dziś rano Mama została przyjęta na oddział do wycięcia węzłów pachwinowych. Niestety nie udało mi się nic wcześniej załatwić. Czuję że zawaliłem choć wiem że nie miałem na to zbyt dużego wpływu.
Lekarz powiedział że wiele wyjaśni się za miesiąc kiedy to będzie wiadomo ile węzłów jest zajętych. Im mniej tym dłuższe przeżycie powiedział - no i istotne są jeszcze ewentualne zmiany, których nie widać.
Nie rozumiem tylko sensu wycinania węzłów tak późno. przecież można byłoby to zrobić wcześniej. Z resztą to paskudztwo nie tylko przenosi się tą drogą.
Usłyszałem wreszcie dziś statystykę przeżycia:
w skrajnych przypadkach od kilku miesięcy do najlepszych wariantów - kilka lat.