuj Stefcia i pozdrów Mamusię i Darka
Ewa dobrze napisała, ten sposób leczenia, czyli zaczynając od chirurgii daje najlepsze rokowania nie tylko przeżycia ale zupełnego wyleczenia. ale inaczej wygląda ocena sytuacji w oparciu o dokumentację, a inaczej w oparciu o mało precyzyjne przekazy i odczucia, dlatego jeszcze raz podkreślam rolę dokumentacji medycznej.
Pozdrawiam serdecznie
Hmm, moi drodzy macie wszyscy świętą rację co do tego, że trzeba tu umieścić wyniki badań, wypisy i całą dokumentację. Tylko ja wiem, że nigdy nie będę w ich posiadaniu. Mama przez cały czas odkąd pamiętam strzeże pilnie swej prywatności i będąc konserwatywną mamą - jest nią do dziś. Ona musi wiedzieć wszystko o naszym zdrowiu - my musimy polegać na tym co ona mówi. Ale wiem na bank, że jest osobą w 100% prawdomówną dlatego wierzę jej bezgranicznie. Dziś miała bronchoskopię i śmiała się po południu, że ledwo się nie udusiła Ona ma jeszcze w tym wszystkim dobry humor Nota bene pani doktor która wykonywała badanie, jak doszła aparaturą w "to" miejsce powiedziała do doktor która mamę prowadzi "Ale tu wszystko dość ładnie wygląda" więc to mnie pociesza, choć wiem, że na wyniki trzeba czekać do środy. Wizualnie nie da się przecież ocenić komórek z wycinka. Trzeba czekać...
_________________ "Każdy człowiek umiera. Nie każdy żyje naprawdę..."
I wszystko dziś runęło w gruzach. Zamiast w środę wyniki z bronchoskopii były już dziś rano. Mama ma drobnokomórkowego raka płuca prawego. Mama jest w okropnym stanie nawet nie daje ze mną rady rozmawiać przez skype. A ja sama w pustym mieszkaniu 2000 km od niej. Z malutkim dzieckiem. Czeka ją operacja i to bardzo rozległa. Pewnie usuną jej całe płuco. Operacja będzie rozleglejsza niż początkowo to przypuszczano. Chirurg powiedział, że mama ma natychmiast przestać palić bo w trakcie operacji po prostu się udusi. Wyrzuciła papierosy do kosza po 38 latach palenia. W tej paczce poszły do kosza moje marzenia i sny o tym, że wrócę do domu a ona będzie jak zawsze czekać na mnie w progu...
_________________ "Każdy człowiek umiera. Nie każdy żyje naprawdę..."
Jesteście aniołami Tak naprawdę to czy mama będzie mieć operację to dobrze czy źle? Nie wiem, może ktoś podpowie? Z tego co się orientuję to nie każdy się kwalifikuje do operacji, ale też rozległa operacja nie wiem czy to dobrze wróży, co to wogóle znaczy...
_________________ "Każdy człowiek umiera. Nie każdy żyje naprawdę..."
Honoratko nie jestem specjalistą, moje zdanie to zdanie laika, ale jak przeglądasz opinie i dane statystyczne, to jednoznacznie wynika, że najwięcej szans mają pacjenci, który zakwalifikowali się do zabiegu chirurgicznego, bez względu na jego zakres jest to najmniej obciążając organizm interwencja medyczna, chemioterapia i radioterapia stoją dużo niżej w rankingu skuteczności leczenia.
Myślę że dzięki temu rokowania dla Twojej Mamusi są dużo lepsze niżeli na przykład moje.
Dacie radę zobaczysz, że będzie dobrze.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum