Czego spodziewasz się po ew. operacji? Poprawy kondycji psychicznej? Możliwości "dogadania się"? Tego, że babcia stanie na nogi i będzie żyła tak, jak kilka lat temu?
Nie, nie spodziewam się tego. Zastanawiam się, czy jest leczenie (np. cybernóż), które będzie dla Babci szansą na dłuższe życie (i zmniejszenie cierpienia, którego pewnie trzeba się spodziewac, kiedy choroba się rozwinie, jeśli jest to nowotwór).
Ptaszenio napisał/a:
Bardzo potrzebujecie teraz wsparcia lekarza, któremu będziecie mogli zaufać.
No tak, tylko że mamy lokalnych lekarzy, którzy mieli stycznośc z Babcią, bo ją leczyli, a nie są onkologami (rodzinny i chirurg). Są sceptyczni, ale nie wykluczają możliwości pomocy Babci (no i nie wiem, co wiedzą np. o cybernożu). W wypadku chirurga, dziwię się, że wypuścił Babcię z guzem trzustki bez żadnych zaleceń, nawet paliatywnych. I mamy potencjalnych onkologów, do których można pójśc, ale którzy nigdy Babci nie widzieli. (mówię zarówno o onkologu tutejszym, którego będę próbowac łapac jutro, jak i drach Cichockim czy Durliku, do których wybierałam się na wizytę).
--
Powiedziałam też w opisie stanu Babci, że narzeka na bóle - warto dodac, że te skargi są w jakimś stopniu przesadzone (mówiła ostatnio np. że miała zawał). Nie chodzi mi o to,żeby bagatelizowac dolegliwości Babci, ale żebyśmy mieli tu jak najpełniejszą wiedzę o jej stanie.
Madzia70,
spodziewałam się, że operacja to nie będzie taka prosta sprawa. Ale są jeszcze radioterapie, cybernóż. Bez tomografii nie wiem, czy Babcia by się kwalifikowała. Ale też nie chcę bez potrzeby zabierac Babci na to badanie.
Orange
mój Mąż w wieku 55 lat miał operację całkowitego usunięcia trzustki z dwunastnicą i śledzioną oraz wykonane zespolenie żołądkowo- jelitowe i przewodowo-jelitowe. Operacja trwała chyba 7 godzin.
Nie wiem czy lekarz podejmie się wykonania operacji u Twojej Babci(84 lata) bo dochodzenie po operacji do sprawności trwa naprawdę długo. Mąż po operacji był niezdolny do samodzielnej egzystencji.
_________________ ''Nagle tak cicho zrobiło się w moim świecie bez CIEBIE" *27.06.2011*
Bez tomografii Babcia nie kwalifikowałaby się do żadnego zabiegu na trzustce. Dlatego najpierw trzeba ustalić, czy zabieg jest zasadny. Chorzy z miejscowo zaawansowanym rakiem trzustki (bez przerzutów) żyją średnio bez interwencji do pół roku, po zabiegu cybernożem średnio trochę ponad rok*. Sami musicie sobie odpowiedzieć na pytanie, czy walka o pół roku (podkreślam - średnio, statystycznie) kosztem ewentualnych powikłań ma sens.
Poza tym przypuszczam, że na CT nie skończyłoby się, jeśli chodzi o badania, pewnie trzeba by zrobić PET, ponieważ cybernóż w raku trzustki stosuje się wyłącznie w sytuacji, kiedy nie mamy przerzutów.
No i oczywiście - podstawą pozostaje badanie histopatologiczne, ponieważ na razie w ogóle nie wiemy, czy mamy do czynienia z rakiem.
______________
*Dane z września 2013 , z rekomendacji AOTM
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Chorzy z miejscowo zaawansowanym rakiem trzustki (bez przerzutów) żyją średnio bez interwencji do pół roku, po zabiegu cybernożem średnio trochę ponad rok*
Przeczytaj ze zrozumieniem co napisała Madzia70
Bez dodatkowych badań jest to tylko gdybanie i wróżenie z fusów. Piszesz o radioterapii, chemioterapii,cybernożu. Tak to są metody leczenia ale co leczyć nie ma badań które potwierdziłyby chorobę lub stan zaawansowania.
_________________ ''Nagle tak cicho zrobiło się w moim świecie bez CIEBIE" *27.06.2011*
Dlatego najpierw trzeba ustalić, czy zabieg jest zasadny
Ale ustalic to poprzez badania diagnostyczne? Czy na podstawie stanu Babci?
Sugerujesz badanie hist-pat?
No bo tak sobie myślę, jeśli ten guz nie byłby zaawansowany i cybernóż dawałby nadzieje na znaczącą pomoc, to wówczas warto zrobic TK i się o tym dowiedziec, nie?
A co myślicie o USG? To takie chyba "lajtowe" badanie, a jeśłi powiedziałoby nam coś o rozmiarze guza, byłoby wskazówką, czy iśc w dalszą diagnostykę.
Przepraszam, że tak męczę i "gdybam", ale sytuacja nie jest prosta i jestem w kropce, co robic dalej.
