Obecnie jest słabo, ale żeby pokrótce przedstawić historię choroby mamy no to po kolei...
Dwa lata temu przy okazji usunięcia pęcherzyka żółciowego w histopatologii wyszło, że mama ma raka pęcherzyka żółciowego, było źle...
Młody chirurg z Lublina (w sumie pierwsza z wielu osób dzięki którym mama żyje), który usuwał woreczek, powiedział wprost, że nie jest dobrze, i z tego co widział w trakcie operacji to jest nawet bardzo źle, ale żebyśmy spróbowali w klinice transplantologii na Banacha, a jeśli się nie uda, to dać mamie spokój i zadbać o jak najlepszy komfort reszty życia.
Tego samego dnia byliśmy u zachwalanego chirurga onkologa z Lublina i niestety widać było, że nie chce się zająć tak źle rokującym pacjentem.
Długo by opowiadać, ale dzięki Bogu i dobrym lekarzom mama zakwalifikowała się na operację polegającą na radykalizacji wcześniejszego zabiegu i na początku stycznia wykonano ją z powodzeniem w Klinice Transplantologii na Banacha.
Histopatologia wykazała, że w jednym z usuniętych węzłów chłonnych był rak dlatego w COI w Warszawie zastosowano półroczną chemioterapię (Gemzar + Cisplatyna). Po zakończeniu chemii był jakiś czas spokój.
Niestety w rezonansie z sierpnia tego roku rak dał o sobie znowu znać.
Lekarka prowadząca stwierdziła, że najlepszym rozwiązaniem będzie radiochemioterapia. Wprowadziła Gemzar i mama była na tomografie do planowania radioterapii.
Bardzo liczyłem na radioterapię, ale stan mamy szybko się pogorszył, bardzo duży spadek wagi (obecnie 46 kg przy normalnej wadzie od 70 do 80), konieczność założenia portu, bo nie można się było wkłuć w żyły, biegunki, bóle itd...
W zeszłą środę na wizycie w COI lekarka, która prowadzi mamę, na pytanie o radioterapię odpowiedziała, że to już nie ten etap choroby i mama radioterapii ze względu na jej toksyczność może nie przeżyć, nie podała też mamie w środę chemii.
Na pytanie o wyniki odpowiedziała, że są dobre, ale obawiam się, że chciała po prostu mamę uspokoić.
Poniżej wyniki z dnia 05.10.2016 r. najbardziej odbiegające od normy:
ASPAT - 221
ALT- 247
Fosfataza zasadowa - 724
Bilirubina całkowita 108,8
Dla porównania w dniu 01.09.2016 r.
ASPAT - 133
ALT- 131
Fosfataza zasadowa - 250
Bilirubina całkowita 19,2
Z tego, że mama nie kwalifikuje się do radioterapii i odstawiono jej nawet chemię, no i ze stanu ogólnego zdrowia (jest bardzo słaba, większość czasu leży, ale jeszcze chodzi, jest makabrycznie chuda mimo tego, że je) wnioskuję, że jest źle mimo uspakajania przez lekarza i tego, że nie ma jeszcze strasznego bólu.
Jeśli chodzi o leki:
eferalgan codeine (480mg codeinum 8 g Paracetamolu) 2x dziennie i w międzyczasie pyralginę,
Ursofalk 0,25G 3x dziennie,
pomocniczo Megalia i Protifar, nutridrinki, ostropest mielony.
Wiem, że w przypadku tego nowotworu rokowania są złe, ale czy jest jeszcze szansa na odbudowanie sił i zakwalifikowanie się do leczenia? Czy nie ma się co oszukiwać nie męczyć mamy kolejnymi lekarzami i po prostu zadbać o to, żeby jak najlepiej przeżyć te ostatnie miesiące? Może poszukać lekarza bliżej domu (mamy do COI 2-3 godziny drogi i to jest dla mamy męczące), czy to już czas na hospicjum domowe? A może nie jest wcale tak źle i wyolbrzymiam...Tego typu pytania nie dają spać po nocach, dlatego proszę o opinię i radę.
Następną wizytę będziemy mieli 19 października, będzie już wiadomo co wyszło w TK do planowania radioterapii.
Dziękuję Wam i zdrowia życzę.
[ Dodano: 2016-10-11, 20:58 ]
Niestety mamę dzisiaj zabrała karetka. Mimo złego stanu zdrowia jak to kobieta niezłomna stwierdziła, że ona leżeć nie będzie, wsiadła w samochód i pojechała na spotkanie ze znajomymi, na szczęście koleżanki jak ją zobaczyły stwierdziły, że słabo wygląda i poprosiły o przyjście pielęgniarkę... Tętno ok, za to cukier w kosmos... a nigdy nie miała z cukrem większych problemów. Zabrała ją karetka. Mama w chwili obecnej leży na internie w powiatowym szpitalu gdzie podają jej insulinę i ją nawadniają, niestety skóra jest jeszcze bardziej żółta niż wczoraj. Bardzo miła lekarka, która ją przyjęła powiedziała, że cukier 670 a organizm jest odwodniony i wycieńczony chorobą. Postarają się obniżyć ten cukier... i to by było na tyle na ten czas...
Dziękuję za przeczytanie, czekam na jakiś odzew i zdrowia życzę...
_________________ Trzeba się cieszyć tym co jest... zawsze może być gorzej...
Nie zamieściłeś żadnych wyników, chociażby TK na którym stwierdzono problem z pęcherzykiem, nie wstawiłeś wyniku hist.pat., więc nie wiemy jaki to rodzaj raka. Domyślam się tylko, że rak był również poza woreczkiem, skoro lekarz powiedział, że jest źle. Czy mama miała/ ma jakieś przerzuty? To są takie podstawowe informacje dla nas, które pozwalają dokładniej odpowiedzieć na Twoje pytania.
A rezonans z sierpnia, możesz zamieścić? wciąż brak nam danych.
Podając wyniki, umieszczaj jednostki. Wyniki wątrobowe, są ponad normę, jest żółtaczka, świadczy to o tym, że albo coś blokuje drogi żółciowe i jest to żółtaczka mechaniczna albo miąższowa, czyli wątroba odmawia posłuszeństwa. Czy w wątrobie były przerzuty?
Lekarz odmawia chemii/radioterapii bo mama ma kiepskie wyniki wątrobowe a wiadomo, że chemia ma bardzo duży wpływ na wątrobę, jest wychudzona/pewnie spora niedowaga, osłabiona jak piszesz i w takim stanie chemia prędzej by mamie zaszkodziła niż dała szanse na poprawienie stanu.
panzygmunt napisał/a:
czy jest jeszcze szansa na odbudowanie sił i zakwalifikowanie się do leczenia?
Przykro mi ale w mamy stanie marnie to widzę.
panzygmunt napisał/a:
i po prostu zadbać o to, żeby jak najlepiej przeżyć te ostatnie miesiące?
Ja bym wybrała tą opcję.
panzygmunt napisał/a:
czy to już czas na hospicjum domowe
jak najbardziej i jak najszybciej, bo tam również są kolejki a Oni najlepiej zadbają żeby mama jak najmniej cierpiała.
Wysoki cukier.
W tym raku cukier może tak skakać i koniecznie trzeba to później kontrolować, taki wysoki jak i niski cukier jest bardzo niebezpieczny.
Nie wiem czy mama jeszcze się nadaje do jakiegokolwiek leczenia, nie wiem jak wygląda wątroba, bo jeśli byłaby to żółtaczka mechaniczna to można by było pokusić się o protezowanie przewodów żółciowych ale nie wiem czy w mamy stanie jest to jeszcze realne.
Wstaw proszę wyniki, bo bez nich to tylko domysły z mojej strony w niektórych kwestiach.
Dziękuję za odpowiedź poniżej załączam ostatnie wyniki do jakich mam w tej chwili dostęp. Niestety nie wiem co wyszło w ostatnim TK jamy brzusznej, które było robione do planowania radioterapii.
Tutaj histopatologia po usunięciu pęcherzyka żółciowego:
Rozpoznanie kliniczne z 28.10.2014
Kamica pęcherzyka żółciowego.
Opis makroskopowy materiału
I op Pęcherzyk żółciowy 7,0 x 3,0 cm
1 dno
2 trzon
3 kikut przewodu pęcherzykowego
Ilop
4-5 tkanka więzadła wątrobowo - dwunastniczego - mat. o wymiarach 2,5 x 1,3 x 0,6 cm na przekroju
ogniskowo przepojonym krwotocznie
WYNIK BADANIA HISTOPATOLOGICZNEGO z 28.10.2014
I)Adenocarcinoma tubulare et papillare (Gil) parietem vesicae felleae totalem et telae adiposae
infiltrans.Cholecystitis chronica xanthogranulomatosa exacerbata phlegmonosa.Fragmenta hepatis.
Inflammatio xanthogranulomatosa exacerbata phlegmonosa ducti biliaris - margo chirurgica.
11)lnflammatio chronica exacerbata puru lenta et haemorrhagica.
13.01.2015 r. w Klinice Chirurgii Ogólnej Transplantacyjnej Wątroby na Banacha w Warszawie była wykonana Resekcja wątroby - resekcja loży po pęcherzyku żółciowym. Limfadenektomia więzadła wątrobowo - dwunastniczego.
W histopatologii po powyższej resekcji wyszło, że jeden z trzech wyciętych węzłów chłonnych jest z przerzutami raka gruczołowego.
Dlatego potem przez pół roku była chemia w COI Gemzar i Cisplatyna.
A teraz tak jak pisałem...
Dziękuję za odpowiedź i zdrowia życzę
05.10.2016 karta informacyjn str. 1.jpg Karta informacyjna z COI z zeszłej środy
Łaciny to ja nie bardzo, może ktoś potrafi, to przetłumaczy dokładnie wynik hist.pat. To co ja zrozumiałam to jest to chyba gruczolakorak cewkowy i brodawkowaty, jak źle rozszyfrowałam to ktoś mnie poprawi.
W badaniu sierpniowym widać, że chemia nie zadziałała tak jak powinna i jest progresja choroby. . Wokół wątroby radiolog stwierdził najprawdopodobniej nacieki nowotworowe i powiększone węzły chłonne, raczej też przemawiają, że są tam komórki rakowe. Jak są w węzłach to jest to droga do tworzenia przerzutów odległych.
Wyniki wątrobowe są złe, mocno powiększone. Wysoka fosfataza zasadowa, enzym ten jest wydalany do żółci kiedy utrudniony jest odpływ żółci z wątroby do jelit, zazwyczaj mamy z tym do czynienie kiedy jest niedrożność dróg żółciowych, spowodowanej kamicą bądź nowotworem, w mamy wypadku nowotworem. A kości mamę nie bolą?
Porozmawiajcie z lekarzem, czy u mamy dałoby coś protezowanie dróg żółciowych, czy jest jeszcze sens mamę męczyć takim zabiegiem i czy on w mamy przypadku da jakiś efekt, choć ja osobiście już mamy bym nie męczyła ale to Wasza i lekarzy decyzja a moja propozycja co jeszcze można.
Mama ma żółtaczkę a żółtaczka to niestety też niebezpieczeństwo bo jest oznaką, że wątroba już sobie nie radzi, nie usuwa toksyn z organizmu a tym samym te toksyny zatruwają organizm.
Mama jest żółta, swędzi ją ciało?
Z takimi wynikami mamie już nie podadzą chemii czy radioterapii, tak ja myślę, zbyt kiepskie wyniki i zbyt słaby mamy stan, chemia mogłaby mamę zabić.
Przykro mi, że nie mam żadnych pozytywnych informacji. Myślę, że najwyższy czas zadbać o mamy jakość życia i zapewnić już spokój i opiekę domową przy pomocy hospicjum i to jest priorytet w tej chwili.
A jak wyglądają u mamy płuca, głowa, kości? były w tym kierunku jakieś badania?
Tak na marginesie, moja mama też miała raka pęcherzyka żółciowego, liczne przerzuty w wątrobie, płucach, mózgu i chyba w kościach ale tego już nie sprawdzaliśmy.
Jeśli mamę wypiszą ze szpitala po obniżeniu poziomu cukru, to w środę pojedziemy do Warszawy i porozmawiamy z lekarką prowadzącą mamę, o tym co jeszcze można zrobić - czy wchodzi w rachubę chociażby wspomniane protezowanie.
Co dokładnie mamę boli, to nie wiemy, bo ona jest twarda zawodniczka i nie chce sprawiać nam kłopotu, więc ją czasami coś "pobolewa" kiedy leży zwinięta na lewym boku - na pewno boli ją brzuch i plecy. Z opowiadań znajomych, których bliscy umierali na raka, ból nie jest jeszcze najgorszy - przed trafieniem do szpitala brała: eferalgan codeine (480mg codeinum 8 g Paracetamolu) 2x dziennie i w międzyczasie pyralginę.
Mama jest żółtawa w sposób widoczny, o swędzeniu nic nie wspomina - lekarz z którym rozmawiała dzisiaj żona nic nie wiedział, jutro może dowiemy się więcej chociażby o wynikach aktualnych badań robionych w szpitalu i usg, które też podobno było robione.
Płuca, głowa i kości - ostatnio przy zakładaniu portu był robiony rentgen klatki piersiowej, wcześniej kręgosłupa i nic nie wyszło, oprócz wcześniejszego złamania kręgu L1, co z głową nie wiemy. Obawiam się, że w chwili, kiedy nie ma żadnego leczenia prześwietlanie głowy może nie mieć większego sensu. Jeżeli się mylę proszę o wyprowadzenie z błędu.
Rozmawiałem dzisiaj z dwoma koleżankami, których bliscy umierali niedawno pod opieką miejscowego hospicjum. Podobno nie ma problemu z tzw. kolejką wystarczy mieć skierowanie. Myślałem zajechać dzisiaj do hospicjum, ale żona nie chciała...
Marzena66 biorąc pod uwagę obecny stan mamy i porównując go z chorobą Twojej mamy, to w rachubę wchodzą jeszcze miesiące życia, czy raczej tygodnie? Jakie udogodnienia możemy wprowadzić w domu, żeby mamie było wygodniej?
Oczywiście cały czas liczymy na cud, modlimy się o niego i jak już będzie miał miejsce, niezwłocznie się z Wami podzielę informacją o nim. Niestety teraz trzeba reagować na to co jest, dlatego dziękuję za rady i uczciwe stawianie sprawy.
Dziękuję Marzenko i zdrowia życzę.
_________________ Trzeba się cieszyć tym co jest... zawsze może być gorzej...
za to cukier w kosmos... a nigdy nie miała z cukrem większych problemów.
Prawdopodobnie doszło do zajęcia trzustki i stąd podwyższona glukoza. Być może trzeba będzie stosować insulinę do końca życia.
panzygmunt napisał/a:
w środę pojedziemy do Warszawy i porozmawiamy z lekarką prowadzącą mamę, o tym co jeszcze można zrobić - czy wchodzi w rachubę chociażby wspomniane protezowanie.
Raczej nie odpowie Wam na to pytanie bez aktualnej tomografii jamy brzusznej - ponieważ na dobrą sprawę nie wiadomo, skąd żółtaczka. Mogą być uciśnięte przewody żółciowe (i wtedy można protezować), a może być rozsiew do wątroby i w tym mechanizmie upośledzenie odpływu żółci (i wtedy protezowanie nic nie da, bo główne przewody żółciowe są drożne). Z badania MR z sierpnia to nie wynika i w ogóle wobec stanu klinicznego Mamy to badanie wydaje się nieaktualne.
panzygmunt napisał/a:
w chwili, kiedy nie ma żadnego leczenia prześwietlanie głowy może nie mieć większego sensu
I tak prześwietlanie głowy nie ma sensu, bo na rtg ewentualne przerzuty nie wyjdą - konieczna CT lub MR.
panzygmunt napisał/a:
Podobno nie ma problemu z tzw. kolejką wystarczy mieć skierowanie.
Dziś nie ma, a jutro może być - bo więcej chorych, albo lekarzowi rozchoruje się dziecko i nagle przestanie przyjmować na dwa tygodnie. Radzę zgłosić się jak najszybciej.
panzygmunt napisał/a:
ale żona nie chciała
panzygmunt napisał/a:
w rachubę wchodzą jeszcze miesiące życia, czy raczej tygodnie?
Przepraszam, że wyrwę się przed marzenkę, do któej jest skierowane to pytanie, ale skoro już odpowiadam...
Tygodnie, nie miesiące. Oby nie dni.
panzygmunt napisał/a:
Jakie udogodnienia możemy wprowadzić w domu, żeby mamie było wygodniej?
Z hospicjum wypożyczą Wam łóżko, sedes przyłóżkowy a także inne potrzebne sprzęty - po ocenie potrzeb Mamy.
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Insulina do końca życia - lekarka, która przyjmowała mamę przedwczoraj do szpitala też powiedziała, że po wypisie trzeba będzie mamie podawać insulinę.
Odnośnie wyjazdu do Warszawy do COI - trzy tygodnie temu na radiologii była robiona tomografia jamy brzusznej z kontrastem i bez kontrastu, do planowania radioterapii, mam nadzieję, że z niej będzie coś więcej wynikać. Wykluczenie radiochemioterapii, które miało miejsce w zeszłą środę, było bez wglądu do wyników z tej tomografii. W naiwności swojej liczę na to protezowanie i na to, że da nam jeszcze trochę czasu...
Z tego co piszesz, robienie jakiegokolwiek dodatkowego tomografu lub rezonansu nie ma chyba większego sensu, jeżeli się mylę, proszę wyprowadź mnie z błędu...
Do hospicjum zgłosimy się jak najszybciej, chciałem jednak pojechać tam wczoraj z żoną (jestem zięciem, żona jest bardzo mocno związana z mamą), a żona zamiast tego wolała pojechać do mamy do szpitala.
Zresztą po cichu liczyliśmy na to, że mama jakoś z tego wyjdzie. Dwa lata temu też było bardzo źle.... i zdarzył się cud. Dlatego teraz też się modlimy o niego Nowenną Pompejańską, ale niestety słabo to wygląda, stąd było moje pytanie o czas jaki nam pozostał.
Martwię się o żonę i córkę, bo są bardzo mocno emocjonalnie zżyte z mamą, dodatkowo te dwa lata choroby zbliżyły nas wszystkich jeszcze bardziej...
Dlatego jestem bardzo wdzięczny za informację, że to mogą być nawet tylko dni.
Zdrowia życzę...
_________________ Trzeba się cieszyć tym co jest... zawsze może być gorzej...
Mogę się tylko podpisać pod tym co napisała Madzia70,
panzygmunt napisał/a:
Z tego co piszesz, robienie jakiegokolwiek dodatkowego tomografu lub rezonansu nie ma chyba większego sensu, jeżeli się mylę, proszę wyprowadź mnie z błędu...
Według mnie nie ma to już żadnego sensu.
O protezowaniu też Ci pisałam, że jest to zależne czy coś zatkało drogi żółciowe czy siada wątroba, to już lekarz musi ocenić. Według mnie raczej to żółtaczka miąższowa, czyli wątroba na co wskazuje właśnie żółtaczka i wysokie próby wątrobowe ale musi Wam to wytłumaczyć lekarz czy protezowanie w mamy stanie ma sens.
Hospicjum na prawdę to ogromna pomoc. Dziś mama jest jeszcze siłaczką, dziś ból można opanować "zwykłymi" lekami ale może nadejść moment i to z dnia na dzień, że ból stanie się ogromny, że dojdą jakieś inne dolegliwości, że mama już nie wstanie, nie zje, nie wypije nic i wtedy jest panika kto pomoże a nie każdy umie, hospicjum to potrafi najlepiej i tak jak Madzia70, napisała można wypożyczyć sprzęt, który pomaga w opiece.
Też uważam, że raczej są to tygodnie a może dni, bo przy takich wynikach wątroby dość szybko to wszystko idzie, bardzo mi przykro. Zamiast mamę " ciągać" po lekarzach zadbałabym na Waszym miejscu o komfort mamy życia przy pomocy HD.
Dziękuję Paniom za odpowiedzi jesteście rewelacyjne... dzięki Wam jest trochę łatwiej o tym wszystkim myśleć.
Dzisiaj w szpitalu ja i żona rozmawialiśmy z lekarzem, który powiedział, że jest zagrożenie wystąpienia śpiączki wątrobowej i dlatego w najbliższych dniach (jutro lub poniedziałek) spróbują protezowania dróg żółciowych, najpierw oczywiście sprawdzą na ile jest to możliwe.
Lekarz uczciwie powiedział, że stan mamy może uniemożliwić protezowanie, ale naprawdę dobrzy fachowcy spróbują je wykonać, niestety nawet jeśli się uda to i tak tylko przedłużą życie mamy - bardzo mi się spodobało, że w taki sposób z nami rozmawiał - naprawdę zrobił na mnie wrażenie porządnego człowieka. Najgorsza prawda jest lepsza niż niepewność, bo można próbować coś z nią zrobić.
Po wyjściu ze szpitala zaraz pojechaliśmy do hospicjum i teoretycznie wygląda to bardzo dobrze - lekarz i pielęgniarka przyjeżdżają do domu chorego w dzień dostarczenia skierowania i jest wtedy ustalane co i jak z opieką nad chorym.
Z hospicjum pojechaliśmy po córkę, potem do Kościoła - na różaniec pomodlić się za mamę i z powrotem do szpitala, żeby nie przegapić być może ostatniej okazji do pożegnania się. Po co mieć do siebie żal, wystarczy że człowiek myśli co mógł zrobić inaczej żeby było lepiej...
W każdym razie już wróciliśmy i w dalszym ciągu liczymy na cud...
Dziękuję i zdrowia Wam i Waszym najbliższym życzę.
_________________ Trzeba się cieszyć tym co jest... zawsze może być gorzej...
że jest zagrożenie wystąpienia śpiączki wątrobowej
No niestety tak może być przy wysokiej bilirubinie/ żółtaczce i może nastąpić koniec.
panzygmunt napisał/a:
Lekarz uczciwie powiedział, że stan mamy może uniemożliwić protezowanie,
Dokładnie tak. Można spróbować protezowania jak pisałam ale jest to raczej w stanie mamy na krótki czas poprawy i to też niekoniecznie. Na pewno jeśli stan mamy pozwoli to spróbują tej metody ale jeśli mama będzie za słaba nikt nie będzie ryzykował.
panzygmunt napisał/a:
teoretycznie wygląda to bardzo dobrze - lekarz i pielęgniarka przyjeżdżają do domu chorego w dzień dostarczenia skierowania i jest wtedy ustalane co i jak z opieką nad chorym.
To super informacja, na pewno będziecie z tej decyzji zadowoleni bardzo już po pierwszej wizycie.
Trzymaj się, żona niech będzie silna bo wiem jak musi być Jej ciężko, pozdrawiam.
Mama wyglądała dzisiaj lepiej, miała więcej siły, żona pojechała rano żeby pomóc jej się umyć, ale jak dojechała okazało się, że mama zrobiła to już sama. Podobno bilirubina jej spadła i jej stan jest stabilny, tylko cukier skoczył popołudniu do 260. Pozostaje nam tylko czekać do poniedziałku i dalej się modlić o cud...
Zdrowia życzę.
_________________ Trzeba się cieszyć tym co jest... zawsze może być gorzej...
A jednak się zdarzają - ale często nie w takiej formie, jakiej oczekujemy. Macie konkretne życzenie - niech Mama wyzdrowieje. Tymczasem cudem może być to, że odejdzie spokojnie, w domu (a mogłaby w bólu, za szpitalnym parawanem), cudem może być to, że odejdzie teraz, szybko, zamiast za 15 lat, po 10 latach leżenia sparaliżowana po udarze mózgu, albo w zaawansowanej chorobie Alzheimera. Cudem może być to, że będziecie płakać, tęsknić po jej odejściu, zamiast ocierać pot z czoła z ulgą, że nareszcie odeszła...
Patrzymy tylko na nasz konkretny wycinek rzeczywistości.
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Marzenko, ja w cuda wierzę, bo dwa lata temu lekarz który wycinał mamie pęcherzyk powiedział, że straszny tam bałagan i że ewentualnie można spróbować protezowania dróg żółciowych, a potem zyskaliśmy te dwa lata. Nie zmienia to faktu, że jesteśmy teraz w punkcie wyjścia, ale te dwa lata bardzo dużo nam dały...
Mamy świadomość, że to chwilowa poprawa zdrowia, tym bardziej, że mama jest cały czas mocno żółta. Rozmawialiśmy dzisiaj z lekarzem (innym niż poprzednio bo inny oddział) i tak jak było ustalone wcześniej będą próbowali w poniedziałek coś zrobić z tą żółtaczką. Poirytował mnie tylko tym, że nawet nie spojrzał w jej wcześniejsze wyniki, ale może ważne jest tylko tu i teraz, więc nie zdenerwowało mnie to za bardzo.
Madziu, też tak na to patrzymy, oczywiście prosimy Boga o full opcję - czyli wyzdrowienie mamy, ale modlimy się o najlepsze dla niej rozwiązanie i czekamy na nie, jakiekolwiek by ono nie było. O ile mama wyjdzie ze szpitala, liczymy na pomoc Hospicjum, bo nie wiem co jeszcze możemy zrobić, żeby było jak najlepiej.
Rozmawiałem wczoraj z kolegą którego teść umierał pod opieką miejscowego HD, a potem był w stacjonarnym. Kolega bardzo dobrze wypowiadał się na temat tej opieki. Takie informacje uspakajają.
Na koniec chciałem się pochwalić, że mama waży 49 kg .
Jeszcze raz dziękuję i zdrowia życzę Wam i Waszym bliskim.
_________________ Trzeba się cieszyć tym co jest... zawsze może być gorzej...
Mieli próbować coś robić dzisiaj, wczoraj powiedzieli mamie, że dopiero we wtorek. Byliśmy u lekarza zapytać dlaczego, to nie był zbyt rozmowny. Powiedział tylko, że słaba morfologia i muszą uzupełnić badania i przygotowanie do zabiegu. Lekarze na tym oddziale nie są ani zbyt rozmowni ani mili, staram się nie denerwować, ale poziom rozmowy z rodziną chorego jest słaby.
Zdrowia Wam życzę i Waszym bliskim.
_________________ Trzeba się cieszyć tym co jest... zawsze może być gorzej...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum