awilem, mam bardzo podobne odczucia do opisanych przez Ciebie.
U mnie jest tak, że byłam zdrowa, silna, wysportowana, miałam masę znajomych, świetne wyniki najpierw w szkole potem w pracy. Swoje poczucie wartości czerpałam właśnie z tych "osiągnięć".
Po urodzeniu córki byłam coraz bardziej zmęczona, zamiast czuć się coraz lepiej, nic nie szło tak jak powinno. Wkrótce dowiedziałam się, że mam jakąś zmianę w śliniance. Moi rodzice mówili, że to tylko kamień albo stan zapalny i że nie powinnam tego ruszać. Musiałam im tłumaczyć, że czuję się słabo, staro, nie na 30lat ale jak staruszka, że guz mnie boli, że jeśli go nie usunę a okaże się że guz jest złośliwy, to umrę.
Nie mogli się pogodzić z tym, że coś mi dolega, że mówię w ogóle o raku. Tata posiwiał.
A ja miałam poczucie, że nikt mnie nie rozumie.
Postawiłam na swoim, przeszłam operację, okazało się że podjęłam dobrą decyzję.
Rodzice jeszcze bardziej zaczęli mnie wspierać, częściej mnie odwiedzają, rozmawiamy na różne tematy, także trudne.
Teraz mam poczucie krzywdy, że nie mam tak normalnie jak moi znajomi. Mogą cieszyć się dziećmi, zdrowiem, pełnią sił, beztroską. Ja się nie czuję normalna. Czuję się gorsza przez chorobę.
Druga sprawa - moja córeczka - martwię się, że może po mnie przejąć złe geny. Przecież miałam raka jeszcze przed ciążą, o czym wtedy nie wiedziałam.
W ogóle w relacji do mojej córki, że ona na mojej chorobie już teraz traci, mam największe poczucie winy i krzywdy.
Teraz mam poczucie krzywdy, że nie mam tak normalnie jak moi znajomi. Mogą cieszyć się dziećmi, zdrowiem, pełnią sił, beztroską. Ja się nie czuję normalna. Czuję się gorsza przez chorobę.
Druga sprawa - moja córeczka - martwię się, że może po mnie przejąć złe geny. Przecież miałam raka jeszcze przed ciążą, o czym wtedy nie wiedziałam.
W ogóle w relacji do mojej córki, że ona na mojej chorobie już teraz traci, mam największe poczucie winy i krzywdy.
Mamanel, poczucie krzywdy jest tutaj rzeczą normalną, lęk o dziecko też. Nie możesz jednak tak myśleć, małej z powodu Twoich problemów nic nie będzie, nie jest to nowotwór uwarunkowany genetycznie, a Ty nie miałaś bardzo zaawansowanej choroby. Córka znajomych w popławie ciąży dowidziała się że ma ziarnicę, przed porodem dostawała chemię, później cesarka, a z dzieckiem po takich przejściach jest ok.
Weź też pod uwagę, że matka z wirusem HIV nie przekaże go dziecku, jeśli jest prawidłowo prowadzona ciąża i cesarka (to dwa odrębne organizmy tylko z pępowiną do karmienia).
Ja przekazuję swoją chorobę dalej (dziedziczenie autosomalnie dominujące), rozumiem Twój tok myślenia. Wcześniej starałam się nie myśleć dlaczego ja, nie chciałam tylko żeby problemy miał mój syn, teraz nadal staram się nie myśleć, ale jest trudniej, z poczuciem winy też jestem na ty. Tylko czasami się zastanawiam, jaki wpływ mam na tę sytuację, przecież nic nie mogę zmienić.
Twoja choroba może być powodem tego, że czujesz się słaba, zmęczona, ale nigdy nie możesz czuć się gorsza. Nie możesz tak myśleć, jesteś teraz silniejsza w inny sposób, swoim doświadczeniami; musiałaś walczyć o zdrowie, przejść ciężkie leczenie, dlaczego i od kogo miałabyś być gorsza?
Mamanel, głowa do góry.
Zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia, trzymam kciuki.
Pozdrawiam
Mamanel, ciężko mi się czyta o Twoim poczuciu krzywdy i poczuciu winy. Sama prawda i to gorzka. Rozumiem, że tak czujesz. Domyślam się, że mocno cierpisz.
Tylko oprócz wyrzutów sumienia, które są sensowne i odgrywają ważną rolę w życiu człowieka i w życiu społecznym - są jeszcze toksyczne poczucie winy i krzywdy. Tj. nieuzasadnione, acz mocno kaleczące.
Jestem ekspertem od nich. Nie, nie specjalistką od "naprawiania" tylko od odczuwania. Dlatego uważam, ze powinnaś mnie posłuchać i serio pomyśleć nad dwoma historyjkami.
Pierwsza:
- Twoi rodzice przekazali Ci ew. złe geny. Czy są winni?- nie, no im przekazali je ich rodzice. Czy oni są winni? - nie, bo im przekazali... Adam lub Ewa. Jak chcesz, to oskarżaj.
Druga:
Jesteś gorsza, bo masz (miałaś) raka. Gorsza od kogo? Od osoby super zdrowej fizycznie, ale z opóźnieniami psychicznymi? - nie, od osoby całkiem zdrowej. Jesteś gorsza od kogoś zupełnie zdrowego, kto jednak bije własne dzieci? - Nie, jestem gorsza od osoby normalnej. - A kto to jest osoba normalna? - Osoba normalna to osoba idealna. - Znasz kogoś takiego? Bo Twoje dziecko zna: Ciebie.
Piszesz, że twoja córka traci na twojej chorobie. Owszem, niektóre rzeczy traci, a inne zyskuje. Na przykład większą uwagę, więcej czułości. To wiem ja - na pierwszy rzut oka, Ty możesz dopisać o wiele więcej.
Nie lubię sama "tanich" pocieszeń. Jednak chciałabym, żebyś się uśmiechnęła. Przytulam
JaInka, właśnie tak jak pisały Banialuka i Madziorek, dodam jeszcze, że fachowo. Chciałabym, żeby z pod mojej klawiatury wychodziło coś podobnego, trochę próbuję, ale niestety nie potrafię tak pisać.
W nawiązniu do postu Mamanel czuję się w obowiązku napisać kilka słów. Poczucie bycia gorszej myślę, że jest zupełnie nie uzasadnione.
Moje zdanie jest zupełnie inne, uważam, że osoby dotknięte chorobą ( np. nowotworową ) są o krok w przodzie przed resztą społeczeństwa, dlaczego ? Otóż dlatego, że świadomość ciężkiej choroby determinuje konieczność czerpania radości życia, które ucieka.
Zresztą niby dlaczego choroba ma powodować to, że osoba chora czuje się gorsza. Tutaj nie będę się wielce rozpisywał bo JaInka opisała to bardzo dobrze, nic dodać nic ująć.
Pozdrawiam
Mamanel; a moze po prostu zycie podwyzszylo ci poprzeczke, tzn. bedzie inne niz przecietne,wiecej do pokonania trudnosci i wiecej wyrzeczen, wiecej trudu i bolu...
Ale bedzie tez pelniejsze bo sama przekonasz sie ze "przeskoczysz te podwyzszona poprzeczke" i wyjdziesz mocniejsza i z jakim zadowoleniem ze tego dokonalas!!!!
Iga, powtarzam sobie czasem słowa - "Co nas nie zabije, to nas wzmocni". Coś w tym jest. Najgorzej jest m myśleć optymistycznie, jak jestem bardzo zmęczona. A zmęczona, osłabiona jestem dosyć często. W każdym razie staram się ostatnio znowu złapać wiatr w żagle. Nie zatrzymywać się w żalu, tylko żyć znowu.
Nie jest to życie łatwe ani usłane różami (i nie chodzi mi tu tylko o kłopoty ze zdrowiem), ale jest w nim mimo wszystko dużo szczęścia i miłości.
Pieknie to napisalas i widac ze jestes mocna i madra i umiesz dostrzec piekno w zyciu.
To bardzo cenne! Wspieram cie duchowo i mocno trzymam kciuki abyscie Ty i twoja "sliczna radosc zycia" przetrwaly ten trudny okres. A potem znow pojawi sie sloneczko!
Troche pozno, ale jednak "dopisuje" moje trzy grosze, bo temat piekny i wazny.
Sprawa odczuwania winy/krzywdy pojawiala sie na poczatku mojej choroby, gdy swoje mysli obracalam ku dzieciom. Ze to wlasnie one poniosa krzywde, a czemu one winne, co zrobia beze mnie, ze potrzebuja mnie jeszcze przez pare dobrych lat.
I zaczely sie targi z Panem Bogiem.
O poltora roku, albo najlepiej dwa, bo najstarsza bedzie miala mature, no i czekajac na wyniki rekrutacji na studia tez pewnie bedzie chciala mnie miec przy sobie. No tak, ale srednia bedzie miec mature za 6 lat, a skoro srednia, to i najmlodszy - za 10 lat.
I jesli kontynuowac teen sposob myslenia, to najlepiej, zeby to bylo 15 lat, wnokow sie doczekam...
Albo i 20....
i w ten sposob powoli wkraczam w wiek, w ktorym wg awilema moje dzieci nie powinny mowic, ze krzywda im sie dzieje, bo ich mama zachorowala.
Nie, Awilem, cos w tej Twojej logice mi nie pasuje. To sa sprawy nie poddajace sie jakimkolwiek kryteriom. Bo tu chodzi o uczucia.
Mysle, ze w pewien sposob choroba moze byc blogoslawienstwem. Albo moze - tak ja mozna przyjmowac.
Kazdy kiedys umiera - tam wszyscy zmierzamy.
Choroba pozwala pozegnac sie. Smierc nie spada nagle, jak przy wypadku drogowym, kiedy wychodzi sie z domu do pracy, zeby juz nie wrocic.
Nie zostawia sie nagle wyrabanej dziury w sercach bliskich, ktorej nie ma czym zapelnic i ktora bedzie sie dlugo goic.
Powoli, powoli, wymyka sie czlowiek z zycia... Trudne to i trzeba wiele odwagi, by stawic temu czola. Ale czlowiek moze odejsc przygotowany. Rodzina moze go pozegnac. To wazne. Bardzo wazne...
Przeczytałam piękne i ważne słowa, chociaż wybaczcie ale z jednym nie potrafię sie pogodzić. Napisaliście, że można się pożegnać, że zdecydowanie gorzej mają bliscy osób, którzy odchodzą nagle. Zastanawiam się, czy jest wielka róźnica w odczuwaniu "wyrwy w sercu".
W 2002 roku zachorowała na nowotwór jajnika moja mama, jest po szeregu wyniszczającej chemii, ale jest z nami. Co trzy miesiące czekamy na wyniki i co trzy miesiące drżymy o ich wynik.
W 2005 roku zachorował na nowotwór brat mojego ojca - człowiek 40-letni. Odszedł od nas po pół roku walki. Nie potrafiłam się pożegnać, bo nie dopuściłam myśli do siebie, że odchodzi.
W 2008 roku mój ukochany mąż zachorował na nowotwór jądra. Nie dopuszczam do siebie myśli, że mogłoby Go zabraknąć. Nie chcę się z nim żegnać, nie chcę oddać Go śmierci. Chcę planować dalsze nasze życie, chcę wyobrażać sobie jak to będzie gdy będziemy mieli wnuki.
Napewno nie mam siły w sobie, żeby przygotować siebie do pożegnania. Może to egoistyczne, ale wolałabym tego nie dożyć.
moja "lepsza" polowka jest twardo stapajaca po ziemi, w chwili, gdy dowiedzielismy sie o chorobie mojego Taty, przytulil mnie, a potem chlodno powiedzial, ze przeciez predzej czy pozniej wszystkich nas to czeka
to bylo jak kubel zimnej wody... no TO ja wiem, ale czy musi to byc tak chlodno przekazane? Dziecinne? Byc moze... ale jako dorosla osoba nie odebralam tego dobrze, zaczelam krzyczec, ze nie ma serca, itp....
Wiedza o chorobie Taty nie zmienila mojego nastawienia do walki ale pozwolila mi sie przygotowac na jego smierc.
Moze to zabrzmi, ze mam serce z kamienia lub ze nie mam go wcale, ale na spokojnie zaczelam myslec, ze Tata ma juz tam gdzies date w niedalekiej przyszlosci wyznaczona (rokowania przy drobnokomorkowym raku pluc niestety nie pozostawiaja wiele nadziei na dlugie przezycia) wiec musze korzystac z danego nam czasu. Niby wszyscy to wiemy, ze nasze dni sa policzone, ale chyba nikt nie mysli o tym bedac mlodym i nie majac wczesniej stycznosci z przedwczesna smiercia.
To troche tak jakbym chciala przez te ostatnie miesiace nadrobic za najblizsze lata, ktore nam Pan Bog zabierze.
Nie wiem czy mi sie udalo, ale ciesze sie, ze mialam ten czas na przygotowanie sie na jego odejscie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum