Jutro miał mieć operację.... A teraz ju ż wiemy, że nie będzie ani operacji, ani radioterapii, ani chemii....Czy faktycznie jak jest rozpad guza to nie można naświetlać (nie mówię o kwestii leczenia paliatywnego)
pozdrawiam
Joanna
PS
Kilka dni temu śnił mi się mój Piotruś...Kazał spalić swoje buciki, żeby nikt za nim nie poszedł....
A i jeszecz guz w lipcu wg PET miał rozmiary 5,4 na 5,7 rośnie suk....
JOASIU TRZYMAJ SIE DZIEWCZYNO TO JAKIS KOSZMAR CO OPISUJESZ CZARNA SERIA DRAMAT GONI DRAMAT LOS CIE DOSWIADCZA ALE MUSISZ BYC DZIELNA NIE PODDAWAJ SIE MUSISZ BYC SILA DLA TATY JEMU TERAZ JEST POTRZEBNE TWOJE WSPARCIE PAMIETAJ O TYM!
Dziękuję za wsparcie...
Dziś wypisaliśmy Tate ze szpitala. Tata nie zakwalifikował się do operacji ze względu na pogorszenie stanu kardiologicznego. Nie oszukujmy się, można się było tego spodziewać. Generalnie poza dużą progresją oraz rozpadem guza dolegliwości od strony onkologicznej jeszcze nie ma. Natomiast kondycyjnie z tatą jest bardzo kiepsko. Przy wzroście 170 cm waga to 46 - 47kg, spirometria 37%. Natomiast to co najbardziej niepokoi to jego podejście do choroby.... Najlepiej jakbyśmy za niego wszystko zrobili położyli się do szpitala, brali leki itp. Tato nie pije, nie je. Aby wzmocnić organizm sprowadany z USA Teegreen, Omega, Sok Noni. Bierze jeszcz MEGACE, Nutridrinki... ale to wszystko bierze kiedy ma ochote i w ilościach takich jakie akurat mu pasują. Zastanawiamy się nad psychologiem dla rodziny ( Nie ma mowy aby on poszedł). Nie mamy pojęcia jakie jest dobre rozwiązanie, jak z nim postępować??? Poradźcie proszę!!!
Najlepiej jakbyśmy za niego wszystko zrobili położyli się do szpitala, brali leki itp. Tato nie pije, nie je.
Skąd ja to znam... - mój tatuś tez był "charakterny". Ja miałam metodę 'na zdrowy rozsądek" - tłumaczyłam godzinami, jak to jest wazne, jak pomoże w walce z chorobą. z każdych przybranych 100 gramów robiłam w domu święto, mówiąc, ze jestem dumna z Taty, że pomaga sobie, że stosuje sie do moich rad, że powrót do normalnej wagi to postawa, że leki bierze dla swojego dobra. Na mojego tatę działało. nawet robiło mu się czasami głupio, że próbował zachowywac się tak irracjonalnie.
innej metody nie znam...
Pozdrawiam, Agnieszka
Wspólnie z rodzeństwem zdecydowaliśmy się na wizytę dla rodziny u psychologa z medycyny paliatywnej w COI w Wawie. Byłam dziś na rozmowie, bo u nas problem Taty jest trochę bardziej złożony ze względu na ostatnie tragiczne wydarzenia, tj. sytuację brata itp. Rady psychologa konsultowałam jeszcze z kardiologiem. Więc tata już teraz zna 99% prawdy i faktycznie trochę się uspokoił. Wie co go czeka, wie że jeszcze raz spróbujemy. Aczkolwiek wg mojej skromnej wiedzy nie wiem jak wielki musiałby stać się cud aby za dwa miesiące tata miał szansę być poddany operacji. Jest rozpad guza, to bomba z opóźnionym zapłonem, morfologia itp. spadają na łeb na szyję... Ma arytmię... Kardiolog nie daje szansy na poprawę, ale próbować trzeba.
Dziś jak wróciłam z wizyt i przekazałam całusy Tacie od Pani kardiolog to Tata popłakał się ze wzruszenia i stwierdził, że chce zawalczyć nawet zaczął ćwiczyć oddychanie. Z płaczem opowiadał jeszcze swoje pożegnanie z lekarzem prowadzącym z COI, bo Pan dr obiecał, że jak miałoby się Tacie poprawić to on włassnym samochodem do niego do domu przyjedzie. Wię tak jak pisał MRAL teraz chyba wiem, że nie mogę i nie mam prawa do niczego zmusić Taty jedyne co chcę dla niego i dla nas to ciepło i spokój, i jeszcze raz spokój....
Dziękuję za wszystko
Joanna
Jutro zabiorę od rodziców wypis ze szpitala i listę leków jakie bierze i Proszę Was moi drodzy o opinię. Bo moja chora siostra spytała ile Tata ma jeszcze czasu. Obiecałam, że Was podpytam.
To dobrze , że są lekarze , ktorzy są wsparciem i potrafią dać trochę nadziei i optymizmu. Mój biedny Tata też jest wychudzony, ale odkąd bierze Megace przybrał trochę na wadze. Jednak dziwi się , że jest coraz słabszy. Nie wierzy w wyzdrowienie , bo nie jest leczony. Ale czasami widzę w nim jeszcze wolę życia. Niestety , coraz częściej go boli, coraz gorzej mu się oddycha , coraz bardziej kaszle.
Nam nic nie mówi, nie skarży się. O swoich cierpieniach i strachu rozmawia tylko z mamą. Nam tylko mówił , ze boi sie uduszenia.
Jeżeli Twój Tata nie ma takich dolegliwości to bardzo dobrze. Trzeba cały czas podtrzymywać go na duchu , nie pozwolić myśleć o chorobie. Wiem że to ciężko,ale tak trzeba . Tak myślę.
życzę powodzenia i wytrwałości dla Was a zwłaszcza dla Taty .
Zastosowano leKI (poza kardiologicznymi, z których pamiętam:spiriva, metabol, motocard, clexane, preductal i coś jeszcze car...) Megace 1*20 ml, Dexanethason 2+1+0, Polprazol 1*20 mg, Protifax 1 miarka 2 razy dziennie
i poza tym witaminy jak pisałam wcześniej. Ostateczne podejście mamy 8 października.
Napiszcie proszę jak wg Was to wygląda
pozdr
Asia
PS.
Kolejny nius z czarnej serii. Jedna z sióstr (mam czworo rodzenstwa ) była dziś na badaniach. I na jajniku są cztery torbiele o średnicy 2 do 4 cm. Rok temu w związku z torbialami miała usunięty jedą stronę narządów rodnych. Prawdopodobnie już we wrześniu będzie miała operację. Ech życie.....
Tata wczoraj był u radioterapeuty. Radioterapeuta spytał nas czy wiemy, że Tato umiera.... Uznał iż jest to ostatni moment na naświetlania radykalne, ze świadomością iż skutki lamp mogą być różne. Od wtorku miałby trzy naświetlania. Tata chce. Radioterapeuta aby już nie męczyć taty nie zlecił wykonania TK (w jwgo ocenie Tata już musi mieć przerzuty odległe??) Mam pytanie czy w przypadku naświetlania u pacjenta z takim ryzykiem jest stosowana hospitalizacja, i czy faktycznie może dojść do tragedii już po pierwszych lampach??
Dzis Tata mial pierwsze naswietlanie, miala byc radioterapia radykalna a jest paliatywna, miały być naświetlania przez dwa tygodnie jest jedno a kolejna wizyta za 6 tygodni. Napiszcie proszę co o tym sądzicie, cytuję:
Zastosowanoe leczenie: Podano 1 frakcję napromieniania palitywnego w warunkach fotonów x6MeV na obszar guza płuca lewego w dawce 800 cGy/t.
Witam,
już wiem co może oznaczać takie naświetlanie. 2 września mam spotkanie z lekarzem, który powie nam co się pokazało w ostatniej TK. Tata bardzo słabnie...i poprosił o zorganizowanie w sobotni wieczór imprezy rodzinnej z okazji końca wakacji. Chce z nami zabalować póki ma jeszcze siły.
Joasiu przykro mi bardzo że stan taty tak sie pogorszył i że los tak was doświadcza boleśnie na każdym kroku,jakby jednego nieszczęścia było mało
trzymam za Was kciuki bardzo mocno
pozdrawiam Kasia
Współczuję Tobie i Twojej rodzinie naprawdę bardzo.Przerażające jest to jak ta choroba szybko się rozwija.Czytając wypowiedzi na forum coraz bardziej się boję o Mamę.Na razie czuje się wspaniale,ma dużo siły,zaczęła znów jeść niemal wszystko,dużo się rusza i ogólnie jest szczęśliwa.A to szczęście udziela się nam!!!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum