Witam popołudniowo w niedzielę.
Impreza była przednia, choć jak na dzisiejsze standardy niezwykle skromna.
Świadkami ślubu była najbliższa rodzina, czyli rodzice, rodzeństwo i chrzestni, co prawda więcej osób chyba nie pomieściłaby stylowa sala w Pałacu Szenów w Sosnowcu, ale i tak nie zabrakło łez wzruszenia i kilku zabawnych przyśpiewek w trakcie uroczystego obiadu po ślubie i...refleksji o upływającym czasie....
Wczoraj było święto, jutro będzie chwila prawdy...
Kiedyś napisałem, że będę mógł przekonać się co udało mi się zrobić z rakiem, lub co on zrobił ze mną...
Kłamałbym gdybym powiedział, że nie boję się wyników jutrzejszego badania, gdzieś tam we mnie jest obawa, że zlokalizowane guzy zostały zniszczone chemią i radioterapią, przed zagładą przeniosły się w nowe lokalizacje... pokaże to przyszłość...
Ale bez względu na to czego dowiem się jutro, co będzie zawarte w opisie badania za kilka dni, chcę powiedzieć słowami mojej ukochanej pieśniarki Edith Piaff
nie, nic a nic, nie, nie żałuję niczego
ani dobra, które mi uczyniono, ani zła, juz jest mi wszysko jedno
nie, nic a nic, nie, nie żałuję niczego
to spłacone, zamiecione, zapomniane, nie obchodzi mnie przeszłość
rozpaliłam ogień moimi wspomnieniami
moje troski, moje przyjemności, juz ich nie potrzebuję
wymiecione miłości i drżenie ich głosu
wymiecione na zawsze, zaczynam znów od zera
nie, nic a nic, nie, nie żałuję niczego
ani dobra, które mi uczyniono, ani zła, juz jest mi wszysko jedno
Być może nie będę zaczynać od zera, być może już nie będzie żadnego początku...
Kochani Dzięki Wam naprawdę już niczego nie żałuję