Dwóch lekarzy (pulmonolog i rodzinny) widziało ten wynik i nie szepnęli słówka nt. nadnerczy, nic o tej zmianie do dziś nie wiedziałam!
Wydaje się to cokolwiek dziwne.
Wspomniana w opisie tego TK dedykowana dalsza diagnostyka wydaje mi się - w tamtym czasie - jak najbardziej uzasadniona.
Cytat:
Chłopski rozum mi podpowiada, że gdyby to było groźne, to po 2,5 roku... nie byłoby o czym mówić
To brzmi bardzo przekonująco, dlatego obecnie może aż tak wielkiego strachu już nie ma,
ale dla spokoju nie odpuszczałbym tego i przy najbliższej okazji poprosił lekarza "do tablicy" na ten temat.
_________________ Solve calceamentum de pedibus tuis: locus enim, in quo stas, terra sancta est [Ex: 3, 5]
Na wysokości wykonanych warstw okolicy nadnerczy uwidocznia się zmiana w lewym nadnerczu o największym wymiarze w przekroju poprzecznym 18 mm. Nadnercze prawe wydaje się być także "pogrubiałe". Wskazane byłoby wykonanie dedykowanego badania TK nadnerczy.
Może to zwykłe gruczolaki, często występują w nadnerczach i są wykrywane przypadkowo.
Szkoda, że w TK nie opisali siły wzmocnienia kontrastowego tych zmian, byłoby wiadomo coś więcej.
No i jak napisali w wyniku - wskazana była ta diagnostyka konkretnie pod kątem nadnerczy.
Bardzo dziękuję za odpowiedzi. Mój prosty rozum NIE OGARNIA jak można dopuścić się takiego niedopatrzenia. Mam przed oczami obrazy z filmów gore myśląc o tym jak chciałabym się odwdzięczyć pulmonologowi, który badanie zlecał, czytał i ignorował...
1) Znalazłam coś takiego:
Cytat:
W ujęciu histopatologicznym większość incidentaloma stanowią nowotwory o charakterze łagodnym: gruczolaki (50–80%), tłuszczaki i naczyniaki. Kilka procent przypadków to łagodne pheochromocytoma. Obraz guza nadnercza dają także zmiany nienowotworowe — torbiele, krwiaki, guzy ziarnicze (w przebiegu gruźlicy) — i zapalne
(grzybice).
2) Mam zacytowany opis, ale i płytę z tego TK - dałoby coś, gdyby jakiś lekarz rzucił na nią okiem? Chodzi o to czy jest w ogóle możliwość dopatrzenia się tam charakteru zmiany, jeśli to było TK klatki piersiowej. A USG jamy brzusznej? Zawsze były OK. Przez te 2,5 roku babcia miała 4 czy 5x, nadnercza też są w nim obrazowane?
Nie omieszkam porozmawiać o tym czym prędzej z lekarzem rodzinnym. Tylko jak tu wyciągnąć do niego babcię? Przecież jak jej powiem o tym archiwalnym wyniku to straci głowę...
Jeśli chodzi o obrzęk limfatyczny - fizjoterapeutka powiedziała, że nie jest tak źle. Będzie terapia przeciwobrzękowa od środy, 6 wizyt.
Nadnercza powinny być sprawdzone w ramach rutynowego usg jamy brzusznej, w praktyce lekarze oglądają co chcą i piszą co chcą, żadnych standardów nie ma. O wszystko trzeba się upominać ja tylko na 2 wynikach miałam wzmiankę o nadnerczach i to w obu wypadkach kiedy poprosiłam o ich sprawdzenie (fakt że były bez zmian więc może radiolodzy po prostu nie opisywali). Pozdrowienia
Jeszcze nie udało mi się namówić babci na wizytę u lekarza w związku z nadnerczami (a wkładam w to naprawdę sporo energii, próśb i gróźb), a już pojawiło się nowe zmartwienie.
A może raczej dwa. Raz, że babcia ma od lat jakieś polipy w gardle, które raz do roku, w zimę, mają tendencję do pękania i wtedy jest trochę krwi i ropy. Laryngolodzy uparcie twierdzą, że ich się nie usuwa bo i tak zaraz odrastają... No i właśnie wczoraj tak się stało.
Dwa, że wczoraj, podczas drenażu limfatycznego, rehabilitantce coś się nie spodobało w szyi (mówiła coś o zapaleniu żył?) i zapisała babcię na USG tętnic szyjnych. Wyszło, że tętnica czy żyła, już sama nie wiem, jest przekrwiona i jest to jakoby skutek uboczny RTH (babcia do tej pory ma podrażnione gardło i stosuje środki odbudowujące śluzówkę).
No, ale to podobno nic poważnego. Problem rozpoczął się chwilę później - lekarz sobie pooglądał tą głowicą całą szyję i rzecze, że widzi guzki na tarczycy, chyba 3. Węzły chłonne OK. Opisu USG nie dostałam bo "on nie ma uprawnień do sporządzenia opisu tarczycy, to USG musi zrobić radiolog". Rzeczywiście, na spisie USG, które ten lekarz (internista) wykonuje chyba nie widziałam tarczycy. Także mamy iść do radiologa na USG "i ew. biopsję". Jak usłyszałam biopsję, no to już mnie ścięło z nóg. Wiem, że 50% kobiet ma zmiany na tarczycy, właściwie chyba mało która Pani po 40., którą znam nie ma, ale... Podobno to lepiej kiedy jest więcej zmian, niż gdyby była jedna?
Tylko ile, do diabła, można? Byłam przygotowana na piekielny strach 1x na 3 miesiące, podczas badań kontrolnych w związku z rakiem piersi, a nie na takie bomby na każdym kroku, strach o jakieś inne, niezależne choroby. Co się tej bidnej kobicince nie zbada, to jest źle. 146/46 nieszczęścia. Jeszcze teraz ma nasilenie choroby wrzodowej (niewyleczona infekcja helicobacter) i zwija się z bólu.
Ostatnio powiedziała: Aguś, nie płacz jak umrę, ja to się od 40 lat tylko męczę.
Nie wiem, już nie wiem co robić. Walę głową w ścianę.
Zdecydowanie w pierwszej kolejności to co boli czyli helicobacter, iść do gastrologa i namówić na przepisanie kuracji dożylnej. A z całą resztą powiedzieć sobie że u osoby w tym wieku zawsze znajdzie się co najmniej kilka schorzeń, a jak dokładnie przebadać to i u Ciebie też coś by się znalazło. W tych wszystkich zabiegach i leczeniach to należy pamiętać że mówi się że jak ktoś bierze 8 różnych leków to na bank część z nich się wzajemnie niweluje lub jeszcze gorzej bo synergizuje.
W dalszej kolejności to trzeba by było ustalić co z tym sercem, bo wygląda że dawno temu jego stan był mocno przesadzony, wdrożono leczenie którego nie monitorowano, a w szpitalu o ile dobrze pamiętam okazało się że przy rutynowych badaniach nie bardzo widać jakieś dysfunkcje. Ale teraz chyba trzeba wybrać się do kardiologa, akurat jak się odczeka te 6 mies. do specjalisty to będzie odpowiedni czas żeby ocenić to serce po radioterapii. Człowiek to nie mechanizm, nie da się go wyregulować do końca, z niektórymi rzeczami da się żyć latami jak np te guzki na tarczycy (nie powstały wczoraj) albo nadnercza (2 lata nie wiedziałaś o nich i był spokój). Pozdrawiam
Miesiąc po zakończeniu RTH babci zaczęła puchnąć ręka. W miarę szybko zareagowałyśmy, popytałam lekarzy do kogo z tym iść i wszyscy wskazywali na jedną rehabilitantkę, która specjalizuje się w obrzękach limfatycznych. Babcia jest już po 4 chyba spotkaniu z nią, w skład którego wchodzi drenaż, ćwiczenia i bandażowanie (rękawem, no nie wiem jak to się fachowo nazywa). Jest tylko gorzej.
Najgorsze jest to, że ta ręka mocno boli i pojawiło się coś w rodzaju wysypki, czerwonych plam. Rehabilitantka zasugerowała dzisiaj, że to wygląda na zapalenie żył. Dzisiaj po zajęciach miała rozmawiać z lekarzem co to jest i co zrobić, a jutro dodatkowy drenaż i przekaże co się dowiedziała. Tylko, że ja kojarzę jedynie termin "zakrzepowe zapalenie żył", a babcia ma zawsze niskie płytki a krzepliwość bardzo słabą (tj. APTT zbyt długie)...?
Gaba, dzięki. Rady są trafne, ja bym jeszcze dodała pulmonologa (bo wkrótce się skończą leki wziewne a rodzinny bez zaświadczenia już nie wypisze) i ginekologa (bo trzeba się sprawdzić po 6 miesiącach na tamoksifenie), ale już nie mam nad niczym kontroli, babcia ma w nosie to, co mówię. Je koszmarnie, nie rusza się, radośnie sobie popala, powtarza, że nie ma na nic siły, potrafi strzelić na mnie focha o to, że "nie powiedziałam jej jak będzie po leczeniu bo gdyby wiedziała, to by w życiu nie pozwoliła ruszyć piersi". Nie chcę źle zabrzmieć - nie mam jej nic za złe, rozumiem, choroba jest ciężkim doświadczeniem, ale nie mogę patrzeć jak sama sobie robi krzywdę...
Nie raz i nie dwa i nie tylko ja pisałam że najgorsze samopoczucie jest w miesiąc po radioterapii (przejdzie po następnych 2 miesiącach).
Żaden onkolog (na forum to też wałkowano) nie powie pacjentowi żeby rzucił palenie. Zostaw ten temat, papierosy powodują że w mózgu powstaje substancja identyczna ze stosowaną w lekach antydepresyjnych.
Z tą ręką to wygląda na poważnie i długo, ale chyba chora trochę na to sobie zapracowała (odpuściła ćwiczenia albo sforsowała rękę) bo u osób szczupłych takie kłopoty to rzadkość. Znajome po mastektomii "wkręcają żarówkę" bez skrępowania nawet w towarzystwie mówiąc że należy to robić przynajmniej raz na godzinę. Chyba trzeba udać się z tym do lekarza, jeżeli to naprawdę zapalenie żył (istnieje też normalne nie tylko zakrzepowe) to zabiegi są bolesne i nie poprawią stanu. Leczenie o ile się orientuję to niełatwe, bo silnymi środkami przeciwzapalnymi (ach ten żołądek!) i pochodnymi diosminy (wszyscy używają, ale skuteczność nie potwierdzona).
Odczekaj z tym ginekologiem, spokojnie wystarczy raz na rok, teraz Babcia chyba nie jest w nastroju, a z tą ręką to będzie musiała pobiegać.
A generalnie to chora nie jest już "zagubioną i bezradną", zaczyna się "stawiać" co świadczy raczej dobrze. Nie spodziewaj się wdzięczności, bo to jest naturalne, że wszystkiemu winny ten najbliższy opiekun, bo przecież nie ci którzy nic nie zrobili. Niesprawiedliwe, ale takie jest życie. A na takiego jak opisałaś lub podobnego focha należy odpowiadać "a lekarzy pytałaś ?" to jej uświadomi że ona też chciała leczenia, jak jest rak to nikt o komplikacjach pooperacyjnych nie myśli, ale jak guza już nie ma to "można sobie pogadać". Trzymaj się
Babcia miała USG ręki, tej z obrzękiem. Jest zapalenie żył, ale nie o charakterze zakrzepowym. Mamy to smarować Naproxenem i narazie nie masować. Lekarz zasugerował też łykanie Diosminexu, ale babcia ma z tym jakiś problem i nie chce go brać. Nie wiem czy powinnam bardzo napierać, czy on coś pomoże? Nie zaszkodzi przy astmie? Ręka już prawie nie boli, jest trochę spuchnięta, ale jest już dużo lepiej.
Dzisiaj była wizyta u onkologa bo rehabilitantka prosiła, żeby się wypowiedział na temat ręki. No cóż, jeśli chodzi o obrzęk to nic innowacyjnego nie wniósł w nasze życie. Babcia spytała go za to o tarczycę i nadnercza. Tarczycą się bardzo nie przejął. Jeśli chodzi o nadnercza powiedział to, czym i ja się pocieszałam - że nie poznalibyśmy się przy okazji raka piersi, gdyby zmiana sprzed 2,5 roku była złośliwa. Nie mniej uznał, że wobec uzyskania takich informacji nie może pozostać bierny i dał skierowanie na USG tarczycy i TK jamy brzusznej.
Ciekawostka. W babci przychodni czasem są różne akcje promocyjne - badania za darmo itd. Babci lekarz rodzinny zapisał ją na pakiet diagnostyczny w kierunku napięciowego bólu głowy, w skład którego wchodziła m.in. rozmowa z psychologiem. Pani psycholog stwierdziła, że babcia ma "w 50% depresję". Uznałyśmy, że ostatecznie lepsze to, niż być w 50% w ciąży... Jak można się domyślić, dzięki tej wstrząsającej diagnozie na pewno jeszcze kiedykolwiek zechce mieć kontakt z tego rodzaju specjalistą.
Napisałam rano, a teraz nie ma...nie wysłałam O diosminie to Ci pisałam w poprzednim poście, a reszta.......... to oby tylko takie kłopoty. Depresję diagnozuje psychiatra, jednym ze znaczących objawów jest obojętność na różne objawy bólowe, niechęć do starań o poprawę stanu zdrowia - widzisz coś takiego? Trzymajcie się
Diosmina powinna pomóc, działa ona przeciwzapalnie na naczynia (limfatyczne też). Duzo lepszym lekiem flebotropowym w porównaniu do diosminy jest pycnogenol.
"Comparison of Pycnogenol and Daflon in treating chronic venous insufficiency: a prospective, controlled study.
Irvine2 Vascular Lab and Physiology, Department of Biomedical Sciences, G D'Annunzio, Chieti-Pescara University, San Valentino Vascular Screening Project, Faculty of Motory Sciences, L'Aquila University, Italy.
The aim of this study was to investigate the clinical efficacy of oral Pycnogenol (Horphag Research Ltd., UK) in patients with severe chronic venous insufficiency (CVI) in comparison to the combination of diosmin and hesperidin (Daflon, Servier, France). A group of 86 patients with severe chronic venous insufficiency (CVI), venous hypertension, ankle swelling) and previous history of venous ulcerations received either oral Pycnogenol (capsules) 150 mg or 300 mg daily for 8 weeks or Daflon, 1,000 mg/day. All patients completed the study without dropouts. At the end of the study, microcirculatory results indicated: a progressive decrease of skin flux at rest (RF); a significant decrease in capillary
filtration (RAS); an improvement in the symptomatic venous score (ASLS); a reduction in edema; a significant improvement (increase) in pO(2) and a decrease in pCO(2) in the Pycnogenol group. A significant level of improvement was reached after 4 weeks of treatment in most patients (p < .05) of the Pycnogenol group while clinical improvement was significant only in 6 subjects in the Daflon group. The positive effects of treatment with Pycnogenol after 8 weeks were significantly larger in comparison with the Daflon group. In conclusion, this study confirms the fast clinical efficacy of Pycnogenol in patients with chronic venous insufficiency and venous microangiopathy and its superiority-considering the evaluated parameters-to the combination of diosmin and hesperidin.
PMID: 16708123 [PubMed - indexed for MEDLINE] "
Możesz tez porozmawiac z lekarzem o piciu ruszczyka, kasztanowca, nawłoci, ruty, kocanki-też moga być pomocne.[/quote]
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum