przy jakiejś okazji (skoro wróciło do normy to nie ma alarmu) sprawdź Sobie nerki i tętnice nerkowe. A na przyszłość to jak wzrasta waga to pierwsze do sprawdzenia jest ciśnienie, a tak na wszelki wypadek to dopieszczaj nerki, przy chemioterapii sprawność nerek jest ważniejsza niż wątroby.
U mnie w domu rygor medyczny jest większy niż w szpitalu, mierzenie temperatury 2 razy, w klinice raz, ciężar ciała podobnie w szpitalu nie robi się tego, bilans wydalanych płynów codziennie w klinice parę dni po operacji, wygląd i częstotliwość stolca codziennie, ciśnienie 2 razy dziennie pierwszy raz 2 godz. po leku wtedy jest najwyższe i kontrolnie wieczorem.
Co do nerek jak robisz tyle badań TK nie mniej jak 35 to kreatynina powinna być poza wszelką norma a jest ok. Dlatego nadal kombinuję gdzie w 2 dni 1,5 l /kg/ się ulotniło....
Udało mi się rozwiązać problem pżw/drogi żółciowe/ a konkretnie w jaki sposób mój organizm usuwa nadmiar wyprodukowanej żółci, która wylewa się z nieszczelnych pżw do torebki wątrobowej, następnie przetoką powstałą po zakażeniu operacyjnym w 2011r dostaje się jamy brzusznej. Z jamy brzusznej systemem limfatycznym jest usuwana na zewnątrz. Ale system ten u mnie jest “podwójnie” obciążony w obrębie jamy brzusznej /żółć, zniszczone komórki rakowe/ i jest niewydolny. Wątroba pokiereszowana 5 operacjami, nie usuwa wszystkich śmieci po swojej pracy/np.trucizny/. Pojawia się zwiększona ilość żółci wszystkie rury zapchane. Co robić i nasz organizm w genialnej prostocie znajduje “obejście. Ma jeszcze niewykorzystany układ potowy. Układ, który służy do niedopuszcznia do przegrzania ciała. Facet ma stałe temperatury wieczorem 35,5 rano 36,3 nie grozi mu przegrzanie. Dostarczamy więc dziurą w brzuchu pod skórę nadwyżkę tej mieszanki do kanałów potowych a gruczoły ekrynowe pompują ją na zewnątrz. Niech gościu sam to usuwa czytaj zmywa. Dlatego zatykanie tej przetoki/dziury/ powodowało od razu wzrost wagi ciała tak szybko, jeden kanał ściekowy nie miał co wylewać na zewnątrz. Jak widzicie jeszcze jeden element naszego ciała bierze udział w naprawianiu organizmu.
Jeszcze taki drobiazg, nocne pocenie się jako sposób pozbycia się nadmiaru płynu w jamie brzusznej/żółci/ odbywa się w sposób zaplanowany przez organizm. W jedną noc pocą się intensywnie same dolne partie ciała/nogi, pachwiny / w następną brzuch, a w inną twarz i szyja, a jeszcze inną klatka piersiowa. Kto lub co tym steruje nie wiem, ale na pewno nie ja ?!.
Jak porównam to do infekcji koronawirusa, czy zapalenia otrzewnej to wtedy pociłem się jak szczur, caluteńki.
Przymierzam się od dłuższego czasu zacząć pisać o wyżywieniu w terapii nowotworowej na kanwie mojego raka wątroby. To rak w grupie raków przewodu pokarmowego wg klasyfikacji na tym forum. Na początek jedna uwaga ogólna, lek na raka, jeżeli szkodzi przewodowi pokarmowemu/a tak jest/ powinien być podawany inną drogą, niż on sam np dożylnie. Mój nexavar jest podawany do ustnie więc szkodzi podwójnie.
Wyżywienie w raku jest też jedną z przyczyn powstawania raka jako takiego, a główną w raku przewodu pokarmowego. Konkluzja jest prosta, jeżeli to co jedliśmy przed diagnozą rak jemy dalej, to nieźle dokładamy do tego "pieca". Zapytała mnie niedawno pewna osoba jaką dietę należy mieć w raku; mięsną czy wegetariańską. Nie umię udzielić odpowiedzi na tak postawione pytanie. Ale jak taki "autorytet" w osobie chodzącego trupa może tego nie wiedzieć, powiedziałem jej więc, ja "gówna" nie jem, ona tzn, ja mięso jem ale prawdziwe. Warzywa jeżeli są "gonione" i konserwowane, że umyte bo ładnie wyglądają i leżą w lodówce tygodniami nie nadają się dla normalnego człowieka, a dla rakowego śmierć.
Świadomość ekologiczna naszego społeczeństwa jest zerowa, w grupie rakowej też zerowa ale rychła śmierć zmusza do sięgania po coś mniej szkodliwego. Zaznaczam ze ja piszę na razie o podstawowej żywności a nie o "wynalazkach" z grupy żywności pomagających zwalczać raka. Podam przykład, aby poprzeć to co mówię. Ja pewno o tym już pisałem gro żywności, którą jem produkuję sam. W grupie owoce 100% plus jagody z lasu, tak na marginesie jagodowe mają duże zdolności pomagania w walce z rakiem. Jabłka podobnie, tym bardziej że moje prawie wszystkie drzewa są "tatowego" pochodzenia. Teraz na wsi każdy nowy właściciel zaczyna od wycięcia "tatowych" drzew, aby zrobić miejsce na trawnik. U mnie jest też pseudo trawnik czyli ekołączka. Jabłonie co roku zaczynają dawać owoce papierówką. Przerabiam ją na przecier,kompoty, chipsy,ocet , ale wiele owocu zostaje. Owoc nieskalany chemią jak 99,9% tego co jemy, można by spróbować to sprzedać za 1zł czy 2 zł. ale tego nikt nie chce kupować, no może 1 na 3 dni turysta ze śląska/ moja działka graniczy z jednej strony z taką turystyczną drogą/ bo żona przypomniała sobie, że u babci na wakacjach były takie jabłka/. Napisałem kartkę można brać za darmo, tym bardziej nikt się nie pojawi a co to my dziady jesteśmy. Pomyśleć tylko jak jeden z przedwojennych lekarzy powiedział mi, że przed wojną kompot z takich jabłek był "przypisywany" jako lekarstwo na raka.
Cdn żywienia
Pewno niejeden czytający moje teksty myśli co on czepił się tej ekologii jak piany płotu.
Trzeba więc zrobić prosty wykład jak powstaje cytowane wyżej ekologiczne jabłuszko jako sztandarowy przykład.
Wiosną na drzewie pojawiają się pączki na gałązkach; jedne to z liśćmi, drugie z kwiatami. Jak zrobią się nabrzmiałe w sadzie produkcyjnym pojawia się opryskiwacz z chemią i leje po nich.Coś wiem o tym jako,że opracowałem na początku swojej długiej bo 45 letniej pracy jako chemizator. Po co oni leją tą truciznę po tym pączku. A no po to bo w nim czai
się wszystko co złe dla producenta.Jest może w środku zaczątek choroby,szkodnika,trzeba go zniszczyć bo nici z przyszłej kasy. W moim pączku też to jest ale ja nic nie robię.Tam zniszczono zaczątki zła u mnie drzewo samo rozpoczyna walkę o owoc.
Opryski powtarza się w nieskończoność,powiedzmy jak powiem 10 razy to nie popsuję renomy polskich,zdrowych,najlepszych jabłek.
Rodzi się pytanie po co tak dużo tej truty a no dlatego że opryskami pozbawiono drzewo jakiej kolwiek odporności.
Tak jak człowieka kiedy na byle gówno bierze antybiotyk.
Mnie nie pozbawiono tego bo 50 lat nie brałem nic, a moje drzewo samo produkuje odpornościowe związki bo jemu nikt nie pomaga.
Drzewo przekazuje je kwiatkom,owocom a one nam i mamy nowe narzędzie do walki z chorobą czytaj rakiem.Jeżeli wzmacniamy naszą odporność owocami,a niektóre z nich mają tych elementów naprawdę dużo.nasze szanse przeżycia rosną
Zadajmy sobie pytanie,co dostajemy w tym jabłku obrabianym chemicznie na drzewie i w przechowalni.Na pewno duży procent tego co w nie wlano, czy "wpastowano"bo lśnią w kartonach niemożebnie.
Minęła z końcem września 3 rocznica zabrania mi nexavaru z programu lekowego. Powiem to po raz 3 lekarz onkolog pomylił się zaliczając mnie wtedy do " nierokujący przeżycia pacjent." Niby to nic w moim przypadku nie zmieniło, bo nadal żyję. Kasa została dość mocno nadwyrężona, ale jak mawiał mój sp. ojciec "na biednego nie trafiło". Właśnie parafrazując te słowa a jakbym tej kasy nie miał. Odpowiedź pozostawiam Wam, każdemu z osobna...
[ Dodano: 2020-10-15, 19:55 ]
ps. aby zacząć coś pisać na forum muszę sam wracać do tego co pisałem bo mój mózg to masakra. Zauważam tam sporo błędów, niekiedy dość prostych za co przepraszam.. W ramach usprawiedliwienia napiszę dlaczego tak się źle dzieje z mózgiem przy braniu sorafenibenu. Jeden element leku działa następująco. Każda komórka rakowa dzieli się na dwie nowe, te 2 nowe na 4 itd. ale w przeciwieństwie do innych komórek organizmu nie obumierają stare, ale żyją nadal do dalszego życia potrzebują być podłączone do układu krwionośnego jest to angiogeneza nowotworowa. Jest procesem, który polega na tworzeniu nowych naczyń krwionośnych i występuje w przebiegu wielu nowotworów złośliwych.
Zadaniem sorafenibenu jest zablokowanie budowy tych podłączeń naczyń włosowatych. Jest to w miarę skutecznie realizowane ale jest problem. Lek blokuje ten proces wszędzie i nie dopuszcza do powstawania nowych szarych komórek mózgowych a tam wierzcie mi dziennie obumiera ich dużo. Dlatego pomału kretynieję...
Opis obrazu:
MRI jamy brzusznej
Badanie wykonano w sekwencji TSE i FFE (GE) w obrazach Tl i 1'2- zależnych oraz w sekwencji SPAIR, także w fazie/
przeciwfazie i w obrazowaniu DWI/ ADC oraz wielofazowo po podaniu środka kontrastującego.
Stan po wielokrotnej resekcji wątroby, termoablacjach i chemioterapii z powodu HCC- kolejne badanie kontrolne (do
porównania dostarczono badanie ostatnie z 20.02.2020).
Pozostawiony miąższ wątrobyopolicyklicznym obrysie, w okolicy pogranicza płatów jak poprzednio obecne jest
skupisko różnej wielkości ognisk o łącznych wym.ok.8xllx13cm- jego wielkość ani morfologia nie uległy istotnej
zmianie.
Wyraźnie mniejszy jest zbiornik płynowy pomiędzy powłokami i przednią powierzchnią wątroby- obecnie grubości do
ok.20mm z objawem sedymentacji jego zawartości.
Stan. po cholecystektomii,
Drogi żółciowe nieposzerzone.
Trzustka niepowiększona, bez widocznych zmian ogniskowych, przewód trzustkowy w normie.
Śledziona o prawidłowych wymiarach, jednorodna.
Nerki prawidłowej wielkości, o prawidłowym sygnale warstwy miąższowej i centralnej, bez zastoju w ukm, z torbielą
korową nerki lewej o średnicy ok.22mm, poza tym bez zmian ogniskowych, jednoczasowo wydalają mocz cieniujący.
W rzucie odnogi przyśrodkowej prawego nadnercza guzek o średnicy ok.20mm, lewe nadnercze bez widocznych zmian.
Powiększonych węzłów chłonnych krezkowych i zaotrzewnowych nie uwidoczniono
missy....
Na pytanie jak się czuję powinienem odpowiedzieć moim stałym tekstem "jeszcze żyję". Tak na serio to czuję się dobrze. Mój rak tak na prawdę nie daje mi w kość. Z jego bezpośredniego powodu nie miałem i nie mam jakiegoś dyskomfortu./ból, złe samopoczucie../ Wszystkie dolegliwości są od leku który stosuję. I tu pojawia się zasadnicze pytanie czy jest w tym jakiś sens takiego życia. Zrobiłem kiedyś takie porównanie jak ja żyłem 16 lat temu; co robiłem, co jadłem i piłem, jakie przyjemności umilały mi wtedy życie. Porównanie wychodzi masakrycznie.
Zero,0,null...zostało z tamtych czasów. Gdyby to zabieranie tego normalnego życia odbyło się z dnia na dzień nikt by tego nie zaakceptował nawet ja. Ale ta choroba w moim wydaniu zabiera wszystko pomalutku, powolutku ,że na co dzień tego nie odczuwasz.
Myślę, że teraz żyję niejako z rozpędu a zwłaszcza na przekór rakowi. Ty dziadu jeden chcesz mnie wykończyć to ja ci udowodnię, że nie dasz rady. Takie zachowanie cechowało mnie w całym życiu. Im bardziej mnie ktoś atakował tym bardziej atakowałem ja i w końcowym rozrachunku wygrywałem. Jednak ten gad jest przebiegły. On na każdy mój atak nie odpowiada atakiem, robi jakąś modyfikację, lub unik i nadal jest czynny...
I tu pojawia się zasadnicze pytanie czy jest w tym jakiś sens takiego życia.
Dla mnie taka refleksja jest dobitnym dowodem przewagi - Twojej nad chorobą. Bo umiesz, chcesz i jesteś w stanie spojrzeć na wszystko z boku a to często jest kompletnie niemożliwe dla większości ludzi zdrowych. I dla sporej części chorych także, z różnych, kompletnie innych oczywiście powodów.
I wiadomo, że nie chodzi o to co konkretnie zadecydujesz ( kontynuacja leczenia czy stop) i czy w ogóle chcesz teraz o czymś decydować - liczy się to co myślisz, co analizujesz, jakie wnioski wyciągasz i jakie decydujesz się tutaj nam opisywać. To bardzo ważne.
I odważne.
Pozdrawiam Cię bardzo, bardzo serdecznie, m.
Takie zachowanie cechowało mnie w całym życiu. Im bardziej mnie ktoś atakował tym bardziej atakowałem ja i w końcowym rozrachunku wygrywałem.
To bardzo dobre podejście do życia. I do wszelkich przeciwności które nam ono stawia na drodze.
I wiesz co ? W końcowym rozrachunku tu też wygrywasz - wygrywasz dni, mieisące może nawet lata, wygrywasz każdą chwilę która masz i tak trzymaj. Jak najdlużej.
Pozdrawiam serdecznie
_________________ Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać.
Kombinuję jak tu odpowiedzieć missy bo grzeczność wymaga, a tu olka olka poprawia mi w tonie, że tylko napuszyć się jaki to ja jestem wielki i przewidujący. Co prawda sam sobie przygotowałem ten " full end zasadzkas" jak mawiał mój kolega w końcowym socjalizmie,
swoimi refleksjami nad życiem.
Mawiał on też jak baranie nie wiesz co powiedzieć to powiedz dziękuję to rozwiązuje wiele sytuacji.
Dziewczyny dziękuję...[/b]
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum