Teraz już, albo na razie, nie potrafię znaleźć racjonalnych argumentów na konieczność zrywu, walki.
Po co się zrywać? Trzeba żyć... po prostu, dopóki jest taka możliwość. Normalnie, na ile nam pozwalają nasze organizmy... Trzeba znaleźć kompromis pomiędzy tym co chcemy, a tym co możemy - nic nowego, robimy to wszak przez całe życie. Masz na coś ochotę? Dasz radę? Zrób to!
_________________ Każdy ma swoje walety i zady
THINK BEFORE YOU SAY SOMETHING STUPID
Hany,
Nie chce, aby moja choroba wpłynęła w jakikolwiek sposób na życie moich dzieci. Wiem, że to bzdura, przecież jest to niemożliwe. Nawet wtedy, gdy zapadła po raz pierwsza diagnoza i czekałam na przyjecie do szpitala nie potrafiłam im tego powiedzieć, zrobił to mąż i byłam mu za to bardzo wdzięczna.
Pewnie jestem tchórzem, trudno.
Potem – prosiłam żyjmy normalnie - i na tyle, na ile było to możliwe, tak było i jest.
Śledzenie wpisów na forum sprawiło, że utwierdziłam się w przekonaniu, jak bardzo choroba wywraca życie bliskich do góry nogami. Sama tego doświadczyłam gdy chorował i odszedł mój ojciec. Moment ten zbiegł się z moją pierwszą operacją i chemią.
Wiem, że silne więzi emocjonalne z rodzicami są ważne i potrzebne, ale jednocześnie, bardzo doskwierają gdy uczestniczy się w ich chorobie. Nie ma gorszej rzeczy niż bezsilność wobec cierpienia osoby bliskiej.
Dziękuję i pozdrawiam.
[ Dodano: 2012-04-01, 11:21 ]
Gazdo,
Dobrze jest Cię ,,posłuchać”. Bez wielkich słów mówisz o zwykłym życiu, o tym co cieszy, smuci, bawi.
Czasami zła jestem, że nie mogę robić tego, na co mam ochotę. Ograniczenia, ograniczenia, ograniczenia - głównie fizyczne. Moja dieta na poziomie jadłospisu dwuletniego dziecka ( a czasami nawet gorzej), do której już się przyzwyczaiłam, nawet nie jest tak męcząca, jak brak kondycji. Ostatnio mam problem z wagą- spada i nie chce się zatrzymać. Z resztą nie tylko waga spada – w tym tygodniu zaliczyłam ,,spadek” ze schodów i chwilowy ,,brak wizji”. Poobijałam się odrobinę, ale najciekawiej wygląda moje czoło. Kiedyś, mogłabym w tym stanie bez charakteryzacji pozować do plakatu w pt. ,, Bo zupa była za słona”. Dodatkowo przypomniałam sobie , że człowiek ma kość ogonową.
Dobrej zabawy na zlocie! Już Wam zazdroszczę.
sprinter,
Pamiętaj, że lekarz też człowiek. Wspólnie z lekarzem powinnaś rozważyć wszystkie opcje terapeutyczne. Myślę, że jeśli uznasz leczenie za zbyt obciążające - lekarz uszanuje Twoją decyzję. Pamiętaj też, że w tej decyzji - jaka by ona nie była - nie ma nic złego, ani takiego, za co mogłabyś spotkać się z potępieniem. Rodzina, przyjaciele, lekarz - pełnią wyłącznie funkcję doradców. Decyzja jest absolutnie Twoja i każdy ma tę decyzję szanować.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Wiem, że każda praca, która wymaga bezpośredniego kontaktu z człowiekiem jest bardzo trudna. Nie jestem lekarzem, ale mam świadomość, że chory , cierpiący człowiek potrafi być bardzo trudnym partnerem do rozmowy, współpracy, leczenia. Czasami, to choroba zmienia ludzi, a czasami oni po prostu zawsze tacy byli.
Tak, jak w każdym zawodzie , spotyka się mniej lub bardziej zaangażowanych, przeciętnych, dobrych i wybitnych specjalistów. Nie chciałabym mówić, że w przypadku lekarzy winny jest tylko sam system, który czasami nie daje możliwości poświęcenia określonej ilości czasu pacjentowi, ale czasami brakuje zwykłego profesjonalnego podejścia – zaangażowania czysto zawodowego, skupienia się i możliwie najlepszego wykorzystania posiadanej wiedzy. Niestety mój dotychczasowy kontakt z lekarzem pozwala stwierdzić, że rozważania dotyczące opcji terapeutycznych, to piękne hasło, ale bez możliwości realizacji. Mój lekarz nie poświęcał mi nigdy więcej niż 2 – 3 minuty. Rozmowa o terapii, sposobie leczenia, to fikcja. Cała wiedza, którą posiadam nie ma swojego źródła w najmniejszej części od lekarza. Szkoda, bo zawsze uważałam, że powinno się ją czerpać od osób, które są do tego powołane i które tę wiedzę posiadają. Nigdy nie biegałam od lekarza do lekarza, aby potwierdzić lub zaprzeczyć postawionej diagnozie. Teraz też tego nie zrobię.
Nie wierzę też w cudowna odmianę, że moja Pani doktor, będzie mnie tym razem traktować bardziej serio niż wcześniej, że poświęci więcej niż 3 minuty swojego cennego czasu.
Zawsze starałam się brać pod uwagę rzeczowe argumenty i dopiero wtedy podejmować decyzję. Tym razem, nie będzie przypuszczam rozmowy, argumentów, informacji - ironicznie mówiąc - nic takiego w rozmowie z lekarzem mi nie grozi. Mogę spokojnie trwać przy swojej opcji.
Dziękuję za wszystkie słowa i bardzo chciałabym, aby decyzję zaakceptowali moi bliscy.
sprinter,
Rozumiem Twoje rozgoryczenie. Jednak przed podjęciem tak ważnej decyzji powinnaś starać się uzyskać możliwie dużo informacji na temat choroby i rokowań. Tzw. second opinion wydaje mi się tu niezbędna. Ale oczywiście - powtarzam - decyzja i sposób jej podejmowania jest absolutnie Twoją sprawą.
Pozdrawiam CIę serdecznie
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Trudno nie przyznać racji – second opinion jak najbardziej wskazana.
Tak naprawdę, to powinnam zrobić w możliwie szybkim czasie porządek w mojej głowie. Chaos, pustka, nie wiem jak to nazwać, ale nie jest dobrze. Praktycznie nie mam ochoty na żadne rozmowy. Cisza -to jest to, co najbardziej mi odpowiada. Towarzystwo innych osób jest dla mnie uciążliwe. Nie chce rozmawiać o chorobie, a dla odmiany inne tematy mnie nudzą, a raczej denerwują.
A czasu na przemyślenia coraz mniej - wyznaczony termin rozpoczęcie chemii mam za trzy tygodnie.
Dlaczego to wszystko nie jest tylko złym snem?
Pozdrawiam.
Spróbuj zrobić porządek z kartką i ołówkiem w ręku. Po prostu zapisuj wszystko, co Ci przyjdzie do głowy na temat choroby, wszystko, czego się dowiesz, co sobie przemyślisz. Najlepiej w tabelce "Za" i "Przeciw" chemioterapii - jeśli rzeczywiście podjęcie decyzji o chemii jest Twoim głównym problemem (w czasie takiego zapisywania może się okazać, że niekoniecznie).
I wiesz co? Wierzę w Ciebie Na pewno sobie z podjęciem właściwej decyzji poradzisz. Twarda kobitka jesteś. I to, że teraz masz wszystkiego i wszystkich dosyć to nie znaczy, że się poddajesz losowi. Zobaczysz, pat minie zanim upłyną te trzy tygodnie
Część postów nie będacych merytorycznie związanych z historią choroby sprinter została przeniesiona do działu Psychoonkologii, tutaj. / Administrator
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum