Muszę zmienić nastawienie. Gromadzić maksymalnie dużo pozytywnej energii i przekazywać ją mamie. To wszystko jest tak bardzo trudne gdy dotyczy ludzi których kochamy najbardziej na świecie.
Masz rację muszę zmienić się w skałę - dla mamy i dawać jej siłę i wsparcie. Pozbyć się negatywnej energii. Jesteśmy na początku tej drogi i muszę mieć siłę i nadzieję abym mogła ją przekazać dalej. Cieszyć się każdym wspólnym dniem. Zrobić wspaniałe Święta pełne radości (na tyle na ile to możliwe) i miłości.
_________________ ZAWSZE BĘDĘ CZĄSTKĄ CIEBIE
ZAWSZE CZĄSTKA CIEBIE BĘDZIE ZE MNĄ
Muszę zmienić nastawienie. Gromadzić maksymalnie dużo pozytywnej energii i przekazywać ją mamie. To wszystko jest tak bardzo trudne gdy dotyczy ludzi których kochamy najbardziej na świecie.
Na tym właśnie w moim odczuciu polega miłość. Cudownie jest gdy jest dobrze, wszyscy są zdrowi i szczęśliwi.
Ale jeszcze cudowniej powinno być wtedy, gdy zmagamy się z tą chorobą.
W życiu jest różnie, kiedyś każdy z nas odejdzie, ale póki jesteśmy razem, póki możemy dawać miłość i być razem to korzystajmy z tego. To będzie procentowało...
_________________ Gosia
nie oddam Cię kochany...będę walczyć z tą chorobą!
Patrzę w pusty monitor i nie wiem co pisać. Mam wrażenie że świat się kończy. Zawsze myślałam - choć to idiotyczne i dziecinne - że mama będzie żyła zawsze a przynajmniej najbliższe 10 - 20 lat. Że zobaczy jak jej wnuki idą do Komunii, bierzmowania, zakładają własne rodziny itd. Niestety życie pisze własne scenariusze na które mamy tylko niewielki wpływ. Pozostaje mi wierzyć w cuda i modlić się za mamę. I wyrzucać żale z siebie tu na forum i tu zostawiać te negatywne uczucia, żeby mamie przekazywać tylko pozytywną energię, nadzieję i wiarę w wyzdrowienie. Przecież WSZYSTKO JEST MOŻLIWE !!!
_________________ ZAWSZE BĘDĘ CZĄSTKĄ CIEBIE
ZAWSZE CZĄSTKA CIEBIE BĘDZIE ZE MNĄ
kset79, pamietam jak w kwietniu zawalil sie moj swiat. Nic nie mialo znaczenia. Na pierwszym planie byla choroba meza,a raczej pytania jak Go ratowac. Po raz drugi swiat zupelnie legl w gruzach jak sie dowiedzialam ze Maz ma przed soba zycia gora cztery miesiace. A ostatecznie dobila mnie wiadomosc ze i tego nie przezyje. I to uczucie bezradnosci i kompletnego zalamania. Co tu mowic. Zycie stawia nas przed trudnym egzaminem,ktory niestety nie jestesmy w stanie zdac celujaco.
Kochac i caly czas byc przy chorym-tylko tyle nam pozostaje.
Mama dziś wyszła z pierwszej chemii. Trzyma się i starała się nie płakać. Widzę, że bardzo ją to męczy i jej też trudno się z tym pogodzić. Na szczęście nikt jej nie powiedział, że ma tak mało czasu. Lekarze dają jej nadzieję a ja nie pozwolę jej się poddać. Będziemy walczyć z tą chorobą.
_________________ ZAWSZE BĘDĘ CZĄSTKĄ CIEBIE
ZAWSZE CZĄSTKA CIEBIE BĘDZIE ZE MNĄ
Zawsze jest cięzko, gdy ja sie dowiedziałam o chorobie mojego Taty, również było to dla mnie jak cięzki sen.
Uważam, że Tata jest za młody na umieranie - ma 56 lat.
Nie umiałam tego ogarnąć.
Teraz też nie do końa umiem sobie poradzić z tym wszsytkim, ale jest lepiej, postawiłam na pomoc Tacie, byćie przy nim ile tylko mogę, rozmawianie z nim, spełnianiem jego zachcianek.
Czasem nie jest to łatwe, bo musiałam bardzo ograniczyć życie osobiste, ale uważam, że inaczej się nie da.
Trzeba starać się żyć w miarę normalnie. U nas rzadko jest smutek, staramy się śmiać, opowiadać wesołe historie, to co się u nas dzieje. Kiedy tata ma ochotę również porozmawiamy o śmierci - takie rozmowy są potrzebne.
Trzymaj się dzielnie, pamiętaj że masz dzieciaczki, to dla nich Ty jesteś najważniejsza, z Ciebie biorą przykład. Dzieciaczki napewno będą w czssie choroby radością dla Mamy - jak bedą przy niej.
Do mojego Taty czasem przychodzi mała dziewczynka 2letnia - wie że wujek jest chory. Tatę bardzo rozwesela jej obecnosć, potem opowiada, jaka ona jest świetna.
Wszsytko to jest bardzo trudne niestety, ale napewno jakoś musimy dać radę.
Ktoś kiedyś powiedział - "Bóg zsyła na nas tyle ile możemy udźwignąć, choć czasem wydaje się że ciężar nas przytłacza". Muszę nauczyć się cieszyć z małych rzeczy żebym mogła dawać radość mamie. Czytając to forum zrozumiałam, że wiele muszę się nauczyć ale przede wszystkim muszę być oparciem dla mamy i dawać jej siłę i wsparcie.
Tak trudno się z tym oswoić.
_________________ ZAWSZE BĘDĘ CZĄSTKĄ CIEBIE
ZAWSZE CZĄSTKA CIEBIE BĘDZIE ZE MNĄ
Mądra kobitko!!!! Masz w 100% racje. Nie raz będą chwile załamania. Chwile smutku łez i rozpaczy!!! Ale teraz MUSISZ a bynajmniej POWINNAŚ być silna. By dać mamie jak najwięcej wsparcia miłości pomycnej dłoni. Przyjdą chwile gdy mama będzie potrzebowała córki,pielęgniarki i przyjaciółki.... POSTARAJ SIĘ BYĆ NIĄ....
Będzie Ci lżej gdy będziesz wiedziała,że jesteś bardzo pomocna,a MAMCIA-dla niej będziesz DUMĄ!!!!
Moja mama chyba bardzo źle będzie znosiła chemię. W piątek zakończyła pierwszą i dziś czuje się słaba i nie ma ochoty na jedzenie. Wiem, że to nie najlepiej jak nie ma apetytu. Dzielnie się trzyma ale widzę, że bardzo szybko się męczy. Święta i kolację wigilijną szykuje u siebie w domu (bo nie mieszkam z mamą) więc odciążę ją z "świątecznego" gotowania. Obawiam się że na Wigilii nie wytrzymam i będę płakała. Jak mogę się wzmocnić żeby nie pokazać jej swoich łez. Musze dać jej siłę a nie dokładać kolejnych trosk.
_________________ ZAWSZE BĘDĘ CZĄSTKĄ CIEBIE
ZAWSZE CZĄSTKA CIEBIE BĘDZIE ZE MNĄ
to, że mama nie ma apetytu po chemii to niestety w większości przypadków normalne.
Napewno czytałaś ten poradnik i wiesz jakie to obciązenie dla organizmu. Jeżeli mama nie będzie miała ochoty na jedzenie- nie zmuszaj, nie namawiaj. Mama napewno to sobie odbije, gdy skutki uboczne przestaną jej dokuczać.
Spróbuj tylko , jeżeli mama będzie miała ochotę, wypróbować metody na zniwelowanie tych objawów.
Dostaliście do domku receptę na leki przeciwymiotne?
Wigilia to dla wielu osób szczególny czas, rodzinny, ale pamiętaj, że powinien to być radosny czas.
Dla mnie Wigilia to rodzinna tradycja, wesołego rodzinnego spędznia czasu...z myslą o tym jaki fajny będzie następny rok. Tego się trzymaj!
Czarne myśli - sio!!! Radość i oczekiwanie ...nie wiem czy jesteś wierząca, ale nawet ja taki agnostyk...rozumiem to tak.: Narodziny to radość i nadzieja.
I tego się trzymajmy...dla Naszych Ukochanych i dla siebie.
Dziękuję ci Gosiu. Już wydrukowałam dla mamy ten poradnik i przekażę jej go. Sama też go przeczytałam. Każda taka mała rzecz powiększa moją wiedzę o tej chorobie i pozwala mi się oswoić z tym co nas czeka. Już mniej płaczę, (przy mamie w ogóle) niestety nie mogę spać, w nocy śni mi się ta choroba pocę się i często się budzę, ale mój dyskomfort to nic w porównaniu z tym co czuje mama. Szkoda, że chociaż w małej części nie mogę przejąć jej bólu i złego samopoczucia. Z natury jestem silna psychicznie ale ta sytuacja mnie łamie.
Jestem wierząca i tak jak ty wierzę, że narodziny to radość i nadzieja, ale mimo wszystko będą to trudne Świętay.
_________________ ZAWSZE BĘDĘ CZĄSTKĄ CIEBIE
ZAWSZE CZĄSTKA CIEBIE BĘDZIE ZE MNĄ
Każdy dzień witam łzami. Myślałam, że powoli oswajam się z tym wszystkim a okazuje się, że z dnia na dzień jest gorzej. Mam nadzieję na cud, choć wszędzie piszą, że DRP nie da się wyleczyć a jedynie przedłużyć życie. Przecież cuda się zdarzają. Mamie nie mogę okazać tego bólu dlatego piszę tu. Lekarze również mamie nie powiedzieli, że są nikłe szanse na wyleczenie dzięki czemu ma większą wiarę w wyleczenie. Cuda się zdarzają - prawda - rzadko ale jednak !!!
_________________ ZAWSZE BĘDĘ CZĄSTKĄ CIEBIE
ZAWSZE CZĄSTKA CIEBIE BĘDZIE ZE MNĄ
każdy z nas żyje nadzieją, bo cóż nam zostało...liczymy na lekarzy, na ich wiedze, na organizmy naszych kochanych, że jednak będzie walczył...czekamy na cud...
Rozumiem Twoją chęć wygadania się tutaj, mam tak samo, nauczyłam się być twarda na zewnątrz, czasami chyba nawet tak, że tą chorobę lekceważę...jeśli ktoś tak odczuwa, to nawet nie ma pojęcia jak się myli. Każda moja myśl pozytywna zostaje zbombardowana czarną myślą, ale dla innych moja cała ja krzyczy : wszystko będzie dobrze!
Po to jesteśmy, chociaż potrzebujemy też wsparcia i wypłakania się. Mnie męczy już ta niemoc wypłakania się komuś, wiem jakie to niedobre tłumić w sobie uczucia. I jeszcze te Święta- ech dobra mina do złej gry...I znów będę ta najgorsza, bo będę strofowała najbliższych żeby mi się na święta przy Małżowinku nie rozklejali...
Ale wierzymy dalej i wierzmy w to, że to są nasze kolejne święta i będą natępne.
Ściskam Cię z całego serca...
_________________ Gosia
nie oddam Cię kochany...będę walczyć z tą chorobą!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum