Witaj Agnieszko
Piszę"wolności",bo jak się wpadnie w ten znowu szpitalny rytm to już będzie takie uwięzienie. myślę że każdy z nas ma ten sam problem, w końcu przez bardzo długi czas byliśmy zdrowi szczęśliwi i mieliśmy swoje życie unormowane, określone, zdefiniowane...
Teraz nadszedł czas na zmianę, która niekiedy doprowadza nas do krawędzi wytrzymałości psychicznej, w końcu słabość, strach, niepewność jutra nie są naszym chlebem powszednim...
Agnieszko, wiem że trudno jest odnaleźć się w tych nowych momentach naszej nowej realności... ale wiem też że możliwości mamy naprawdę niewielkie, dlatego każdego dnia modląc się, przeklinając i zwyczajnie żyjąc każdą chwilą... staram się znaleźć powód do uśmiechu, nawet przez łzy (podobno faceci nie płaczą)
Często wspominam słowa ks. Tischnera :spieszmy się kochać bliźnich, tak szybko odchodzą... Myślę, że my naznaczeni piętnem choroby mamy szczęście realizować to powiedzenie w całej rozciągłości, w stosunku do naszych Najbliższych, naszego otoczenia.
Myślę, że jest to szansa wyjątkowa, nikt z nas na codzień nie myśli o tym, że gdzieś tam kiedyś czeka nas kres naszych dni, zawsze to będzie, ale kiedyś ale jest to bardzo nierealne i abstrakcyjne...
My mamy świadomość, że ten termin jest możliwy w każdym kolejnym dniu...
Może to jest jedyny pozytywny aspekt naszego obecnego losu, ale mamy szansę na dokonanie zmian w naszym życiu, a nowe ograniczenia, nowa dyscyplina, którą musimy realizować lecząc się, jest naszym obowiązkiem w stosunku do Rodziny, w stosunku do samych siebie jest ceną tej szansy.
Trochę zamotałem się w swoich wywodach, ale wiem, że zostanę przez Ciebie zrozumiany.
Ściskam serdecznie i życzę siły i wiary w sens tych ograniczeń, które nakłada na nas choroba, jest w tym sens i potrzeba, dla nas samych i dla naszych Najbliższych.
Pozdrawiam serdecznie.