Witam sobotnio
Kolejny dzień zaliczony...Odrobina pracy w ogrodzie, skoszenie trawnika, (mam nadzieję że ostatni już raz w tym roku) powodują że nie traktuję dzisiejszego dnia jako zupełnie zmarnowanego.
Po ostatniej chemii czuję się zdecydowanie lepiej niżeli ostatnio, może to zasługa nadziei, że zrobią mi małą pauzę, dając czas na zregenerowanie sił, bo tych niestety ciągle jakoś nie przybywa nazbyt gwałtownie, w dalszym ciągu muszę odpoczywać zanim się zmęczę, a do tego doszły zawroty głowy przy każdej próbie zmiany pozycji, np przy wstawaniu z krzesła czy ławki, ale myślę, że zdecyduje się na rozmowę z moim internistą i coś wymyśli...
Kochani, wiem, że niekiedy czekacie na moje wypowiedzi, na informacje co u mnie się dzieje... Zapewniam Was, że gdybym miał same dobre wieści, pisałbym o tym bardzo chętnie... tylko, że tych naprawdę dobrych wieści nie ma zbyt dużo, a o podłym nastroju, czy ogólnej słabości szkoda pisać, każdy nas zna to uczucie zbyt dobrze.
Lek antydepresyjny zaczyna chyba trochę działać, bo czuję się mniej spięty i zdecydowanie łatwiej mi o optymizm i zwyczajny uśmiech, a to już jest sukces.
Staram się dokumentować przebieg swojej choroby, a właściwie proces leczenia, robię to dlatego, że być może ktoś uzna moje subiektywne odczucia za godne uwagi i może trochę naśladowania.
Przewartościowanie swoich priorytetów życiowych, próba życia w nowych realiach nigdy nie była dla mnie próbą zostania jakimś autorytetem, czy ekspertem od walki z rakiem...
Bo tak naprawdę tutaj każdy z nas jest ekspertem i największym autorytetem w walce ze skorupiakiem, każdy z nas przeżywa na swój sposób dramat choroby, traumę kolejnych dni życia i nadziei na kolejne nowe, zdrowe dni, już bez choroby...
Bo przecie nawet w najbardziej dramatycznych okolicznościach żyje w nas nadzieja, że zdarzy się cud i następnego ranka obudzimy się zupełnie zdrowi.
Wielu z nas przechodzi na tym Forum swoistą metamorfozę, z osób o zdecydowanie laickich poglądach, zdeklarowanych ateistów powoli zaczynają zmieniać poglądy, zaczynają szukać nowych punktów widzenia zarówno na siebie jak i samą chorobę i jedną z takich dróg jest szukanie wytłumaczenia zaistniałej sytuacji w religii... nigdy nie wypowiadałem się czy to dobrze czy źle, uważam, że jest to bardzo intymna i prywatna sprawa, ale ma jeden bardzo poważny skutek, każda próba wyjaśnienia samemu sobie dlaczego doszło do zachorowania i próba pogodzenia się z tym stanem jest bardzo cennym faktem, powodującym że przestajemy koncentrować się na próbie wyjaśnienia dlaczego, a powoduje, że skupiamy się na samej walce z chorobą, co jest najważniejszym elementem walki z chorobą.
Pogodzenie się z faktami, świadoma walka z chorobą jest największym osiągnięciem każdego z nas.
Wiem jak trudno jest osiągnąć taki stan, cały czas staram się znaleźć w sobie siłę aby ten stan osiągnąć, a zwłaszcza utrzymać.
Prawdą jest fakt, że w moim przypadku otrzymałem tu naprawdę ogromne pokłady dobrej energii, wsparcia zarówno merytorycznego jak i zwykłej ludzkiej życzliwości i empatii, a to powoduje, że pomimo dołków i wpadek ciągle znajduję energię i wiarę w lepsze jutro.
Wiem że do końca swoich dni będę borykać się w taki czy inny sposób ze swoją chorobą, bez względu na postępy leczenia, do końca będę w sferze podwyższonego ryzyka i kontrole będą mi towarzyszyć zawsze zabierając spokój i podnosząc adrenalinę.
Kochani, pisałem i mówiłem wielokrotnie, że otrzymuję na tym Forum więcej niżeli mógłbym się spodziewać, ale również niżeli mógłbym ofiarować Wam za Wasze wsparcie i uczucia, dlatego za każdym razem czuję się zażenowany czytając, że jestem jakimś wzorem... to Wy jesteście wzorem solidarności i ludzkiej życzliwości i jeśli komuś należy się uznanie to jesteście to Wy, uczestnicy i członkowie tego Forum.
DZIĘKI za to że JESTEŚCIE