Dzień dobry
Jestem u Mamy i rzeczywiście, gdzie może być mi lepiej niż tutaj
.
Dostęp do internetu mam, ale działa jakby chciał, a nie mógł.
Czytam co się dzieje na forum co dzień. Na tyle starcza mi cierpliwości
A dziś wysilę się i coś wyślę
Niestety rozchorowałam się i mam jakieś zapalenie gardła
, także niestety nie mogę poszaleć po dworze z aparatem, co jest dla mnie sporą przykrością
, a takie piękne krajobrazy
.
Tyle co udało mi się cyknąć z okna
https://fbcdn-sphotos-f-a.akamaihd.net/hphotos-ak-snc6/215007_474505789259212_370778297_n.jpg
https://fbcdn-sphotos-a-a.akamaihd.net/hphotos-ak-ash3/45312_474538702589254_1673228324_n.jpg
I znów "zaszaleję" z cytatem
"Ci, którzy nie odnaleźli swojego prawdziwego bogactwa, czyli promiennej radości istnienia wraz z głębokim, niewzruszonym spokojem, który jej towarzyszy, są żebrakami, nawet jeśli opływają we wszelkie materialne dostatki. W świecie zewnętrznym rozglądają się za ochłapami przyjemności, spełnienia, potwierdzenia swoich racji, szukają bezpieczeństwa lub miłości, a tymczasem we własnym wnętrzu noszą skarb, który nie tylko zawiera w sobie komplet wyżej wymienionych dóbr, lecz jest nieskończenie cenniejszy niż wszystko, co świat ma do zaofiarowania." - Eckhart Tolle
Każdy cytat, który zamieszczam jest wyrazem moich myśli.
A teraz gdy się zdystansowałam do wielu spraw, znów wyciszyłam, uspokoiłam umysł itp., zamieszczam ten powyższy cytat nie bez kozery.
Moje życie 'psychiczne' w związku z diagnozą było inne niż wiele tutaj opisywanych. W momencie zdiagnozowania po dość głębokim szoku, ale takim który szybko przeminął osiągnęłam coś co trudno zrozumieć, czyli miałam w sobie ogromną radość z życia (paradoksalne), radość z każdego dnia oraz spokój wewnętrzny.
Załamanie psychiczne, bunt przeżyłam w momencie wznowy. Po znalezieniu pomocy udało mi się z tego wyjść. Znów odzyskałam radość i spokój ducha.
PO powrocie do 'normalnego życia', miałam mętlik, przechodziłam 'wzloty' i 'upadki'. A takich 'upadków' było więcej niż 'wzlotów'. Jednak mając już pewną świadomość, pewną wiedzę, nie pozwalałam sobie na to, aby wpaść w czarną rozpacz. Czasami nawet czułam się jakbym z tego dołka wychodziła jak po szklanej szybie (takie porównanie usłyszałam z ust Ewy Błaszczyk, także po Niej powtarzam, ponieważ oddaje to jak się czułam).
Powoli zaczyna być więcej 'wzlotów' niż 'spadków'. Tzn. znów więcej spokoju (upragnionego spokoju ducha).
Znów wracam do tego, co już wcześniej wiedziałam, że jeżeli sama sobie nie pomogę, to tak naprawdę nikt mi nie pomoże. Jeżeli sama ze sobą nie będę potrafiła być szczęśliwa, to nikt i nic mi tego szczęścia nie da i nie zagwarantuje.
I jak to w życiu, nic nie trwa wiecznie. I cały czas wracam do tego, że trzeba zaakceptować to, czego nie można zmienić, a zmienić to, co da się zmienić, i aby jedno nie poplątało mi się z drugim.
I nie wiem, czy uda mi się uzyskać taką radość wewnętrzną jaką miała w czasie pierwszego rzutu chorowania. Ale to doświadczenie dało mi świadomość, że co mogę uzyskać za pomocą swojego umysłu, co mogę osiągnąć dla swojego ducha (a przecież o tego ducha chodzi
).
Choć często nie jest łatwo. Często łatwiej powiedzieć niż zrobić, ale warto podjąć wysiłek, gdyż często wyniki są bardzo satysfakcjonujące.
Pozdrawiam zimowo
i przesyłam gorące całuski.
[ Dodano: 2012-12-11, 21:37 ]
Skoro już się dorwałam do internetu, to ...
sobie popiszę ...
Jestem po obejrzeniu filmu o Katarzynie Rosickiej-Jaczyńskiej (chorowała na SLA) i oto cytat z Jej książki "Ołówek" (muszę tę książkę przeczytać
)
"Chciałam wykrzyczeć wszystkim zdrowym, wiecznie niezadowolonym ludziom: „Spójrzcie na mnie! Możecie chodzić, mówić, jeść, swobodnie oddychać, pić, spać. Jeszcze wam mało? Zamiast narzekać, podziękujcie Bogu za te dary, bo nie macie wyobrażenia o tym, jak się żyje bez nich. Nie oceniajcie zachowania innych osób, zwłaszcza poważnie chorych, bo nic nie wiecie o ich życiu”. " (s. 59)