Orange,
nikt z nas nie zdecyduje, jakie badania i czy w ogóle jakieś badania należy wykonać u Twojej babci. Nikt z nas nie zdiagnozuje też babci przez internet. O dalszym postępowaniu musi zdecydować lekarz.
Na podstawie dotychczasowej naszej wiedzy - jest zaawansowany i to bardzo, skoro zapewnił nam żółtaczkę mechaniczną. Poza tym mamy relację naocznego świadka - czyli chirurga, który mówi, że guz jest duży.
orange, już sama decyzja o podjęciu próby leczenia wymagałaby podania Babci licznym badaniom (usg, biopsja, tomografia). Po tych badaniach mogłoby się okazać (z dużym prawdopodobieństwem, na podstawie Twojego opisu), że Babcia jest mimo wszystko zdyskwalifikowana z leczenia, ze względu na stan zdrowia (chemii, radioterapii też nie można podać każdemu, to bardzo obciążające leczenie).
Przemyśl to wszystko na spokojnie.
Być może decyzja o pozostawieniu Babci bez leczenia przyczynowego, pod właściwą opieką osób z hospicjum domowego będzie dla niej najlepszym rozwiązaniem, nawet jeśli będzie żyła kilka miesięcy krócej.
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
będzie dla niej najlepszym rozwiązaniem, nawet jeśli będzie żyła kilka miesięcy krócej.
Wszak kilka miesięcy krócej może być czasem znacznie dłuższym, niż kilka miesięcy dłużej po ponad pół roku powracania do sprawności po dużej operacji chirurgicznej... o ile w ogóle powrót do sprawności będzie możliwy...
Pozdrawiam serdecznie
_________________ www.rjforum.pl - Nowotwór jądra to nie wyrok! Masz wątpliwości? Dowiedz się więcej!
Na podstawie dotychczasowej naszej wiedzy - jest zaawansowany i to bardzo, skoro zapewnił nam żółtaczkę mechaniczną.
A kamień nie mógł miec udziału w tej żółtaczce? Na początku (przed operacją), taka była powszechna opinia - że Babcia ma żółtaczkę od kamienia (powiedział to mamie co najmniej lekarz rodzinny, może potwierdzili to też w szpitalu przed operacją, nie mam pojęcia). No i w wypisie jest kamica pęcherzyka żółciowego powikłana żółtaczką mechaniczną.
Madzia70 napisał/a:
Poza tym mamy relację naocznego świadka - czyli chirurga, który mówi, że guz jest duży.
Dziś ten sam chirurg powiedział mi, że trudno ocenic, czy ten guz był duży, można było go tylko dotknąc, że nie on operował (pytanie zatem, czy on dotykał ) i że nie pamiętają pacjentów i operacji. A sam operujący powiedział, że nie jest nam potrzebny rozmiar tego guza, bo zdecyduje lekarz, a nie my (nie zrozumcie mnie źle, nie kwestionuję tej opinii i nie chcę decydowac zamiast lekarza).
Prawdopodobnie nie, skoro w wypisie ze szpitala jest jasno napisane, że to z powodu guza (vide: Rozpoznanie). A podejrzewano, że to z powodu kamienia, bo jest to pierwsza przyczyna żółtaczki mechanicznej, gdy mamy kamicę pęcherzykową. Życie zweryfikowało to rozpoznanie.
Co do reszty, to już pisałam powyżej
Madzia70 napisał/a:
sama decyzja o podjęciu próby leczenia wymagałaby podania Babci licznym badaniom
Opinia chirurga z dnia wczorajszego nie wnosi nic nowego.
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
odświeżam wątek. Blisko rok temu (połowa kwietnia 2014) u Babci podczas operacji wycięcia pęcherzyka żółciowego zaobserwowano guz trzustki, nigdy nie potwierdzono, czy to nowotwór.
Potem był duży dylemat, co robić dalej - diagnozować, czy zaniechać (ze względu na stan zdrowia babci). Były rozmowy z onkologami, lekarzem który operował Babcię (niestety bez Babci, ani badań obrazowych), z Babci lekarzem rodzinnym. Opinie były niejednoznaczne. Ostatecznie zdecydowano nie podejmować leczenia ani diagnostyki (ze względu na stan Babci + perspektywy dalszego leczenia).
Minął praktycznie rok, jak dla mnie (ale w domu bywam rzadko) bez jakiś szczególnych objawów u babci, sugerujących, że guz był nowotworem (ale może jej stan stopniowo się pogarszał). W sumie były raczej nieliczne sytuacje gorączki, co do której lekarze mówili, że prawdopodobnie jest od trzustki. Niedawno puchły jej dłonie/dłoń (opuchlizna zeszła, lekarz pierwszego kontaktu mówił chyba, że to może być/jest przez tę trzustkę).
Od ok. półtora tygodnia babcia czuje się wyraźnie gorzej:
znaczne osłabienie,
przyjmuje niewiele pokarmów i płynów (musi by karmiona),
wcześniejszy ograniczony kontakt z nią (problemy psychiczne) pogłębił się (mówi mało, w dużej mierze niewyraźnie)
temperatura (różnie, w momentach, kiedy jest wyższa podchodziła pod/nieznacznie przekraczała 38 st. C)
nabrzmiały/wzdęty brzuch
w poniedziałek zauważyliśmy spuchniętą stopę i okolice kostki lewej nogi
w pn moją uwagę też "dołek"/zapadniecie w wewnętrznym górnym kąciku jednego z oczodołów (nie jestem w stanie stwierdzic, czy miała tak wcześniej)
tworzą się odleżyny w okolicach pośladków
Co się działo:
W poniedziałek 23 marca był lekarz pierwszego kontaktu z pobliskiej wsi. Wg relacji rodziny badał długo, nie znalazł żadnych przyczyn wyjaśniających ten stan, "wymacał" guz w jamie brzusznej. Zalecił podawać bardziej płynny pokarm i odstawić część leków (chyba ze względu na trudności w połykaniu). Polecił coś na zbicie gorączki.
Piątek. 27 marca - u Babci nadal źle. Rodzina zadzwoniła do ww lekarza (dzwoniący miał na celu zapytać o możliwość otrzymania kroplówki w domu). Lekarz powiedział, że nie może tego zapisać i że może wystawić skierowanie do szpitala, gdzie babcia otrzyma kroplówkę "podtrzymującą" (przynajmniej taka relacja do mnie dotarła).
Pon. 30 marca: jednak ten sam lekarz po rozmowie z tatą wypisał skierowanie do szpitala(nie sądzę, żeby tata wniósł jakieś nowe fakty, chyba że wątek, że babcia "podkaszluje", ale możliwe, że temat poruszano już w piątek). Lekarz powiedział, że nie przyjedzie z kolejną wizytą i że tę sytuację można wyjaśnic tylko(?) w szpitalu (prześwietlenie płuc, badania krwi).
Druga pani doktor z tego ośrodka odwiedziła Babcię dziś rano. Kuzynka mówiła jej, że nie chcemy dawac Babci do szpitala (bo lepiej będzie w domu). Pani doktor powiedziała, że nie wie, czy w takim stanie Babcię wzięto by do szpitala. Do mojego pomysłu, żeby sprawdzic markery odniosła się sceptycznie ("myślę, że/raczej nie ma sensu"). (chodziło mi o uprawdopodobnienie, czy to z nowotworem mamy do czynienia). Zapisała zastrzyki: Dexaven 8mg/2ml (3 sztuki) i Gentamicin LZrRP (0,08 G/2 ml, 5 sztuk). Ta wizyta nie upewniła mnie jednak, czy na pewno nie powinniśmy podjąc dalszych działań.
Co dalej:
Problem jest taki, czy wobec tego Babcia powinna, czy nie powinna trafić do szpitala. Z jednej strony uważamy, że jeśli to już nie pomoże, to w domu będzie Babci lepiej. Z drugiej strony, co jeśli mamy do czynienia z inną chorobą (może i współistniejącą z nowotworem), w której badania i leczenie w szpitalu mogłyby realnie pomóc, a my zatrzymamy Babcię w domu z błędnym założeniem, że szpital nic nie wniesie...
Jest w sumie opcja zamówienia jeszcze jednej prywatnej wizyty z pobliskiego miasta. Przy czym lekarz, do którego udało mi się dodzwonic, specjalizuje się w chirurgii. Myślicie, że warto jeszcze się skonsultowac? A jeśli tak, to czy z tym doktorem, czy szukac internisty/onkologa? (z onkologiem nie wiem, czy się uda).
orange,
Ja bym Babcię zostawiła w domu. W obecnym stanie sam transport może być obciążeniem, którego może nie przeżyć. Pozwoliłabym jej odejść spokojnie wśród swoich.
Trzymajcie się...
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Mamy w tym momencie taki problem, że nie wiemy, czy Babcię coś boli, bo kontakt z nią jest mocno ograniczony. Babcia dużo jęczy. Tylko że jeszcze do niedawna często sobie śpiewała i mówiła (także w nocy, to chyba kwestie problemów z psychiką Babci). A że teraz generalnie mówi dużo mniej i rzadko mówi wyraźnie, to te "jęki" mogą byc po prostu takimi próbami śpiewu/mówienia. W wyciszeniu się Babci pomaga posadzenie jej na łóżku (choc nie zawsze)
Lekarze badający Babcie odnosili sprzeczne wrażenia co do tego, czy ją boli. Dostaliśmy receptę na Tramal i teraz pytanie, czy macie jakiś pomysł, skąd wiedziec, czy go podac. Pytanie Babci, czy i co ją boli, daje mizerne skutki, obserwowanie wyrazu twarzy też nie do końca pomaga... Może po prostu Tramal nie jest jakimś mega mocnym lekiem i podac go na próbę? Babcia ma też odleżynę na pośladkach (duży zaczerwieniony obszar, mniejszy ciemny, ranki raczej niewielkie)
Odleżyny pilnujcie - może się powiększyć błyskawicznie.
Opatrunki Granuflex, Aquagel w aptece bez recepty.
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum