Po wykonaniu TK jamy brzusznej, u mojego taty zdiagnozowano raka nerki.
Wykryto "guz nerki prawej na prawej ścianie, przylegający do 6 seg. Wątroba bez cech naciekania o wymiarach 33x27x33mm.
Guz jest bogato unaczyniony i ma niewielkie zmiany wsteczne.
Wniosek: Rak nerkowokomórkowy (RCC) nerki prawej T2M0N0".
Aktualnie jesteśmy po kilku konsultacjach, jednak nadal mam potworny mętlik w głowie co z tym dalej robić.
Zaproponowano nam operację klasyczną NSS lub laparoskopową NSS.
Tato jest osobą w podeszłym wieku, ma 80 lat, co prawda jest w bardzo dobrej kondycji, jednak wiek na pewno robi swoje. Czytałam, że w przypadku, kiedy operacja jest zbyt ryzykowna można zastosować terapię celowaną, która w przypadku niewielkich zmian przynosi bardzo dobre efekty /guzy zmniejszają się z całkowitym wycofaniem włącznie/.
Bardzo proszę o radę. Czy rzeczywiście tak jest i do kogo powinniśmy się w tej sprawie zwrócić? Jesteśmy z Warszawy.
Witam, jestem tu nowa, choć od czasu kiedy u mojego taty zdiagnozowano raka nerki, zaglądam tu codziennie w poszukiwaniu jakichś nowych informacji. W styczniu tego roku, tata zrobił rutynowo USG /nie miał i nadal nie ma żadnych dolegliwości/. Zauważono guz na prawej nerce i zlecono wykonanie TK, która tylko potwierdziła istnienie: "guz nerki prawej na prawej ścianie, przylegający do 6 seg. wątroby bez cech naciekania o wymiarach 33x27x33mm. Guz jest bogato unaczyniony i ma niewielkie zmiany wsteczne. Wniosek: Rak nerkowokomórkowy (RCC) nerki prawej T2M0N0". Nie wykryto żadnych innych guzów, pozostałe narządy i węzły chłonne są czyste.
Za dwa tygodnie tato ma wyznaczony termin operacji usunięcia guza metodą laparoskopową. Czytając różne posty na forum, zdążyłam się zorientować, że rak nerki to straszne paskudztwo, które jest trudne do opanowania /myślę tu o przerzutach i ograniczonych metodach leczenia/, jednakże lekarz, który wykona operację twierdzi, że nie ma tragedii. Jego zdaniem choroba została wykryta we wczesnym jej stadium co gwarantuje wyleczenie. Guz zostanie prawdopodobnie wycięty z marginesem /NSS/ i po problemie. Tato jest bardzo pozytywnie nastawiony i wierzy, że faktycznie to tylko jednorazowy zabieg. Nie to, że nie wierzę lekarzowi, ale mam ogromną prośbę o szczery komentarz, jak to naprawdę jest. Czy lekarz nie chce nas tylko przedwcześnie martwić i nie mówi o wszystkich możliwych konsekwencjach, czy faktycznie rokowania tej choroby są bardzo różne? Dodam tylko, że tato mimo podeszłego wieku /ma 80 lat/ jest w świetnej kondycji fizycznej, nie cierpi na żadne przewlekłe choroby i w pełni kwalifikuje się do operacji.
Pozdrawiam serdecznie,
Anna.
[ Komentarz dodany przez Moderatora: missy: 2016-06-06, 09:33 ] Wątki scaliłam. Nie zakładaj, proszę, nowych wątków lecz pisz tutaj, w jednym dotyczącym choroby Taty.
[ Dodano: 2016-06-06, 09:38 ]
Sorry, jeszcze nie bardzo wiem jak poruszać się po forum, ale obiecuję, że postaram się za bardzo nie nabałaganić
Podesłałam Ci wcześniej link dot. leczenia RCC. Chirurgia jest podstawą leczenia - to świetnie, że u Taty można wykonać ten konkretny zabieg. Natomiast co będzie w przyszłości, czy choroba powróci - nikt nie udzieli Ci jednoznacznej odpowiedzi. Trzeba poczekać na pełny wynik histopatologiczny guza po operacji, to pozwoli napisać coś więcej o rokowaniach.
rak nerki to straszne paskudztwo, które jest trudne do opanowania
Nie takie straszne, jak inne paskudztwa z tej dziedziny Mam chorych po raku nerki, całkowicie wyleczonych operacyjne. Mam też takich, u których kilka lat po operacji nie było przerzutów, a jeśli potem powstały - rozwijały się wolno. Tacy chorzy z przerzutami np. do płuc mogą żyć wiele lat.
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
O matko, to chyba najlepsza wiadomość od ostatnich sześciu miesięcy... Wielkie dzięki Mam potworny mętlik w głowie, bo jak pewnie w większości przypadków diagnoza spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Urolodzy, u których byliśmy /a było ich trzech/, ograniczali się do odczytania wyników TK, informacji o koniecznej operacji i tyle. Żaden nawet nie wspominał o możliwym ciągu dalszym choroby, nawet podczas rozmowy ze mną w cztery oczy. Dopiero tu, czytając posty na forum, dowiedziałam się, że pomyślna operacja to jeszcze nie sukces. Tato jest pozytywnie nastawiony, jak zwykle tryska energią i mocno wierzy w to, że wszystko będzie OK, oby ....
Jeszcze raz dziękuję za te słowa otuchy, że jest nadzieja i wszystko może się zdarzyć.
Pozdrawiam serdecznie.
Anna.
Zawsze operacja daje większe szanse na wyzdrowienie, na dłuższe życie. Gorzej jest jak nie ma możliwości wykonania operacji bo choroba została zbyt późno wykryta lub umiejscowienie guza nie pozwala na operacje. U Was na szczęście taka możliwość istnieje i to już duży plus.
Kolejny plus to to, że nie ma przerzutów i nie są zajęte węzły chłonne.
Co będzie za jakiś czas, trudno wyrokować, wszystko się może zdarzyć i zawsze będziecie już w ogromnym stresie przed kolejnymi badaniami/wynikami czy dolegliwościami u taty.
Miejmy nadzieję, że u Was wszystko skończy się pomyślnie, oby, tego życzę.
Tak, to prawda. Już teraz, jeszcze przed operacją, codziennie pytam tatę dyskretnie czy wszystko w porządku, czy nie ma żadnych dolegliwości, bo gdzieś tam z tyłu głowy ciąży wykryty problem. Temat raka nerki nie jest mi zupełnie obcy, ponieważ wiele lat temu /jakieś 40) u babci /mamy taty/ wykryto raka. Najpierw informacja przeraziła ją i zamiast poddać się operacji, wypisała się ze szpitala na własne życzenie, a potem kiedy choroba zaczęła dawać o sobie znać ... było już za późno na leczenie. Wiem, że medycyna przez ten czas zrobiła ogromne postępy i metody leczenia są zupełnie inne, ale z drugiej strony to poważna choroba nie jakaś tam chrypka czy katarek. Od czasu zdiagnozowania choroby u taty, już nic nie jest takie jak było, a to dopiero początek... Codziennie modlę się o pomyślność w leczeniu i mam cichą nadzieję, że tak będzie. Nie ukrywam, że bardzo pomagają mi takie opinie podtrzymujące na duchu, że jeszcze jest jakaś nadzieja i są jakieś plusy... Niby tata jest w podeszłym wieku, ale świadomość że ciągle jest i możliwość spędzenia z nim kolejnego dnia, jest dla mnie wielkim darem od Boga.
Witam,
tak jak wcześniej pisałam mój tato przygotowuje się do operacji usunięcia guza nerki. Zgodnie z zaleceniem lekarza zrobił badania krwi /w załączeniu/. Wszystkie wyniki są ok, poza jednym: podwyższony poziom limfocytów. W porównaniu z badaniami z lutego tego roku poziom wzrósł z 26% do 47,7%, natomiast podwyższone w styczniu CRP 48,0 spadło do 1,7 w dzisiejszym badaniu. Czy wzrost poziomu limfocytów świadczy o rozwijającej się chorobie czy też wynika tylko z faktu, że nowotwór jest obecny w organizmie? Będę wdzięczna za kilka słów komentarza.
Pozdrawiam serdecznie,
Anna.
[ Komentarz dodany przez Moderatora: marzena66: 2016-06-15, 06:15 ] Jeden z załączników usunięty, był zdublowany.
Anna_Wawa,
Wzrost limfocytów (tutaj niewielki i bez znaczenia klinicznego) może być spowodowany czymkolwiek, nawet katarem. Obecnością nowotworu również. Nie przejmuj się tym.
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Dziękuję bardzo za odpowiedź. Wszyscy staramy się nabierać sił /teraz przede wszystkim psychicznych/ przed operacyjnym poniedziałkiem .
Pozdrawiam ciepło,
Anna.
Witaj Canela,
mój tato właśnie dziś będzie miał operację. Siedzę jak na szpilkach, myślami jestem w szpitalu, taka "przytomna - nieobecna". Mam nadzieję, że wszystko pójdzie zgodnie z przewidywaniami lekarzy.
Trzymam mocno kciuki i modlę się za obu panów.
Pozdrawiam serdecznie,
Anna.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum