Co u nas?
9 dni temu Tata zakończył 3 cykl chemii uzupełniającej po operacji (3 duże i trzy małe).
Jest osłabiony i hemoglobina dośc mocno po ostatniej małej chemii (nevelbine) poleciała w dół:( Na dodatek od kilku tygodni Tatę pobolewa biodro - a dokladniej w miejscu wstawionej przed 16 laty endoprotezy... Już dwa - trzy lata temu miał takie bóle, dr stwierdzili, że czas na wymianę na nowe biodro, bo te niby max wytrzymują do 15 lat... ale tata nie chciał dostał jakieś zatrzyki, blokady i bol minął... teraz znowu sie pojawił i oczywiście w pierwszej chwili obsesyjna myśl, czy to nie przerzut do kości??? Wspomnieliśmy onkologowi, ale On stwierdził, że raczej nie, tylko to ta stara edoproteza raczej nawala, bo niby jakby było coś na kosci, to bol jest niezaleznie od chodzenia - jak już zacznie boleć to boli... a tatę raz boli, raz nie boli...
Z innych wieści - Tata miał dwa dni temu TK klatki piersiowej i usg brzucha..
TK klatki piekielnie się bałam, bo Tata cały czas pokasłuje a wszytscy dr jakos to lekceważyli... Poza tym, skoro operacja byla nieradykalna, to bałam się, że juz guz zaczął odrastać:( mimo, że minęły 3 miesiące od operacji, ale takie miaa czarne wizje:(:(:(
Tymczasem - chyba jest ok:):):)
Chyba, bo w tk nic nie ma tylko jakaś blizna przy szwie operacyjnym. Podono jakby to było coś nowotworowego, to po podaniu kontrastu powinno się "wzmocnić", zmienić barwę a u Taty nic po kontraście si enie dzieje..:) Mam nadzieję, że naprawdę jest ok:):):)
Ale oczywiście to nie koniec leczenia: za dwa tygodnie Tata ma mieć jeszcze bronchofiberoskopię i pobiorą mu wycinek z kikuta, by zobaczyć czy pozostawione tam komorki rakowe są nadal, czy chemia je wykończyła... no a potem - jeszcze za jakis tydzień - musi bowiem upłynąć miesiąc od osttaniej chemii - Tate czeka 6 tygodni naświetlań radykalnych...
Podsumowująć nasze miesiące zmagań:
29 marca - rtg pluc - i podejrzenie guza, 1 kwietnia - TK - potwierdzenie guza i podejrzenie nowotworu, potem biopsja i 19 maja - operacja lobektomii mankietowej, potem 3 tygodnie w sanatorium, potem 3 cykle chemii i tak nam się zrobił wrzesień...
za chwilkę minie 6 miesięcy od pierwszych stresów i życia z chorobą...
Jak wiele w Tobie siły i wiary, Katarzynko36.
Chylę czoła i przesyłam najcieplejsze z możliwych pozdrowienia dla Ciebie i Twojego Taty. Wiele już przeszliście i chcę wierzyć, że nie na darmo. Chociaż wiele osób Wam mocno kibicuje, to przyłączam się do tego zacnego grona z dużą radością
Brawo Katarzynko. Bardzo mnie cieszą te dobre wieści! To na pewno było ciężkie 6 miesięcy, z całego serca życzę, aby się więcej nie powtórzyły. Będę odwiedzał Ciebie i Tatkę, trzymam za was mocno kciuki!
Kochani: Padrone 33, Kamillu i Lenko W.!
Bardzo serdecznie Wam dziekuję
To nie było łatwo pół roku...
Bardzo dużo emocji, łez, szoku, niedowierzenia, pytań ;dlaczego my, dlaczego nasza rodzina?, dlaczego własnie nasz Tata?
Dlaczego ma raka pluc, skoro rzucił papierosy 23 lata temu i wszystkich wokól namawiał do rzucenia palenia, "by nie dostali raka płuc" :( Taka swoista akcja edukacyjna...
co za ironia losu... Nawet kilka osób z tych namawianych przez Tate nie chciało uwierzyć, że to tata ma raka, a Oni nadal, 40 rok palą po 2 paczki dziennie i nic im nie jest...
Jest ciężko, nie będę ukrywać, bo obciążenie psychiczne nie wływa pozytywnie na atmosferę w całej nasze rodzinie... często miewamy dołki, odechciewa się wszystkiego...
żal patrzeć w smutne oczy Taty gdy wchodzilismy na chemię, łzy w oku sie kreciły gdy słuchałam opowieści na korytarzach onkologii, wystraszone twarze pacjentów i Ich bliskich, ukradkiem obcierane oczy, przytłumione szybkie rozmowy - wymiana doświadczeń, wzajemne się wspieranie...
Gdy ktoś powiedziałby mi pól roku temu o tym, że mój Tata zachoruje na raka, nie uwierzyłabym:( i chyba - mimo wszytsko - nadal nie wierzę i w głebi duszy mam nadzieję, że może nam się uda.. chociaż jeszcze rok, póltora, dwa, a może i pięć lat?
Oddałabym za to wszytsko co mam...
Katarzynka 36 , gdy ktoś z najbliższych zachoruje na raka dotyka to całą rodzinę niestety.Mojemu tacie tą chorobę ,, wywróżyła " mama, bo całe życie go straszyła,że zachoruje na to paskudztwo jak nie rzuci palenia.
A te emocje związane z chorobą nowotworową kochanej przez nas osoby są straszne i nie są w stanie zrozumieć ich osoby, u których nikt z bliskich na raka nie zachorował.
Trzymaj się.Pozdrawiam ciepło.
Katarzynko36,
Bardzo Ci dziękuję za pomoc Czytałam historię choroby Twojego taty i mocno trzymam kciuki żeby wyzdrowiał. Wiem co przeżywasz....
Katarzynko, jak wzmacnialiście tatę przed chemią? Ja wczoraj kupiłam książkę
"Antyrak" i zamierzam ją szybko przeczytać, może będą tam przydatne informacje.
Podziwiam Cię, że masz tyle siły w sobie. Ja słabo funkcjonuję, nie mogę jeść, cały czas mam przed oczami tatę sprzed 2 lat kiedy miał w sobie tyle siły i życia.
Wierzę w to, że będzie dobrze bo inaczej chyba bym zgłupiała....
Adrio!
Nam też jest ciężko, w sumie mija pół roku odkąd zaczęła się ta cała historia... Też nam sie cięzko funkcjonuje, ale trzeba się hakoś pozbierać i walczyć. Letni urlop bedzie mi się kojarzył tylko i wyłącznie z wizytami na chemii:( czuję ogromne zmeczenie psychiczne i fizyczne i wypoczynek pewnie by mi się przydał, ale teraz Tata jest najważniejszy:):):) Jest naszym Numer 1 i wszytsko co rodzinnie robimy jest ustalane "pod Niego":)
Adrio pytasz jak regenerowlismy Tatę?
Podczas operacji stracił sporo krwi - 2 dni przed miał hemoglobiny 14, dzien po operacji 11,5, więc przede wszystkim to staraliśmy się uzupełnić. Wiadomo, że podczas chemii też spadają i to mocno wszytskie parametry krwi, więc przede wszystkim o to nalezy zadbać (przynajmniej w moim mniemaniu). Witamin żadnych nie stosowaliśmy.
Generalnie ecomer, BioMarine, olej lniany na podniesienie odporności (wszelkie omega) i jak najwięcej naturalnych rzeczy: soku z buraków, marchwi i jabłek (lub tabletki z buraków, które można kupić w aptece), mnóstwo warzyw i owoców w każdej postaci, dużo białka: jogurtów, kefirów, białego sera, mięska chudego też sporo:) Generalnie Tata ograniczył spożycie cukru pod każdą postacią (także większości slodkości) oraz zapychaczy typu ziemniaki, pyzy, czy makaron. Zaczął też jeść więcej ciemnego pieczywa. Staralismy się, by jadł więcej, ale rzeczy nie tuczące, a odżywiające i regenerujące organizm, dużo salatek i surówek wszelkiej maści...
Zregenerował się na tyle, że chemie zaczynał z hemoglobine na poziomie 13,5. Niestety po każdej chemii wyniki leciały jednak w dół: Hgb - 12,5, potem 11,8, 11,3, 10,7, 10,6 i po osttaniej chemii była już strasznie niska -9.1.
Inna sprawa Adrio, że mój Tata jest znacznie starszy od Twojego Ojca, bo nasz ma już 68 lat... więc i organizm gorzej sie regeneruje...
Tyle ode mnie:)
Pozdrawiam:)
Katarzynko i jak z kaszlem? Mój kaszle nadal.Raz mało raz więcej,Teraz skierowano go do alergologa ale nie wiem czy to ma sens.boje sie strasznie.Ty piszesz o bliźnie a u nas określili to jako obszar 12mm-szczątki niby.tez 2 razy wtk nie uległo wzmocnieniu.u nas w 2 tk wyszły jakies dyskretnie powiekszone wezły chłonne ale to podobno odczynowo(świeżo po chorobie).Sama nie wiem co o tym mysleć.
_________________ Miec nadzieję na nadzieję i wierzyc, że wiara istnieje..
Witaj Patrycji!
Dzięki, że zawitałaś do mojego watku:)
U nas ciężko powiezieć, bo Tata rozpoczał 6 i osttani tydzień naświetlania, a skutkiem ubocznym lamp jest kaszel! Więc trudno powiedzieć, czy to skutek naświetlań, czy jednak to pokasływanie jest nie wiadomo od czego. Sama pani dr radioterapeutka mówiła, że może być silny kaszel od lamp i nawet przepisał thiocodin jakby tata chciał... w miedzyczasie tata też miał jakąs infekcje, ale leczyłam Go lekami homeopatycznymi - za ptzzwoleniem pani onkolog rzecz jasna - i Tata po 2 dniach - wyszedł z infekcji:):):)
My jutro bedziemy mieć kontrolne rtg, zeby niby zobaczyć co lampy zdziałały...
Już się boję...
Z tymi bliznami to tak nam powiedziano - że to nie jest żadna wznowa, tylko blizna, po podaniu kontrastu nic sie znią nie dzieje, więc powiedzieli nam, że nic groźnego... Oby, bo niby ok, a człowiek jednak sie boi... blizna, nie blizna...
Patrycjo wiem jak u Was, bo też czytałam twój watek o tych "szczatkach" po operacji... człowiek by musiał normalnie konsultować wszytskie opinie u inych lekarzy, by czegoś przypadkiem nie przegapić:(:(:(
ech, a Tatko moj slaby troszkę po lampach, ale zmęczenie jest niby normalne...
ale strach od razu i panika jest...
pozdrawiam:)
Katarzynko jak tata.Mojego niestety święta przybiły, mnie też.jest smutny a dzis po mszy nawet płakał.mówi,ze go jeszcze boli.lekarz mi niedawno powiedział,ze taki ból to normalna sprawa po takiej operacji.Myślę,że tym wyznaniem o bólu starał sie wytłumaczyć łzy.Pokasłuje wciąż(od operacji mimo,że wyniki ok).Boję się tej kolejnej tk.A jak u Was? Mam nadzieje,że ok.
Życzę spokojnych, wesołych Świąt!!!
_________________ Miec nadzieję na nadzieję i wierzyc, że wiara istnieje..
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum