Tak się jakoś potoczyło, że opis dalszej walki Marzeny i jej mamy z chorobą znalazł się tutaj, w "kciukach".
Uzgodniłyśmy wspólnie z Marzeną, że przeniesiemy tę dyskusję w całości do wątku merytorycznego.
Juz chyba trzeci dzień zaczynam pisać po czym kasuje to co napisałam i wychodzę z forum. Właściwie to sama nie wiem od czego mam zacząć. Sama nie wiem co się ze mną dzieje i boję się tego. Boję się że to jakiś szok,wypieranie na siłę ze świadomości tego co się stało,boję się że to odbije się na mojej psychice bardzo źle , bo jak czytam co piszecie po śmierci swoich najbliższych to jestem przekonana że coś ze mną nie tak i już zastanawiam się nad pójściem do lekarza Opiszę krótko co się dzieje i powiedzcie mi proszę czy to może być normalne i minie czy to jakiś zły objaw. A więc tak, kochałam i kocham moją mamusie nad życie,była jedną z najważniejszych osób w moim życiu, byłyśmy jak papużki nierozłączki, bywałam u niej codziennie, codziennie rano po przebudzeniu puszczałam Jej sygnał a Ona oddzwaniała i mówiła jak minęła noc, w ciągu dnia dzwoniłam kilkanaście razy, przed snem dzwoniłam zapytać czy już leży i czy wszystko ok,a jak pomyślałam o tym że może cierpieć, albo że zbliżamy się wielkimi krokami do końca naszej walki z chorobą, czego byłam świadoma od początku choroby - zaraz płakałam,miałam doła, nic mi się nie chciało,z nikim nie rozmawiałam i nie mogłam sobie wyobrazić że może Jej kiedyś zabraknąć. Jutro minie tydzień od Pogrzebu a w piątek tydzień od śmierci Mamusi a ja nie umiem płakać Cały dzień myślę tylko o niej, cokolwiek robie to Ją wspominam, ide na cmentarz, modle się, rozmawiam ze wszystkimi na Jej temat, codziennie myślę "o, teraz bym zadzwoniła do Mamy", "teraz bym do niej poszła", "ciekawe co Mama by na to powiedziała", ciągle myślę o tym jak bardzo chciałabym z nią teraz porozmawiać, jak bym chciała zobaczyć jej uśmiech , ale wszystkie te rzeczy wywołują u mnie jakieś bardziej pozytywne emocje niż negatywne Nie płacze w tych momentach a raczej miło wspominam te chwile kiedy mogłam zadzwonić, mogłam porozmawiać, mogłam zobaczyć, wyobrażam sobie to wszystko zaraz przed oczami, ale nie płacze z tego powodu, nie umiem, musiałabym się zmuszać a i to nie wychodzi Boję się tego, ciągle mam wyrzuty sumienia że nie umiem płakać ,że może mamusia myśli ze ja za nią nie tęsknię bo nie płacze cały czas , jak ide na cmentarz to sie pomodle i w myślach poopowiadam ale nie spadnie mi ani jedna łezka. Najbardziej obawiam się tego że to jakiś szok który kiedyś minie a wtedy dotrze do mnie co się stało i popadne w depresje. To wręcz niemożliwe co się ze mną dzieje, ja wcześniej płakałam z byle powodu na zawołanie, czy to ze smutku czy z radosci płakałam a teraz nie mam łez dosłownie. Z drugiej strony wiem jak mamusia się martwiła o mnie że jak ona umrze to ja się załamie i tak mi zawsze mówiła "dziecko musisz sie przygotować na to ze kiedyś musi się ta walka skończyć" a ja nie chciałam słuchać nawet, może Ona teraz czuwa i nie pozwala mi płakać, bo tak jest lepiej dla niej A może ja przez ten okres choroby tak bardzo przygotowałam się psychicznie na to że kiedyś musi się zakończyć śmiercią ta choroba, a w dodatku najbardziej na świecie bałam się że moja Mamusia się udusi,ze teraz kiedy odeszła we śnie , spokojnie,bez bólu i cierpienia wcześniej się z nami żegnając pogodziłam się z tym i czuje ulgę że nie cierpiała? Nie umiem sobie poradzić z tym dziwnym uczuciem i zadręczam się kiedy to minie. Powiedzcie mi proszę czy ja jestem jakaś chora psychicznie i dlatego tak się zachowuje, czy to może być normalne, czy to mozliwe że ja się przygotowałam na ten moment do tego stopnia że czuję się z tym pogodzona? Jeszcze nie czytałam na tym forum takiej reakcji, z reguły każdy płacze i nie umie sobie poradzic a u mnie jakoś to inaczej przebiega i dlatego bardzo się martwie Nie biore żadnych leków na uspokojenie ani antydepresantów, więc to nie jest od leków.
Czy znacie podobne przypadki do mnie, proszę niech mnie ktoś uspokoi że nie zwariowałam
_________________ Są chwile, by działać i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los. /Coelho Paulo/
Nie zwariowałaś i nie jesteś oziębła emocjonalnie. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
Żałoba to szczególny okres w życiu każdego z nas i każdy przeżywa go na swój sposób.
Tak, to prawda,że ludzie zazwyczaj płaczą i jest to widoczny obraz cierpienia po stracie bliskiej osoby. Ale nie jest tak, że płacz jest oznaką normalności emocji, a brak świadczy o dysfunkcji w zakresie uczuć.
Każdy z nas ma inną konstrukcję psychofizyczną i w inny sposób wyraża właśnie te najgłębsze emocje.
Sama żałoba ma kilka stadiów, Ty jesteś na samym początku drogi, gdzie osiowym odczuciem jest niedowierzanie. Ono właśnie nie pozwala Ci płakać, bo nie może jeszcze zaistnieć w Tobie żal z powodu straty jaką poniosłaś w związku ze śmiercią Mamy. Owo niedowierzanie często pozostaje w sferze nieświadomej - logicznie, "rozumowo" wiemy, że stała się ostateczność, ale całe nasze jestestwo buntuje się przeciw przyjęciu tej wiedzy.Ona jednak zazwyczaj przychodzi, ale dopiero po jakimś czasie.
Ale wtedy tez niekoniecznie muszą przyjść łzy i nie ma w tym niczego ani złego, ani nienormalnego. Łzy są formą katharsis dla naszej psychiki, ale nie każdy oczyszczenie musi w ten sam sposób przeżywać. Są ludzie,którzy znajdą ukojenie w intensywnej aktywności w dowolnym polu, inni z kolei poczują się lepiej w modlitwie czy " rozmowie" ze zmarłym.
Postaraj się nie myśleć,że przezywasz stratę niezgodnie z "kanonami" właściwymi bolesnym zdarzeniom, bo tak naprawdę kanonu nie ma, więc przeżywaj ja w dowolny sposób, który choć trochę Cię ukoi.
Jesteś wrażliwą i dobrą osobą, a Mama na pewno była i jest z Ciebie dumna, odrzuć więc wszelkie wątpliwości , jeśli takie masz.
Żałoba trwa długo, ujawnia często uczucia destrukcyjne i w stosunku do siebie i do otoczenia, zmienia percepcję rzeczywistości, ale... mija, a wraz z nią świat ponownie nabiera ostrości i pojawia się równowaga.
W żadnym wypadku nie oznacza to, że nasi bliscy, którzy odeszli stali się dla nas mniej istotni, tylko ich miejsce znajduje się wtedy w głębi naszych serc i odkrywamy,że nie muszą stać przy nas fizycznie, by być z nami zawsze.
Nie płakałam na pogrzebie mojego męża, nie płakałam też później, choć działo się we mnie wiele.Nie mogłam tego zrozumieć. Uświadomiłam jednak sobie, dopiero dużo później że ten płacz byłby płaczem nade mną, nad moją bezradnością, pustką i strachem. Gdziekolwiek jest mój mąż, moje łzy nie są mu potrzebne, a mogą sprawiać ból, że cierpię bo odszedł, choć chciał być nadal...
_________________ Ten, który walczy z potworami powinien zadbać, by sam nie stał się potworem. Gdy długo spoglądamy w otchłań, otchłań spogląda również w nas.
Fryderyk Nietzche
nasturcja dziękuję Ci bardzo za to co napisałaś, bo już myślałam że coś ze mną nie tak, bo nie znam osoby która by nie umiała płakać tak jak ja, ale skoro miałaś podobnie to znaczy że nie jestem wyjątkiem. Jest to dla mnie tym bardziej dziwne uczucie ponieważ zanim Mamusia zmarła to ja płakałam niemal na zawołanie i nagle te łzy zniknęły i chociażbym nie wiem jak chciała to nie umiem się rozpłakać. Mój mąż wylał więcej łez po śmierci mojej Mamy niż ja. Wiem jak ważne było dla mojej Mamy noszenie żałoby poprzez chodzenie w czerni dlatego takową żałobę noszę(oczywiście poza tą w sercu która mimo braku łez jest ogromna) mój mąż również, nie słuchamy muzyki, nie tańczymy i cały czas rozmawiamy o Mamie w samych pozytywach,wspominamy spędzone razem chwile, a ja poza tym niemalże cały czas o niej myślę o tym jak będę bez niej żyła. Ale w tej mojej żałobie brakuje łez Mam wrażenie że ludzie patrzą na mnie bardzo dziwnie że byłam tak z Mama zżyta a teraz nie płacze i czuje się taka pogodzona z losem. Widzę to, a niektórzy daja nawet do zrozumienia że są w szoku ze ja byłam tak bardzo blisko z Mama, tyle czasu u niej spędzałam , była dla mnie bardzo ważna a teraz nie chodzę i nie płacze i rozmawianie z nimi o Mamie nie wywołuje u mnie łez. Wczoraj np. dowiedziałam się że koleżanka bała się do mnie zadzwonić bo bała się w jakim jestem stanie psychicznym, bo wiedziała jakie relacje mnie łączyły z Mama i była w szoku że ja normalnie rozmawiam i normalnie się zachowuję.
W sumie to bardzo źle się z tym czuję ze nie potrafię okazać tej żałoby poprzez łzy, żeby widzieli jak cierpię, bo tego wewnętrznego mojego cierpienia nikt nie jest w stanie zobaczyć ani zrozumieć że bez płaczu też można cierpieć po stracie najbliższych
_________________ Są chwile, by działać i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los. /Coelho Paulo/
banialuka przyjdzie czas ,że te łzy popłyną
to wszystko co robisz to własnie jest przezywanie smierci i to własnie jest żałoba,
a łzy ? ja płakałam na pogrzebie a potem nic .
nie potrafiłam płakać
ale przyszedł czas ze popłynęły wystarczył drobiazg , małe wspomnienie drobny impuls
na wszystko trzeba czasu
i te łzy popłyna same
łzy niech płyną w ciszy , w samotności, takie łzy oczyszczają . dają ulgę
pierwszy raz płakałam moze 2 miesiące po śmierci i zawsze pojawiały się jak byłam sama
_________________ Nawet jeśli niebo zmęczyło się błękitem, nie trać nigdy światła nadziei.
Wiem,że to co napiszę to troszkę z "innej beczki" ale też chodzi o żałobę..
W marcu zginął wypadku samochodowym mój serdeczny przyjaciel..Wiecznie uśmiechnięty, żartujący i pogodny.. Zaręczony z dziewczyną we wrześniu mieli wszystko zaklepane na ślub.
Kiedy spotkałam się z jego narzeczoną (też moją przyjaciółką) dzień po wypadku byłam w szoku.
Ta dziewczyna była i jest tak silna psychicznie,że wiele można się od niej nauczyć..Nie płakała W OGÓLE..Ani przed pogrzebem ani na, dopiero miesiąc po popłynęły pierwsze łzy..Kiedy z nią rozmawiałam, cały czas powtarzała że teraz już nic nie może na to wszystko poradzić, że będzie się mocno modlić za niego, że chce go wspominać, śmiać się z jego żartów..I tak jest do dziś. Kiedy się spotykamy ona jest wyciszona, spokojna, wspomina go na każdym kroku..Sama mówi że najgorsze są tylko dwie rzeczy - ogromna tęsknota i poczucie jej bezpieczeństwa które zostało zachwiane. minęły cztery miesiące a ona płakała zaledwie kilka razy..
Piszę po to,żebyś spróbowała zrozumieć że żałobę każdy przeżywa na swój osobisty sposób, nie traktuj tego broń Boże jak choroby psychicznej, przeżywaj ją po swojemu..
Z mojej strony życzę Ci dużo sił, wbrew wszystkiemu staraj się uśmiechać nawet z błahych spraw, spędzaj czas z bratem...
A za Mamusię się pomodlę
Marzenko Kochana,
Jak przeczytałam Twój post to znalazłam wiele podobieństw...
Wiesz przecież, że ja też jestem nadwrażliwa i gdy Tata był chory wystarczyło niewiele bym płakała. W zasadzie to przepłakałam prawie dwa lata - zycie w ciągłym stresie... Plakałam przed ostatnie 10 dni gdy jeździłam do szpitala, dostałam prawie smazmów gdy tata odchodził. To na najbardziej rozpaczałam gdy Tatko wydał ostatnie tchnienie, to ja w tym szale emocji obcałowywałam Go co chwilę az Nam Go nie zabrali.... Mama, brat i siostra trzymali się zdecydowanie lepiej niż ja... Teraz jest jakby na odwrót. Ja nie szlocham, a oni są w rozsypce, szczególnie Mama i Brat, ktory w poniedziałek Tatkę ubierał w kostnicy. Tak bardzo chciał to zrobic sam dla Niego, ale po powrocie był nie do życia, choć szczęsliwy, że mógł jeszcze coś dla tatusia zrobić. Teraz widzę, że to ja trzymam się w tej chwili najlepiej. I własnie nie wiem czy po prostu jest to taki szok, ze nie dociera to do mnie - bo myslę, że Tato jest cały czas w szpitalu, czy to może Tata wiedząc, że jestem najbardziej płaczliwa, spowodował i "zafundował" mi takie jakies ukojenie, czy po prostu czuję ulgę, że już nie cierpi.
Marzenko - tez się dzisiaj zaczęłam zastanawiac czy coś jest ze mna nie tak, czy po prostu przez 2,5 roku walkii wypłakałam już wszystkie łzy? Głupio mi tez, ze dzwonia krewni czy znajomi z kondolecjami, a ja ich pocieszam...
Boję się, ze może moja podświadomośc po prostu odrzuca to, że Tata odszedł, że tak naprawdę jutro na Pogrzebie urządzę "widowisko", bo nie będę zdolna do opanowania swoich łez i będę szlochać, wyc z rozpaczy i rzaucać się na trumnę... Boję się, że to dopiero jutro tak może być, bo dzisiaj jestem spokojna... za spokojna...
Marzenko - więc nie jesteś sama....
Marzenko kochana, czytam Twoje ostatnie wpisy i jakbym o sobie czytała sprzed półtora roku...miałam podobnie. Pierwsze łzy przyszły dzień po pogrzebie (zaledwie kilka łez), kiedy układałam wieńce na cmentarzu i czytałam "dedykacje"...potem długo nic. Długo nie mogłam płakać, choć chciałam, tak bardzo potrzebowałam niemal wyć z bólu a nie mogłam. Zablokowało mnie, jakbym była we śnie, z którego nie mogłam się obudzić....Bardzo sobie wypomniałam, że nie przeżywam żałoby jak inni. Teraz wiem, że każdy przeżywa ją na swój sposób a łzy nie są jedyną oznaka naszych uczuć. To co najważniejsze jest niewidoczne, jest w Twoim sercu i nie wyrzucaj sobie braku łez. Nie płaczemy dla innych, ale dla siebie aby sobie ulżyć, nie po to aby coś komuś udowodnić....Wiem, że bardzo Ci Mamusi brakuje, że cierpisz ogromnie ale nie musisz nikomu tego pokazywać...
Doskonale rozumiem Twoją potrzebę płaczu....Ja długi, długi czas nie płakałam, popadłam w odrętwienie, przygnębienie i jakiś dziwny stan. Dopiero po wizycie w rodzinnym domu Mamy puściły mi wszelkie hamulce a wtedy płakałam przez kilka dni aż zapuchłam, niemal wyłam i tak mi zostało do dzisiaj. Każde wspomnienie Mamy boli diabelnie i choć minęło już trochę czasu płacz przychodzi w najdziwniejszych miejscach, momentach, płacz, którego teraz aż nad to...
Marzenko trzeba czasu i jeszcze raz czasu. Życzę Ci dużo siły i więcej wyrozumiałości dla siebie samej.
_________________ "Ludzkość! Jaka ona szlachetna! Jakże chętna do poświęcenia...kogoś innego."
S. King
Cieszę się ze zdecydowałam się wczoraj to opisać bo juz odchodziłam od zmysłów zastanawiając się co się ze mną dzieje,ale teraz widze ze nie jestem sama i że to jednak normalne, ze inni też tak mają. Szczerze to wolałabym usiąść i wyryczeć się jak dziecko bo z pewnoscią poczułabym się lepiej, a tak cały czas mnie wewnętrznie coś męczy, normalnie jakby mnie coś dusiło, serce kłuje i myślę ze to przez tą blokade właśnie. Dzisiaj pojechałam sama na cmentarz, myślałam że może jak pojadę sama to się wypłaczę a tu zaskoczenie bo nic nie puściło. Pomodliłam się, poużalałam do Mamy ale nie płakałam, nie mogłam. Dzisiaj była pierwsza msza za moja Mamusie i doszłam do wniosku ze chyba to do mnie nie dociera jednak że to się stało. To się dzieje cały czas obok mnie.
Dodatkowo dręczy mnie to że ludzie boja sie do mnie dzwonić bo nie wiedzą jak się trzymam (dzisiaj się dowiedziałam że kolejna osoba przeprowadzała wśród znajomych wywiad czy może do mnie zadzwonić, czy jestem w stanie rozmawiać)nie rozumiem dlaczego się obawiają, przecież żałoba nie polega na zamknięciu się przed całym swiatem i unikaniu kontaktów. Życie musi toczyć się dalej, mam męża, dzieci, brata, babcie i muszę żyć dla nich, muszę się nimi opiekować więc nie mogę się zamknąć w 4 ścianach i nie wychodzić, nie rozmawiać z nikim i w ten sposób przeżywać żałobe.
Tak się dzisiaj zastanawiałam czy wypada mi sie spotkać ze znajomymi na kawie w tak krótkim czasie po śmierci Mamy, że może nie powinnam, a potem myślę sobie co by było jak bym pracowała w jakiejś restauracji gdzie są dyskoteki , leci muzyka. Bo skoro mam obawy czy wypada się spotkać ze znajomymi to gdybym miała taką pracę to musiałabym z niej zrezygnować
Wiem ze piszę bez sensu-przepraszam jeżeli kogoś uraziłam tym co piszę ale ja chyba wariuje powoli i przez to że nie umiem płakać to ciągle się zastanawiam co wypada a co nie wypada
Dziękuję Wam za to "podnoszenie na duchu" i za wsparcie.
_________________ Są chwile, by działać i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los. /Coelho Paulo/
nie piszesz bez sensu
ja także miałam takie odczucia,
to się dzieje w nas i długo tak będzie,
przeciez mama na pewno nigdy by nie chciała ,żebys rezygnowała z planów marzen , zwykłych spotkań
Ty zyjesz, na razie jest ci bardzo ciężko i zle
ale zyć musisz bo masz dla kogo,
zaczniesz płakać , zaczniesz się usmiechać, a w sercu mama zawsze będzie. będzie ci towarzyszyć do konca twojego życia , zaczniesz odczuwać to że mama jest gdzies obok
nie wierzyłam jesli ktoś mówił ze czas leczy rany, ale to częsciwo prawda. zaczniesz inaczej odczuwać wszystko to, co się stało,
smutek i zal zostaną ale będą także inne odczucia
zaczniesz myslec o mamie bez bólu i wtedy możesz płakać
na razie jesteś we mgle, w jakimś nierzeczywistym zawieszeniu,, niby wiesz , że mamy nie ma , ale na cmentarzu także jej nie ma , bo to zwyczajnie nie dociera, to tak nie realne ,dla mnie to było dziwne
stałam nad grobem patrzyłam na nazwisko i datę smierci i mój mózg nie przyswajał tego , że tu będe mogła spotykać tatę.
do tej pory to miejsce nie kojarzy mi się z tatę
czy łzy to wszystko ?
nie trzeba płakać żeby móc odczuwać. czasem te łzy, takie na pokaż są nic nie warte
łzy popłyną w najbardziej nieoczekiwanym momencie
wystarczy mały impuls, kawałek melodii ktorą mama kochała, ulubiony program w tv. to się stanie ale nie teraz, teraz w sercu jest tylko ból
nie przyspieszaj tego,
to przyjdzie ale na to trzeba czasu
_________________ Nawet jeśli niebo zmęczyło się błękitem, nie trać nigdy światła nadziei.
przeciez mama na pewno nigdy by nie chciała ,żebys rezygnowała z planów marzen , zwykłych spotkań
właśnie tak staram sobie to tłumaczyć ale nie bardzo mi to wychodzi.Niby wiem ze mamusia by chciała zebym żyła normalnie i nie płakała, ale np. jak koleżanka chce się spotkać to mi sie zapala czerwone swiatełko "czy to nie będzie wyrazem braku szacunku do Mamusi, bo przecież Ona tam leży a ja będę się spotykać z koleżanka, może będę się uśmiechać"
niki napisał/a:
niby wiesz , że mamy nie ma , ale na cmentarzu także jej nie ma , bo to zwyczajnie nie dociera, to tak nie realne ,dla mnie to było dziwne
stałam nad grobem patrzyłam na nazwisko i datę smierci i mój mózg nie przyswajał tego , że tu będe mogła spotykać tatę.
do tej pory to miejsce nie kojarzy mi się z tatę
dokładnie ! patrzę na imię i nazwisko i mam wrażenie że to ktoś inny, mój mózg nie przyswaja myśli ze to moja Mamusia tu leży mimo że wiem,że widziałam jak zakopywali trumnę to nie umiem sobie tego poukładać i uzmysłowić , niedowierzam
Zastanawiam się co jest lepsze, czy taki ciągły płacz czy raczej takie zawieszenie jaku mnie Moja babcia - Mama mojej Mamy pochowała swoich rodziców, męża i 5 swoich dzieci a sama żyje i ma 95 lat i pamiętam ile ona łez wylała po śmierci każdego, siedziała i ciągle płakała i myślę ze ten płacz ją "oczyszczał" w pewnym sensie i potem jakoś wracała do normalności a ja jak będę sie tak zadręczać to obawiam się że nie wpłynie to korzystnie na moje zdrowie
_________________ Są chwile, by działać i takie, kiedy należy pogodzić się z tym, co przynosi los. /Coelho Paulo/
Wszystko będzie miało swoje miejsce i czas. Tylko pozwól przepłynąć wszystkim emocjom. Nic na siłę, nic na pokaz itp. Gdy poczujesz, pozwól sobie, pozwól emocjom przepływać.
Uściski
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum