Dziękuję Wszystkim za okazaną pomoć i podtrzymywanie mnie na duchu...
ja dalej nie mogę uwierzyć, że juz nigdy nie pogadam z mamą, nie porozwiązujemy razem krzyżówek, nie pójdziemy na zakupy, że nie odbierze telefonu ode mnie...i wieeele innych rzeczy, których nie zrobimy już razem-juz mi tego brakuje
Ciężkie to życie...
Przytulam mocno wszystkich, którzy stracili Swoich Bliskich i dziękuję jeszcze raz
"Nie umiera Ten, kto trwa w pamięci i sercach żywych"
Nic już nie będzie takie samo... ból nie minie.....tylko nauczysz się z nim żyć....mimo, że dziś wydaje się to niemożliwe... Uwierz..oddech przestanie Cię boleć. Potrzeba czasu. Życzę Ci dużo sił w tym trudnym czasie. Współczuję ogromnie
Dziękuję za słowa wsparcia...
Staram się pozbierać z kawałków na które się rozpadłam...Byłam silna do momentu śmierci Mamy, potem dopadła mnie totalna niemoc ...i tak w tym tkwię, nie mam sił na nic, nie wiele robię w domu..nie pracuję, ehhh ciężko mi i mam wrażenie, że nikt z otoczenia mnie nie rozumie, bo powinnam się wziąć w garść...
Pomarańczo, wiem jak ci ciężko. Ja sama sobie się dziwię że jeszcze nie zgłupiałam za dużo mam teraz na głowie. Porządkowałam mieszkanie po mamie chyba najgorsza rzecz jaką na chwilę obecną musiałam ogarnąć, pozbywać się rzeczy tak jej i mi bliskich zbieranych przez tyle lat. Ale muszę dalej ciągnąć i ty też. Mam doły popłaczę gdy oglądam zdjęcia czy przypomnę sobie co w danej chwili najczęściej robiłyśmy. Miałam też chwile niemocy przychodziłam kładłam się i nie miałam siły ruszyć nogą czy ręką, na szczęście mój maż mnie silnie wspiera i wtedy przynosi mi herbatę, daje odpocząć a później "Małgośka weź się w końcu za jakąś robotę!" i depresyjne myśli ulatują. Życzę ci teraz spokoju, miłości i wsparcia u bliskich i przytulam całym swym również potrzaskanym sercem
współczuję Ci z całego serca. Rozumiem Twój ból, prawie 2 m-c temu odszedł mój ukochany Tatko. Nie próbuję Cię pocieszyć, ponieważ sama nadal nie potrafię sobie poukładać świata po wydarzeniach ostatnich miesięcy. Choroba, wiara w możliwości współczesnej medycyny, wiara w ludzi decydujących o naszym być albo nie być- lekarzy, chemioterapia paliatywna, walka o każdy dzień, walka o każdą godzinę, w końcu walka o każdy oddech.... Jedyne co trzymało mnie przy zdrowych zmysłach w momencie śmierci mojego Tatusia to fakt, że Go już nie boli, że uspokoił się krwotok, że może odpocząć po kilku miesiącach morderczej walki.
Nie jest łatwo, w zasadzie nie pamiętam pierwszego miesiąca. Dziś uczę się żyć bez Niego, albo może inaczej, z Nim ale w innym wymiarze. Nie umiem powiedzieć w tym momencie czy pogodzę się z Jego odejściem, na chwilę obecną wydaje mi się to nie możliwe, mówią, że czas...
Tak jak każdy w tym miejscu, na tym etapie chciałabym dać Ci siłę i wsparcie. Nie jesteś sama Pomarańczko, jest nas mnóstwo.
_________________ "Doceń to co masz zanim czas sprawi, że docenisz to co miałeś..."
Pomarańczko, bardzo współczuję... Mój Tato odszedł 7.10 wieczorem, więc krótko przed Twoją Mamą. Na początku nie pracowałam, bo nie miałam siły pójść do pracy, ale w końcu zmusiłam się i to zdecydowanie mi pomogło już pierwszego dnia. Staram się wypełnić swoje wieczory, poprosiłam o spotkanie z najbliższymi koleżankami, wypłakałam się... Czy udaje się zapomnieć? Nie. Ale nawet nie łudzę się, że zapomnę, nie chcę zapomnieć! Jednak wypełnianie sobie czasu pozwala mi łapać chwile, gdy nie płaczę, ale myślę spokojnie o tym wszystkim. Że nawet są momenty, że się zaśmieję przy kimś bliskim... Ktoś mi powiedział, że Rodzice nawet w momencie, gdy umierają martwią się o nas, jak my, dzieci sobie z tym wszystkim poradzimy. I chcę pokazać Tacie, że jestem silna, że robię co mogę, żeby żyć dalej. Żeby patrząc tam na mnie z góry był spokojniejszy... Pomarańcza i Tobie tego życzę, spróbuj się czymś zająć, naprawdę wiem, że to trudne, ale gdy zaplanujesz sobie jeden wieczór, to potem będzie łatwiej wracać do normalności...
Strasznie ciężki jest ten powrót do "normalności"... Boli mnie myśl, że czegoś nie dopilnowałam...że mogłam wcześniej zareagować, nie wiem - coś zrobić!!! chciałam Jej pomóc, ratować...i poniosłam porażkę... chyba jestem strasznie słaba..
Teraz posypało się moje zdrowie - albo sypało się wcześniej, tylko nie miałam czasu tego zauważyć - zbyt wysokie ciśnienie, z którym czuję się fatalnie, ból biodra (stara choroba sie chyba odzywa) i jeszcze jakiś guz na grzbiecie stopy...ehhh, boję sie pójść do lekarza, chyba mam już jakąś "obsesję nowotworową"...
Wróciłam troszkę do mojego ukochanego szycia, ale coś słabo mi idzie... praca w projektach leży...no cóż chyba potrzebuję jeszcze czasu, żeby w tej kwestii coś zacząć działać.
Dziękuję Wam Kochane za rady i te ciepłe słowa - są dla mnie bardzo ważne, czytam Wasze wypowiedzi co jakiś czas i próbuję coś ze sobą zrobić, wziąć sie za siebie, choć łatwo nie jest...wiem, że Wam też
Dziękuję
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum