A jak zwykle w sobotę.Małe porządki,obiad,szykowanie mężowi jedzenia na przyszły tydzień do pracy.Zimno dzisiaj u mnie, niby słońce świeci,ale zimno.
Po niedzieli muszę spakować syna,bo wyjeżdża na 2 tygodnie do mojej siostry do Danii.W poniedziałek z córką idę na usg jamy brzusznej.Przez 4 lata od urodzenia miała zastój moczu w lewej nerce i poszerzony układ kielichowo-miedniczkowy a co za tym idzie ciągle były bakterie w moczu.W zeszłym roku zastoju już nie było
ale musimy raz w roku robić usg.
Wiecie co,wczoraj powiedziałam sobie,że
naprawdę biorę się "w kupę".
Nie mogę ciągle myśleć,jak Tato umierał,co czuł,czy się bał bo po prostu zwariuję.
Muszę myśleć o swoim zdrowiu bo jak ja "klęknę"to wszystko inne też.Przecież mąż za granicą cały tydzień i wszystko na mojej głowie.Czasu nie cofnę a Tato na pewno by nie chciał,żebym się tak zadręczała.
Tatę kocham i nic tego nie zmieni,nawet to,że nie ma go wśród żywych.
Miłego dnia dla Was