Drobnokomórkowy rak płuc, przerzut do wątroby, płyn w opłucn
Dwa tygodnie temu mój 72-letni tatuś trafił do pulmonologa na prywatną wizytę z powodu postępującej duszności ... nigdy się nie leczył na nic, nie chciał, na nic się nie skarżył nigdy, obawy budziły jego rozległe żylaki na nogach no ale nie chciał nawet o tym rozmawiać. Musiał się bardzo kiepsko poczuć skoro zdecydował się iść do lekarza.
Skierowanie do szpitala, płyn w opłucnej, ściągnięto dwa razy po 1,5 litra, w międzyczasie badania i diagnostyka.
Drobnokomórkowy rak płuc, przerzut do wątroby.
Po 8 dniach wypisany ze szpitala ze skierowaniem do onkologa. Cudem udało się nam dostać do lekarza po dwóch dniach bo w moim mieście jest z tym ogromny problem. Zalecenia onkologa - chemia paliatywna na poczatku CAV a w przypadku dobrej tolerancji PE. Będzie ją miał podaną (oczywiście po badaniach krwi) za tydzień.
Nie podaję teraz wyników bo bardzo pilnie potrzebuję rady - zostaliśmy zostawieni sami sobie, choć ostatni tydzień biegam od lekarza do lekarza i dalej nie wiem, co robić.
Dwa tygodnie temu przyjechał samochodem z działki do lekarza, ciężko oddychał ale normalnie się poruszał... dziś, gdy siedzi lub leży bez ruchu jest ok, rozmawia, je, śmieje się razem z nami... natomiast przy najmniejszym ruchu czuje potworne duszności. Mieszka na drugim piętrze, dziś ubłagał nas, byśmy zawieźli go na działkę, było ciepło, nie mieliśmy serca odmówić... po powrocie, gdy wolniutko wszedł na drugie piętro, w domu na kolanach łapał oddech, potworne to było. Po jakimś czasie oddech uspokoił się, usiadł i już bardzo zmeczony siedział bez ruchu i było dobrze.
Co robić? Zawieźć go do szpitala? Gdy pytam lekarzy słyszę - oczywiście, gdy tato źle się poczuje przywieźć na izbę przyjęć, zobaczymy co da się zrobić, od tego jesteśmy. Łatwo się mówi, tylko jeśli nic nie będą mogli zrobić, jak mamy go narażać na takie męczarnie przy powrocie do domu. Co robić????
Gdy pytam lekarzy słyszę - oczywiście, gdy tato źle się poczuje przywieźć na izbę przyjęć, zobaczymy co da się zrobić, od tego jesteśmy. Łatwo się mówi, tylko jeśli nic nie będą mogli zrobić, przy powrocie do domu.
Wydaje mi się, że jeżeli sytuacja by sie powtarzała kiedy tato nie mógłby znalezć oddechu to izba przyjęć w danej sytuacji na pewno mu pomoże .
Podejrzewam, że znów zebrało mu się dużo płynu i stąd te potworne duszności. Ściągnięcie pewnie by mu ulżyło ale obawiam się też, że to go osłabi przed chemią.
[ Dodano: 2012-07-14, 22:57 ]
Tak, myślałam o hospicjum domowym ale najpierw skupiłam się na jak najszybszym podaniu mu chemii, skoro jego stan jeszcze dwa dni temu kwalifikował go do niej. To zaledwie dwa tygodnie od pierwszych ostrzejszych objawów a tydzień od diagnozy - wyroku.
Podejrzewam, że znów zebrało mu się dużo płynu i stąd te potworne duszności.
Niemal na pewno tak jest.
Renata50 napisał/a:
Ściągnięcie pewnie by mu ulżyło ale obawiam się też, że to go osłabi przed chemią.
Zostawienie Taty w takim stanie może spowodować, że się po prostu udusi.
Radzę jechać do szpitala i to szybko.
_________________ "Zobaczyć świat w ziarenku piasku, Niebiosa w jednym kwiecie z lasu. W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar, W godzinie - nieskończoność czasu." - William Blake -
Tatuś od poniedziałku jest w szpitalu, miał ściągnięty płyn, dwa razy po 500ml więc w sumie niewiele. Jutro pierwsza chemia - paliatywna, onkolog zlecił na początek 80% CAV a w przypadku dobrej tolerancji 100% PE - do 6 cykli. Gdy spytałam o termin następnej wizyty usłyszałam - a po co następna wizyta? Chyba ma pani świadomość, jaka ta chemia ... jeśli ta pierwsza nie pomoże dać sobie spokój. Wyszłam zdruzgotana choć mam świadomość rokowań tego nowotworu.
Zastanawia mnie tylko jedno - jedynym objawem Taty jest duszność przy wykonywaniu czynności... poza tym nie ma żadnych objawów choroby, normalnie je z apetytem, kompletnie nic go nie boli, nie schudł, jego wygląd się nie zmienił, nie ma żadnych objawów przerzutów do mózgu - nie miał TK głowy... ani do kości... czy naprawdę nie ma nadziei na jakakolwiek poprawę choć na krótko? Lekarz odebrał nam tą nadzieję
czy naprawdę nie ma nadziei na jakakolwiek poprawę choć na krótko?
Nadzieja jest zawsze - ale tego, czy chemia zadziała, czy nie, nikt nie wie.
Nie wiem co prawda, czemu lekarz chce podać najpierw CAV, a potem ewent. PE, niemniej jednak w tym momencie choroba jest rozsiana - zmiany są w obu płucach (zakładając, że zmiana w płucu prawym jest przerzutem), węzłach chłonnych, wątrobie. Nie ma tu niestety nadziei na wyleczenie, a jedynie na przedłużenie życia. Przykro mi.
To, że tata czuje się dobrze i nic go nie boli - to świetnie, trzeba się z tego tylko cieszyć.
Dzięki Absenteeism za szybką odpowiedź.
My doskonale zdajemy sobie sprawę, że nie ma szans na wyleczenie, przekopałyśmy z siostrą net przez te trzy tygodnie i złudzeń się pozbyłyśmy. Jednak miałyśmy nadzieję, że skoro stan ogólny Taty jest taki dobry, jest szansa na choćby chwilowe zatrzymanie choroby i parę miesięcy dobrego życia ... ma działkę w lesie, którą tak kocha, zaraz byśmy go tam zawiozły choć na krótko. O niczym innym nie mówi Wiem, że boi się jutrzejszej chemii jednak o wiele większe przerażenie w jego oczach widzę, gdy mówi o wejściu na drugie piętro do domu. Potwornie się tego boi.
Renata50,
Ten rodzaj nowotworu bardzo dobrze reaguje na leczenie chemiczne, więc jest nadzieja, że zmiany cofną się i zastopują.
Lekarz zapewne miał na myśli, że niestety nie można taty wyleczyć.
Bardzo mi przykro.
pozdrawiam
_________________ "Odnajdź w sobie zalążek radości, a wtedy radość pokona ból"- R. Campell
Witam wszystkich bardzo serdecznie. Jestem siostrą Renaty50. Dziękujemy za wszystkie odpowiedzi, które są dla nas bardzo ważne. Od trzech tygodni prześledziłam bardzo dużo postów. Praktycznie robię to całymi dniami. Niestety ten dział, do którego przyszło nam dołączyć, jest bardzo, bardzo smutny...
Postanowiłyśmy walczyć, podobnie jak nasz Tatuś, który na szczęście nie szukał informacji na temat choroby w internecie, czego bałyśmy się bardzo. Tylko powiedzcie Kochani, jak można być silnym, jeśli onkolog twierdzi, że następnej wizyty nie będzie. Czy z tych wszystkich wyników, objawów, wynika, że jest jest aż tak tragiczna sytuacja? I dlaczego ta chemia CAV? Domyślamy się, że 80% wynika z faktu, aby chemia nie była za mocna, gdyż Tatuś w tym momencie waży 107 kg?
Czy z tych wszystkich wyników, objawów, wynika, że jest jest aż tak tragiczna sytuacja?
Odpisałam już na praktycznie to samo pytanie Twojej siostry wyżej.
asia43 napisał/a:
I dlaczego ta chemia CAV?
Dobre pytanie. Najlepiej zadać je lekarzowi kierującemu na chemię
Być może istnieją jakieś p/wskazania co do zastosowania schematu PE, jaki stosuje się najczęściej. Dlaczego 80% - równie dobre pytanie do zadania lekarzowi. 107 kg to raczej dość wysoka waga i nie wydaje mi się, by to było powodem zmniejszenia dawki (bo chyba o to chodzi).
asia43, każda dawka chemioterapii, jest dobierana indywidualnie dla każdego pacjenta i są kryteria jakimi się kieruje w przygotowywaniu dawki. Dlatego nie ma czegoś takiego jak słaba czy mocna chemia.
Napewno czytając inne wątki o drobnokomórkowym raku, już sporo się dowiedziałaś i wiesz, że niestety jeżeli jest to postać rozsiana, to jest jak wyrok, który trzeba na ile się da odwlec.
Teraz najważniejsze jest aby tata dostał chemioterapie i aby zadziałała.
Możesz spytać lekarza dlaczego CAV, którą stosuje się w II rzucie, a nie PE ?
_________________ "Odnajdź w sobie zalążek radości, a wtedy radość pokona ból"- R. Campell
Dziękujemy bardzo za odpowiedzi. Niestety mieszkam w innym mieście niż siostra i rodzice i praktycznie, aby Taty nie wozić, jesteśmy zdani na decyzję 1 onkologa, u którego wizyta trwa 5 minut bez możliwości zadawania dodatkowych pytań. Pomimo, że jest to stosunkowo duże miasto, nie udało nam się znaleźć prywatnego onkologa. I tak po wielkich kłótniach przyjął Tatusia wcześniej, gdyż w czasie pierwszego kontaktu wyznaczył wizytę na 23.07! Siostra dzień w dzień biegała od lekarza do lekarza i wszystkie drogi prowadziły do tego jednego (celowo nie piszę na ogólnym forum o jakie miasto chodzi, gdyż Tatuś doskonale porusza się po internecie i panicznie boję się, aby nie odnalazł naszych postów i załamał się)
Cóż, pozostaje nam modlić się, aby jutro wszystko dobrze zniósł. Chemię podaną będzie mieć w szpitalu, w którym dobrze się czuje (jak powiedział, nie wie czemu ludzie narzekają na służbę zdrowia, gdyż na jego oddziale opieka, warunki i jedzenie są cudowne).
Nie wiem jak przeżyć jutrzejszy dzień nie będąc z Nim, ale od soboty raniutko biorę urlop na razie na tydzień. Liczy się każda chwila.
na pewno nie pierwsza napisze , ze DRP b dobrze reaguje na chemie , ze bedzie dany dobry czas stabilizacji , ze nie piszecie miasta z obawy , rozumiem bardzo dobrze , moja mamusia chyba juz dotarla na moj temat , sprawdzam co jakis czas historie jej wyszukiwarki i juz sie boje , ze tu dotarla
co by sie nie dzialo , pamietajcie , ze nalezy wspomagac chorego we wszystkim , nawet wbrew waszej wiedzy , a to bardzo ciezkie ...3mam kcjuki
I ja Wam wszystkim dziękuję za każde słowo, bardzo ... bardzo.
Kwestię onkologa pominę bo w najczarniejszych scenariuszach nie przewidziałam takiego traktowania. Tak, jak napisała Asia w naszym mieście możemy konsultować się tylko z nim. Mamy oczywiście możliwość zawiezienia go do innego miasta (baaa ... na koniec świata, byle tylko mu pomóc) lecz on się tego bał od początku, chce być tylko z mamą i tam gdzie ona. My, znając rokowania tej choroby, zdecydowałyśmy uszanować jego wolę i nigdzie nie wozić. Same wyniki skonsultowane były oczywiście z lekarzami z innych miast natomiast decyzje wydaje ten onkolog, który go widział i leczy.
Dziś pierwsza chemia, na szczęście podawana w szpitalu, gdzie są bardzo ludzccy lekarze ... Wszyscy się boimy.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum