Witaj
magiku,
pooperacyjna radiochemioterapia stosowana jest standardowo jako leczenie uzupełniające jeśli np. wystąpił któryś z następujących czynników podwyższonego ryzyka nawrotu choroby:
- w materiale pooperacyjnym stwierdzono przerzut/y do węzła/ów chłonnych
- mikroskopowo stwierdzono wysoką złośliwość histologiczną raka (mamy 3-stopniową skalę złośliwości)
- patomorfolog w badaniu mikroskopowym stwierdził naciekanie naczyń krwionośnych.
Takie postępowanie poprawia wyniki leczenia chirurgicznego zmniejszając odsetek wznów oraz rozsiewu w węzłach chłonnych miednicy.
Po ludzku mówiąc - zwiększy to szanse Twojej żony na trwałe wyleczenie.
Jest to leczenie bardzo agresywne i obarczone możliwością wystąpienia wielu powikłań (z których większość całe szczęście nie stanowi powikłań trwałych), jednak jedno należy mieć na uwadze: to walka o życie. Wygrać można wtedy, gdy zostaną zniszczone
wszystkie klonogenne komórki nowotworu, które mogą obecnie być np. gdzieś w okolicach loży pooperacyjnej, bądź w naczyniach czy węzłach chłonnych - jako mikroskopowe skupiska komórek rakowych. A takowych niestety nie zidentyfikujemy badaniami obrazowymi.
Takiego 'ukrytego wroga' ma właśnie za zadanie zniszczyć chemioradioterapia.
6 tygodni naświetlań plus wlewy z
cisplatyny (co 7 dni) to typowe leczenie uzupełniające.
Może być następnie zalecona brachyterapia polegająca na umieszczeniu aplikatora z aktywnym źródłem promieniowania w bezpośrednim sąsiedztwie loży pooperacyjnej.
W tym trudnym czasie Twoja żona powinna mieć aktywne wsparcie - tak psychiczne jak i fizyczne - bliskiego członka rodziny. Ktoś po prostu musi z nią być i się nią opiekować.
Jeśli masz jeszcze jakieś konkretne pytania, to śmiało.
pozdrawiam ciepło.