Komentarze nie związane bezpośrednio z historią choroby znajdują się w => tym wątku <=
Witam, jestem tu pierwszy raz.
20 maja dowiedziałam się, że tata ma złośliwego guza trzonu trzustki. Prawdopodobnie przerzut do wątroby. Teraz wiemy, że w wątrobie to nie przerzut, tylko rak przewodów żółciowych - wycięty. Czekamy na operację trzustki, potem planowana chemia.
Czy ktoś miał podobny przypadek? Bo lekarze mówią, że to wyjątkowa sytuacja. Byli przekonani, że to rak trzustki z przerzutami do wątroby, a teraz chyba nie są pewni do końca co jest w tej trzustce, mimo, że biopsja była zrobiona.
Ja nie tracę nadziei, walczę, przekonuję rodziców, że musi być dobrze. Ale miewam też gorsze dni, takie jak dziś. Boję się a jednocześnie tak bardzo chcę wierzyć, że da się coś zrobić. Ta operacja, to chyba szansa na skuteczniejsze leczenie?
pozdrawiam!
Iwona
natomiast po zbadaniu tego co wycięli z wątroby (było przekonanie, że to przerzut z trzustki) okazało się, że to nowotwór przewodów żółciowych (nie mam nazwy łacińskiej, jak się dowiem to tu wpiszę). Teraz podejrzewają, że są to dwa niezależne nowotwory, w przyszłym tygodniu prawdopodobnie będzie operacja wycięcia guza z trzustki. Potem chemia.
Nie wiem co o tym wszystkim myśleć, wierzę, że nie ma jeszcze żadnych przerzutów i że może to daje lepsze rokowania, jeżeli usunie się guza operacyjnie.
I jeszcze pytanie o chemię, czy ktoś miał do czynienia z chemią Folfirinox? to jest chemia trójlekowa, podobno mocniejsza... pytanie, jakie mogą być jej skutki uboczne.
Pani Lidio, dziękuję za kciuka do góry. Zawsze staram się widzieć szklankę do połowy pełną. Tata jest pełen życia, szybko doszedł do siebie po operacji wątroby i bardzo bardzo chce żyć, cieszyć się wnukami, ma w sobie góry optymizmu. Trzeba walczyć....
Przy guzie operacyjnym szanse opanowania choroby czy wręcz jej wyleczenia są naprawdę spore. Z tego, co piszesz, Tata ma siły i motywację do walki, a to pierwszy krok do sukcesu. Powodzenia.
Witajcie nie było mnie przez tydzień, tata jest już po operacji trzustki, usunięty ogon i trzon trzustki, co jest pozytywne (bo nie cała), ale niestety nacieka już na naczynia kreskowe (nie wiem za bardzo co to jest i jak to groźne???), czego nie dało się ruszyć. Usunięta jest też śledziona, ale zostawiony żołądek i dwunastnica, co też jest przecież pozytywne! Czekamy teraz na rozpoczęcie chemioterapii, wierząc, że chemia zadziała i zwalczy to co ewentualnie zostało. Może to naiwne, ale tak bardzo wierzę, że damy radę..... Tak jak pisałam, organizm Taty jest silny, tuż po operacji miał bardzo dobre wyniki morfologii, cukrzycy (na razie) anie śladu. Dzisiaj (trzeci dzień po operacji) sam już usiadł, pewnie wieczorem spróbuje wstać na nogi lub jutro rano. Ważne, że jest w dobrym nastroju psychicznie. Natomiast czy wiecie, jak szybko można zacząć chemię po takiej operacji? Tak strasznie się boję, że to się dalej będzie rozpleniać, zanim rozpoczniemy chemię.... pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie i życzę siły do walki.
Moja mama miała taką samą operację, usunięty trzon i ogon oraz śledziona, zostawiono resztę trzuski. Miała ją we wrześniu 2012 roki i po konsultacjach u onkologii do marca nie miała chemii (profesor stwierdził, że nie potrzeba, bo marker spadał) i wydaje się że to był bład. teraz od kwietnia mama ma chemię 4 serię i na początku było lepiej, dobrze się czuła teraz jest trochę gorze znów ma bóle.
Myślę, że jak Twój tata dostanie od razu chemię to ma bardzo dużą szansę na wygraną
Magdo wielkie dzięki za Twój wpis, dodał mi pozytywnej energii. Tacie markery też spadły, jednak w naszym przypadku doktor nie przywiązuje do tego wielkiej wagi (mimo mojego entuzjazmu i radości, że się zmniejszyły!) i chemia musi być ze względu na te nacieki. Z jakiego powodu Twoja Mama dostała jednak chemię? Czy miała jakieś badania w których stwierdzono kolejne komórki rakowe? Ja się zastanawiam nad jakimiś witaminami, co można podawać w trakcie chemii, bo słyszałam, że są jakieś suplementy poprawiające odporność organizmu. Czy Twoja mama coś takiego dostaje?
pozdrawiam!
Iwona
Iwonko, co do Gemzaru, to jest on lekiem nowej generacji o relatywnie łagodnych skutkach ubocznych. My też jesteśmy w trakcie leczenia paliatywnego tym cytostatykiem. U Cioci najpierw były wysokie gorączki, a ostatnio pojawiły się silne nudności, brak apetytu i osłabienie. Wypadają też włosy, ale nie tak gwałtownie jak przy innych lekach chemioterapeutycznych. Niestety, ze względu na wysokie parametry wątrobowe musimy robić sporo przerw w tym leczeniu.
Z preparatów wzmacniających i dożywiających polecane są np. Nutri-drinki czy Protifar.
Pozdrawiam, Agnieszka.
Agnieszko bardzo dziękuję za informacje. Boję się tej chemii, jak tata będzie reagował. Ma silny organizm więc może uda się w miarę łagodnie... czy jest w ogóle cień nadziei, że te nacieki się cofną pod wpływem Gemzaru?
pozdrawiam
Iwona
Iwonka pytałaś o FOLFOX 4 czyli chemioterapię mojego Tatusia .
A więc tak jest 4 składnikowa tj. schemat chemioterapii: irynotekan, fluorouracyl we wlewie + kwas folinowy oraz oksaliplatyna.
Tatuś znosił chemię nawet nawet. Skutki uboczne przychodziły dopiero gdy wracał do domu wtedy Go mdliło ale nigdy nie wymiotował, miał zaparcia (trzeba było robić lewatywy) , słabł , miał duszności. Wiem też , że ta chemia bardzo podrażniła mu układ nerwowy i musi dodatkowo dostawać leki przeciw lękowe . Po pierwszym cyklu FOLFOX 4 z przeciwbólowych - tramalu i paracetamolu musiał przejść na morfinę bo tramal i paracetamol były już za słabe. Ogólnie powiem tak z każdym kolejnym cyklem wlewów Tatuś słabł coraz bardziej .
Prawda jest taka , że każdym wlewem chemii wlewają truciznę , która ma za zadanie zabić komórki rakowe nie jest to jednak chemioterapia selektywna i niestety niszczy też wiele innych komórek zdrowych organów .U mojego Tatusia bardzo osłabiła serducho, poza tym spowodowała tą zatorowość płucną.
Ale, ale... nie każdy znosi to tak jak mój Tatko bo każda osoba jest inna.
Raczyska to straszne choróbska i niestety pacjenci muszą wiele wycierpieć podczas próby ratowania własnego życia .
Ściskam mocno, bądź silna jak jesteś do tej pory!!!
_________________ Asia
„Miarą miłości jest miłość bez miary”
Iwonko, zawsze jest szansa, że nacieki się cofną. Inaczej chyba nie podawaliby tej chemii. U nas miała być jeszcze dodatkowo cisplatyna, ale dotąd pani doktor nie podała, bo Cioci wątroba ciężko reaguje na Gemzar, a cisplatyna to bardziej agresywny lek i mógłby Cioci poważnie zaszkodzić. Mimo wszystko mamy nadzieję na cofnięcie się nacieków, żeby można było operować. Czytałam (chyba nawet na tym forum?) historie osób, gdzie nastąpiło cofnięcie się nacieku. A więc jest to możliwe.
Asia ma rację - każdy organizm reaguje na chemię inaczej. Generalnie pacjenci dość dobrze znoszą Gemzar, zwłaszcza przy w miarę zdrowych organach.
Pozdrawiam serdecznie.
Mamie kazano co 3 miesiące kontrolować markery nowotworowe i jak zaczęły wzrastać to kazali zrobić badanie PET. Wykazał nawrót i wtedy dopiero skierowano ją na chemię
czy jest w ogóle cień nadziei, że te nacieki się cofną pod wpływem Gemzaru?
Tak, na jakiś czas.
Chemioterapia ma tu jednak za zadanie przede wszystkim opóźnienie ponownej progresji choroby. Niestety zabieg był nieradykalny więc szybka wznowa byłaby nieunikniona.
Rak trzustki nie usunięty chirurgicznie radykalnie jest nieuleczalny. Chemioterapia jednak pozwala u wielu chorych na wydłużenie czasu przeżycia i poprawę jego jakości.
Bardzo Wam wszystkim dziękuję za Wasze wpisy. Z mojej historii dodam, że absolutnie nie wolno się załamać i poddać. My w maju, gdy dostaliśmy wynik z rezonansu, przeżyliśmy szok (a dodam, że tata to całe swoje życie był okazem zdrowia) i usłyszeliśmy, że tacie została chemia paliatywna, bo ma przerzuty z trzustki do wątroby. Rokowania 6-12 miesięcy, w które nadal nie wierzę! Z racji, ze tata miał b. dobre wyniki ogólne to nawet zaproponowano jakąś chemię agresywną, której skutków ubocznych ciężko przewidzieć, bo żaden pacjent jej jeszcze nie dostawał, nie pamiętam nazwy w tej chwili, ale później ją odnajdę. Upierałam się, żeby konsultować dalej z kimś innym. Po drodze trafiliśmy na lekarza, który chciał wszystko wyciąć i nie widział żadnego problemu - fakt, że dodał tacie skrzydeł na kilka dni, ale ostatecznie trafiliśmy na Wawelską. Przeszliśmy dramatyczną drogę decyzyjną, ze strachem o upływający czas, ale wierzę wciąż że miało to sens. Doktor z Wawelskiej, który nie miał pewności, że są to przerzuty i "zajrzał" do wątroby operacyjnie i wyciął tego guza - w badaniu histop okazało się, że nie jest to przerzut z trzustki tylko cholangiocarcinoma czyli nowotwór przewodów żółciowych. Podobno jest to bardzo rzadki przypadek, by mieć dwa nowotwory niezależnie w trzustce i w wątrobie. Doktor powiedział, że to nietypowy przypadek. Dlatego też, zdecydował się operować trzustkę (po 4 tygodniach od pierwszej operacji). Tak jak pisałam, z trzustki guz usunięty, ale nacieka na tętnicę krezkową. Tata wyszedł już ze szpitala, ale na razie słabowity jest. W końcu miał dwie poważne operacje.... natomiast kolejna nadzieja w chemii, daj Boże, żeby zadziałała na te nacieki. Pocieszam się czytając Wasze wpisy, że zdarza się, że się cofają. Modle się o cud. Boję się o mamę, czy da radę psychicznie to dźwigać. W tym roku mają 40-lecie małżeństwa. Są wspaniałym małżeństwem, rodzicami i najlepszymi na świecie dziadkami. Moje dwie córeczki za dziadkiem szaleją.... przepraszam, rozpisałam się, potrzebuję chyba to z siebie wyrzucić. Cieszę się, że tu trafiłam.... Macie tyle sił, mam nadzieję, że mi ich też nie zabraknie. Pozdrawiam ciepło! Iwonka
Witajcie, po moim optymistycznym mailu, przyszedł czas na smutną rzeczywistość, po wyjściu ze szpitala, w super stanie i z bardzo dobrymi wynikami, tata nagle zaczął gorączkować. Myśleliśmy jeszcze, że to emocje, bo potem przeszło (samo), ale niestety wróciło. Tata słabł, nie chciał pić, odwodnił się. Wróciliśmy do szpitala (jest tam od piątku), okazało się, że w miejscu po śledzionie zebrał się płyn?/ ropień? - TK był ze znakami zapytania. Przez weekend leczono zachowawczo antybiotykiem, w poniedziałek w USG stwierdzono, że płyn się wchłonął, ale nadal tata jest na antybiotyku, dostał masę kroplówek, jest nawodniony, CRP spada, ale jeszcze się utrzymuje, choć już nie 13, ale dwa dni temu było 8. Dziś ponownie wzięto krew do badania. Tata boi się że będzie miał cukrzycę, ale na razie jest ok. Czy jeżeli zostawiono kawałek (głowę) trzustki to jest szansa, że cukrzyca się nie pojawi?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum