Co oznacza A/G w analizie biochemicznej krwi? Nie mogę tego nigdzie znaleźć, a w wynikach przy tej jednej pozycji nie podano norm. U mnie to A/G wynosi 1,7.
Wyniki wszystkich pozostałych analiz krwi mam w normie, tylko wapń nieznacznie podwyższony. Zastanawiam się dlaczego nie zrobiono mi markerów
Co do markerów, to nie ma jako takich, specyficznych markerów dla nowotworów głowy i szyi. Natomiast m.in. właśnie albuminy w różnych kombinacjach bywają markerem - spójrz proszę: -> Białka ostrej fazy u chorych na nowotwory głowy i szyi <- (z tym, że tej ostatniej lektury nie analizuj proszę pod swoim kątem , bo ani nie mamy odpowiednich wyników, ani danych porównawczych sprzed rozpoczęcia leczenia by próbować wyciągać jakiekolwiek wnioski).
Co do ogólnych informacj na temat samych albumin, to takie zwięzłe 'ABC' jest np. w niezastąpionej jak zwykle -> Wikipedii <-
Daj proszę znać jak wyniki badań obrazowych.
pozdrawiam ciepło.
Dziękuję za pomoc DSS, jesteś nieoceniona Poczytałam sobie, ale obliczanie wskaźnika albuminowo-globulinowego jest dla mnie, kompletnego laika w dziedzinie medycyny oraz biochemii, trudne do zrozumienia Danymi sprzed rozpoczęcia leczenia rzeczywiście nie dysponuję. Mam jeszcze tylko wyniki tego samego badania z maja. Wtedy A/G wynosiło u mnie 1,4, a albuminy 4,2 g/dl, obecnie albuminy to - 4,5 g/dl. W granicach normy zdaje się.
Badania obrazowe są chyba dobre. Jeszcze nie zarejestrowałam się do prowadzącego onkologa i nie wiem na kiedy mi się uda, bo on przyjmuje tylko w poniedziałki, a najbliższy raczej odpada. Rejestracja jest komputerowa, przez telefon, ale to nie istotne. Przetłumaczyłam opis z greckiego na polski jak umiałam (dlaczego język medyczny jest taki zawiły w obcym wydaniu to porażka dla mnie). Wygląda to mniej więcej następująco, przepraszam za ewentualne dziwactwa słowne:
TOMOGRAFIA OBLICZENIOWA KLATKI PIERSIOWEJ:
- wszędzie czysto, niczego tam nie wykryto
TOMOGRAFIA SZYI:
- obrazowanie naczyń szyi fizjologiczne, czyli prawidłowe jak mniemam
- tkanka tłuszczowa (?) czysta, górne drogi oddechowe i głosowe (drogi głosowe?) wolne
- skupiska/nagromadzenie (?) węzłów chłonnych wzdłuż łańcucha/sieci/układu (?) po obu stronach małe poniżej granicznych wartości (Boże, zlituj się, wybacz mi DSS ten bełkot )
- w pozostałych częściach szyi nie rozpoznano nieprawidłowości
Zważywszy na to, że przerzut na węzły chłonne po lewej stronie szyi miał u mnie najpierw 32 X 13 mm (nie wiem ile miał potem, ale guz urósł zanim rozpoczęłam radioterapię i chemioterapię) a to, co wycięto mi z korzenia języka do badań histopatologicznych miało sumaryczne wymiary 2,8 x 1,5 x 0,4 mm i że nie ruszano mi węzłów w ogóle, domniemywam, że wynik jest dobry PET SCAN, który robiłam w grudniu wykazał ogniska wzmożonego metabolizmu 18 FDG w jamie nosowo-gardłowej SUV max 13 oraz zator węzłów chłonnych po lewej stronie szyi SUV 7,7
W kwietniu rezonans magnetyczny potwierdził skuteczność leczenia, bo toto na węzłach zmniejszyło się wtedy do 8 mm, no a teraz chyba całkowicie zlazło... Zwyciężyłam czy jeszcze za wcześnie żeby świętować sukces
TOMOGRAFIA WNĘTRZA CZASZKI:
- badanie ujawniło dwa małe torbiele w lewej zatoce szczękowej
- pozostałe zatoki są czyste
- skrzywienie przegrody nosowej z wypukłością w kierunku prawym
A to ci niespodzianka! Zastanawiam się co skrzywiło mi nagle przegrodę Jeśli chodzi o torbiele, to wykazał je także rezonans magnetyczny, który robiłam w kwietniu. To tez była dla mnie niespodzianka, ale lekarze - radiolog oraz onkolodzy powiedzieli, że to nic takiego i że nie ma związku z moim nowotworem. Może... Oby!
Wizytę kontrolną mam dopiero 23 listopada. Mój onkolog prowadzący przyjmuje pacjentów tylko raz w tygodniu i aż (!) przez półtorej godziny. Chyba wcześniej odwiedzę radiologa, żeby spytać o tę moja opuchliznę, chrypę i brak smaku w dalszym ciągu.
Poszłam wczoraj z wynikami do mojego laryngologa, do przychodni. Potwierdził, że tomografie niczego nie wykazały, czyli WYGRAŁAM!!! Huuuuraaaaa!!!!
Przegrodę nosową mam podobno skrzywioną od dziecka, prawdopodobnie na skutek jakiegoś urazu, a te torbiele w zatoce szczękowej są - według niego - stare i zębopochodne, niby pamiątki po leczeniu kanałowym i nie wymagające interwencji chirurgicznej. W opisie zdjęć nie podano ich wymiarów. Czy z takim czymś w zatoce można chodzić? Przez tego raka boję sie teraz wszystkiego...
Dzięki dziewczyny za wsparcie duchowe
Pojechałam w piątek do radiologa, nie tylko z wynikami, które - jak potwierdził - są bardzo dobre łącznie z tym wskaźnikiem A/G, ale też żeby zapytać o te moje niekończące się skutki uboczne. No i dowiedziałam się, że - tak jak mówiła mi Mamanel - opuchlizna to wynik braku cyrkulacji limfy, a rano jest większa na skutek ucisku na szyję podczas snu. Podobno są jakieś maści łagodzące tę przypadłość, ale pan doktor nie przepisał mi żadnej, twierdząc, że poradzę sobie bez nich i że tak będzie lepiej. Dostałam za to w prezencie jakiś nowy podobno specyfik nawilżająco-dezynfekujący między innymi w przypadku kserostomii po radio i chemioterapii oraz stanów zapalnych błon śluzowych. Jest to wynalazek brytyjski i nazywa się Caphosol. Są to dwa rodzaje płynu w jednorazowych pojemniczkach (roztwór fosforanu sodu i wapnia), które miesza się ze sobą i płucze się tym usta i według lekarza gardło też, choć w ulotce nic nie piszą o gardle Uzywam tego na noc, ale żadnych cudów jak dotąd nie doświadczyłam, nadal zasycha mi i budzę się kilka razy w ciągu nocy, żeby łyknąć wody, co przynosi mi ulgę. Stosował to ktoś i może coś powiedzieć na temat skuteczności? Może ja jestem po prostu niecierpliwa i oczekuję natychmiastowego efektu.
Ale jak tu nie być niecierpliwym, kiedy od stycznia, a więc już dziesiąty miesiąc nie czuję smaku, tylko słodki co nieco, a na dodatek niemal wszystko wydaje mi się teraz dla odmiany słodkie, nawet rosół albo ryba - ohyda! A jeść i pić też nie mogę wszystkiego, bo suche, kwaśne i ostre odpada. Lekarz, który wcześniej utrzymywał, że wszystko u mnie wróci do normy w ciagu miesiąca, po to tylko, żeby mnie nie załamywać i mobilizowac do dalszej walki, teraz oznajmił mi, że w takich przypadkach jak mój (radio + chemia) powrót do normalności zajmuje rok do półtora roku i żebym się nie martwiła, bo może już w styczniu przejdzie mi chrypka i będę mogła zaśpiewać z radości i może też poczuję wreszcie smak soli, ale do czerwca przyszłego roku z pewnością będę mogła już jeść wszystko, a nawet napić się wina. Co za wspaniała perspektywa
Najważniejsze jednak, że pokonałam raka. Lekarz, który wcześniej dawał mi 99 proc. szans na zwycięstwo, choć w statystykach nie wyglądało to tak różowo, teraz daje mi 99 proc. nadziei na to, że nowotwór nigdy już nie powróci. 99, bo w życiu niczego nie można być w stu procentach pewnym Polubiłam tego lekarza za jego poczucie humoru, niepoprawny optymizm, którym zaraża otoczenie oraz ludzki, ciepły i serdeczny stosunek do pacjentów. I wierzę mu, choć z pewną dozą sceptycyzmu i lęku, jaki chyba już do końca moich dni będzie się czaić na dnie mojej duszy.
Zoi - jesteś niesamowita. !0 miesięcy bez smaków? Ty już pewnie zapomniałaś jak smakuje pomarańcza albo śledzik w śmietanie.
jak byłam zdrowa to nawet mi do głowy nie przyszło że można nie czuć czekolady i przeżyć dzień na szklance mleka z żółtkiem. Wcinam te surowe żółtka bez względu na cholesterol bo mają dużo witamin. polecam utrzepane z łyżeczką cukru i zalane szklanką letniego mleka. łatwo się wślizguja i stawiają na nogi.
Zamienię mój gorzki rosół i gorzki kisiel na łyżkę rosołu słodkiego. Moje ulubione ziemniaczki pieczone i serek są nie do zjedzenia.
Zoi - będzie dobrze. Wierzyłas lekarzowi i dobrze na tym wyszłaś. Nacierpiałas się i to jeszcze nie koniec ale pomyśl ile przed tobą wspaniałych ciepłych dni na greckich skałkach.
_________________ Antoine de Saint-Exupéry
Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać
Taaaak te skałki i te słoneczne dni przez okragły rok wciąż jeszcze chodzę w letnich ciuchach, a i morze choć już lekko chłodnawe zdatne jest jeszcze do kąpieli
Etap gorzko-kwaśny miałam na samym początku, potem wszystko przypominało mi włosy, a błeee, pewnie z powodu deficytu śliny cokolwiek wzięłam do ust było jak kołtun kłaków, nie do przełknięcia, więc miałam jadłowstręt. Tęskno mi za śledzikiem, bigosikiem, kiszonym ogóreczkiem, że o chrzaniku nie wspomnę, ale co tam, Jogi. Dzięki temu, że nie mogę się opychać nadal mam figurkę modelki. W przeciwnym razie dawno bym juz przyrąbała na wadze. Mam nadzieję, że nie uszkodzili mi czegoś tam trwale i że wszystkie smaki kiedys powrócą, jak zapewnia mnie doktor
Ja również utwierdzam Cie w przekonaniu,że smaki i smaczki powrócą na dobre. Musisz byc tylko cierpliwa. Żyj spokojnie i z nadzieją wygladaj nastepnego dnia. A zobaczysz ,że wszytko będzie dobrze .
Witam wszystkich!
Zaglądam tu pierwszy raz. Zmagamy się z rakiem krtani mojego kochanego taty od maja tego roku.Tata po wycięciu krtani i naświetlaniach regeneruje siły.Jest 6 tygodni po zakończonej radio, która trwała 7 tygodni(w sumie 37 lamp).
Zoi, jest dokładnie tak jak mówisz.Jeśli chodzi o te trociny w ustach, to tata mówił,ze czuje się jakby miał jeża w ustach
Zaczyna odczuwać smak słodki, natomiast węchu w ogóle nie ma. Natomiast kserostomia to daje mu we znaki straszliwie i bardzo ciężko mu się łyka
Ten caphosol, o którym piszesz stosowaliśmy już w trakcie radio, ale kilkakrotnie w ciągu dnia(nawet powinno się stosować do 10 fiolek dziennnie).Badania kliniczne mówią,że jest bardzo skuteczny, ale efektywności tego aż tak nie dostrzegamy.
Żeby ułatwić przełykanie, trzebaby było zwiększyć wydzielanie śliny. Po przestudiowaniu wielu artykułów i wypróbowaniu przez tatę, na pewno Biotene jest godny polecenia.Szczególnie aerozol, również żel, ale jego jeszcze nie udało nam się dostać. Natomiast z tego co przeczytałam, pilokarpina wydaje się doraźnym rozwiązaniem. W USA jest dostępny preparat Salagen. Niestety w Polsce niezarejestrowany, a poza tym straszliwie drogi(ok 300 dolarów kuracja miesięczna). U nas można dostać ten lek w kropelkach do oczu i spożywać go doustnie w rozcieńczeniu, lub też można go otrzymać jako lek robiony na podstawie recepty z przepisem podanym przez lekarza.Podobno przynosi niesamowitą ulgę i powoduje wzmożone wydzielanie śliny. Jutro tata zaaplikuje go pierwszy raz, także zobaczymy...
Tata od kilku dni ma obrzęk wokół węzłów chłonnych a na przedniej części szyi twardą skórę jak skała. Wiem,że obrzęk to odczyn popromienny, ale czy Wy też czujecie, że skóra jest w niektórych miejscach taka twarda?Myślę,że to oznaki zwłóknienia,ale nie jestem pewna. Wizytę mamy za miesiąc, a tydzień temu wróciliśmy z wizyty podczas której wszystko było ok, ale kilka dni po niej wyszedł obrzęk i martwię się czy jechać z tym do jakiegoś lekarza... :uuu:Po naszych przejściach z lekarką we Wrocławiu, która diagnozowała tatę rok(miesiąc w miesiąc płąciliśmy słone pieniądze za wizyty), 2 razy pobierała biopsję a na koniec nie potrafiła znaleźć guza wielkości 5cmx4cmx2cm, przy czym miała przedoperacyjny rezonans, to już nie ufam nikomu. Dlatego jeździmy do Poznania, gdzie podjęto się operacji.
Podpowiedzcie kochani czy macie też takie uczucie ściągania skóry, tak jakby tam w środku cały czas coś pracowało i ściskało.
Dziękuję za pomoc. Pozdrawiam mocno.
Na skórę po naświetlaniach rewelacyjnie działa krem radiosun. W poznaniu powinien być ,szczególnie w tej aptece przy centrum onkologii bo własnie w Poznaniu go polecaja. Można tez bez problemu zamówić przez internet. Bardzo wydajny. Wygładza skórę, likwiduje te napiecia skóry, dobrze natłuszcza i daje niesamowitą ulge przy swędzeniu i bolesności.
_________________ Antoine de Saint-Exupéry
Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, kiedy nasze skrzydła zapominają, jak latać
ja na skórę polecam krem BEPANTEN, to dobry preparat. skóra szybko sie goi. jest rewelacyjny.
jesli chodzi o twardosc skóry to raczej normalne po radioterapii. Mojej mamie dopiero po 4 miesiącach po zakonczeniu naswietlan zaczyna odpuszczac twardość pod brodą.jesli chcecie sie upewnic to pojdzcie do lekarza, zawsze lepiej spytac specjalisty.
jesli masz jakies pytania to pisz smiało.
jesli moge spytac to w którym szpitalu we Wrocławiu był Twój tato?
Fajnie, że mamie odpuszcza po czterech miesiącach. U mnie leci już ośmy miesiąc od zakończenia radioterapii, a szyję wciąż mam opuchniętą i twardą jak kamień. Utrudnia mi to poruszanie głową. I smak nadal mi nie wrócił Zastanawiam się czasami, czy przypadkiem nie utraciłam tego zmysłu na zawsze. Zapytam jutro oknkologa, bo rano mam wizytę, na którą czekałam dwa i pół miesiąca. W międzyczasie byłam z wynikami u mojego profesora. Ocenił, że są w porządku, ale nie jest takim entuzjastą jak radiolog i w połowie grudnia mam się zgłosić po skierowanie na PET SCAN. Trochę zapewne poczekam na to badanie, ale specjalnie mi się nie spieszy W kontekście powyższego nie wiem czy z tym odtrąbieniem zwycięstwa nie wyskoczyłam jak Filip z konopii... Cóż, chciałabym w to mocno wierzyć, ale nie ukrywam, że boję się. Staram się o tym nie myśleć i ciesze się tym co jest, a jest teraz dobrze
Witam cieplutko wszystkich,
Zoi-bardzo dobrze,że mówisz, że wygrałaś bo na ten moment tak jest!i tym masz się cieszyć!z tą chorobą nigdy nie wiadomo!na początku czytałam statystyki i siedziałam bezsilna i bez wiary. (dodam,że jestem farmaceutką i rozsądkowe podejście do tego wszystkiego odbierało mi nadzieję)Ale to tylko liczby, średnie, mediany.Każdy z nas jest inny!Pamiętajcie,po leczeniu najważniejsze to: dobre nastawienie,siła umysłu, potęga świadomości.Potem dieta i suplementacja. Zoi,nawet w organizmach zdrowych krażą wolne rodniki, czychają komórki nowotworowe, zeby znaleźć sobie dobry moment na rozwinięcie choroby. Mi ciężko było czytać Sekret, Jak pokonać raka i inne ksiązki o potędze umysłu, ale tak trzeba, bo to daje siłę, energię, myśl, ze będzie dobrze.Dowcipy opowiadane mojemu tacie malują uśmiech na jego twarzy, zapomnienie i dobre samopoczucie. Jak odpluwa to mówi z uśmiechem:to zabity rak. I niech tak mówi! mimo,że wiem(lub wiemy)że to tylko plwocina zalegająca w oskrzelach.
Co do smaku, to trzeba być cierpliwym.Wiem,ze myślisz,że mi łatwo używać tego słowa-cierpliwy-ale to nieprawda!WIem jak bardzo cierpi mój tata i rozumiem co znaczy cierliwość. I niestety skutki radio są nieubłagalne:odwracalne lub nie.Ale zyskałaś życie.Zawsze tak rozmawiamy z tatą i jest mi ciężko, bo muszę godzić się z jego dyskomfortem, kalecwtem, bólem. Tata odczuwa 2 miesiące po radio tylko słodki smak, ale znowu nie może łykać, pokarm staje mu jak kluska w gardle i nie chce się przecisnąć. Z tego co czytałam wiem,że to brak części surowiczej śliny.(Próbujemy wszystkiego). MAm pytanie do Was: czy ktoś odczuwał po radio takie ściąganie w gardle, jakby pracowało i ściskało od środka, czasem powoduje to nawet łzy u taty( tata mówi, ze to niby nie ból, tylko ten ścisk powoduje automatyczne wydzielanie łez).???Chciałabym go uspokoić, bo domyślam się, ze to po radio, ale czy komuś z Was tak doskwierało?
Co do pytania o szpital, to tata leżał najpierw na otolaryngologii na Chałubińskiego, potem po przeniesieniu oddziału, w Akademickim Szpitalu Klinicznym na Borowskiej:( :(
Pozdrawiam Was mocno!
[ Dodano: 2009-11-24, 20:46 ]
Witajcie jeszcze raz,
Piotruniocz-dziękuję z tą info co do twardości skóry.Tata ma właśnie taką twardą pod brodą.No i od dwóch tygodni, czyli 6 tygodni po radio zrobił mu się ogromny obrzęk limfatyczny, który przechodzi z prawej strony, gdzie był operowany na lewą. Czy Twoja mama też miała, jak długo?
I ile po radio należy zrobić konkretne badania diagnostyczne. Tomogarf zrobiliśmy po 4 tygodniach, ale niektórzy lekarze twierdzą, ze za wcześnie. Jeden z nich powiedział nam, ze mamy zrobić badania dopiero po 3 miesiącach od skończenia radio.Trochę późno, mi się wydaje.
Tata w trakcie oczekiwania na radio miał wznowę w operowanym miejscu. Byliśmy przerażeni. Bo była szybka progresja węzłów chłonnych w operowanym miejscu. A teraz niby tomograf wyszedł dobrze, ale jeden lekarz stwierdził, ze to za wcześnie...Ale ja nie daję za wygraną!Ma być w końcu dobrze!
W poprzednim poście napisałam Ci o szpitalu(mam mieszane uczucia i ciężko mi bo ufałam tej lekarce). Po operacji, w której wycięto kawalek przerzutowego guzka bez ustalenia guza pierwotnego, skierowano nas na naświetlania, mówiąc, że to tylko kilka lamp i jest ok...A onkolodzy po zrobionch przez nas na własną rękę w przeciągu dwóch tygodni badań(min. tomograf,audigiogram, pet) stwierdzili, ze jest ogromny guz krtani i nie da sie nic zrobić bo trzeba ja usunąć.Musiałam znaleźć miejsce gdzie lekarze ustalą jestestwo tego "niewidocznego przez innych" guza. Po dwóch tygodniach tata był zoperowany. A gdyby był operowany 2 tygodnie później guz ukryty podśluzówkowo przebiłby się do krtani- tak powiedzieli nam lekarze, którzy wykonywali zabieg. Nie wiem jak dają sobie radę samotni ludzie. Nasz sytem jest chory. Pamiętam jak dziś, jak dostałam do ręki na onkologii 3 skierowania na badania:tomograf,pet i audiogram.A po ich zrobieniu miaqłąm się stawić z tatą na ustalenie leczenia.Sami wiecie jak długo czeka się na tomografię...I gdybym czekała, to...???I gdzie o tym pisać?gdzie domagać się naszych praw?kiedy większość z nas przeszła przez to wszystko i wie,że nic się nie da z tym zrobić. Takie ogólen przyzwolenie...
Ale przyrzekłam sobie, ze co było to było.Taraz skupiam się na tacie. Kocham Go i spędzam z Nim tyle czasu ile mogę. Choroba powoduje, ze nagle zatrzymujemy się i łapiemy dystans, uczymy się słuchać ludzi!,stajemy się bardziej wrażliwi.Smutne,że w takich okolicznościach...ale dobrze, ze zdaję sobie z tego sprawę.
Co do maści to wypróbowałam z tatą wszsytko: radiosun-tak jak Jogii wspomniałaś, bepanten-Piotrunowicz,eris pharamceris krem po radio, biafine. Najlepsza z naszych doświadczeń jest biafine-niestety u nas niedostępna. W czasie radio była niezastąpiona!tata mówił, ze najlepsza. Najmniej skuteczny był dla Niego eris pharmaceris, radiosun od niego okazał się lepszy. Ale biafine dawała Mu największe ukojenie.
Pozdrawiam Was serdecznie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum