Mieszają się we mnie złość, niemoc, nadzieja i STRACH.
Do tego myśli, czy naprawdę wszystko zrobiłam ?
Niestety takie stany umysłu, dotyczą Nas wszystkich, którzy znaleźli się na tym Forum.
Wszyscy zadajemy sobie pytania, jak żyć ?, bo przecież to już nie jest takie samo życie.
ja też miałam tak samo jak dziadek odchodził! straszna niemoc i pytania do siebie ,że jednak coś ktoś zaniedbał! na początku były myśli czy na pewno nic się nie da jeszcze zrobić! Nie potrafiłam nawet wierzyć lekarzom ,że zostało mu 2 miesiące życia ;x Zawsze myślałam ,że może wydarzy się cud a jak odchodził to też tak w szpitalu a nie w domu... i do tej pory zostają myśli we mnie ,że może lepiej byłoby mu w domu... chociaż przy jego chorej sparaliżowanej żonie nie było takiej możliwości w ogóle
Ja mam poczucie że zrobiłam wszystko co mogłam. Jak trzeba było uruchomiłam wszystkie znajomości, przyspieszałam terminy badań, wizyt, biegałam, woziłam, załatwiałam... I wcale nie jest mi lekko. Zabija mnie to, że już nic nie mogę zrobić więcej. Nic, oprócz wczoraj zamówionych przez Mamę placków ze śmietaną, truskawek i kolejnej (wygodniejszej) poduszki. Pozostaje czekać, dogadzać, trzymać za rękę, śmiać się na zawołanie i udawać, że jest ok. I tłumaczyć, że po tym leku, który doktor wczoraj przepisał poczujesz się lepiej...
Wpadłam dzisiaj do pracy na chwilę, żeby poobrabiać to co najważniejsze. Pracy nie ruszyłam. Od rana czytam Forum. Uzależnienie?
_________________ "Ważne jest nie to, co ze mną zrobiono, lecz to co ja sam zrobiłem z tym, co ze mną zrobiono"
Dziewczyny...
Nie zalamujcie sie to raz
Nie rezygnujcie
Nie poddawajcie sie
Nikt nie wie kto i kiedy odejdzie
Wiec zawsze jest szansa
Sa przypadki gdzie rak sie cofa albo zastyga w bezruchu
Sa ludzie ktorzy zyjha po 10-15 lat
Dzisiaj nie ma lekarstwa...dzisiaj
Ale postep jest ogromny w leczeniu ( panowaniu nad rakiem raczej )
Pamietajcie ze same leki jakie by nie byly to dalej za malo, wola walki,chec przetrwania, jakies tam szanse ze sie da to jest bardzo duzo.bo organizm przedewszystkim walczy z rakiem a nie chemia...
Wiem ze to wszystko poki co jest smutne, bo lekarstwa nie ma poki co...
Ale nikt nie wie czy za 2-3lata z tych prob klinicznych ktore testuje leki coraz bardziej skuteczne nie wyloni sie autentyczne lekarstwo...
Na razie leczenie jest bardzo zlozone,nie ma pojedynczego srodka na powstrzymanie potwora...ale laczac wiele czynnikow da sie zyc,przedluzyc zycie...
pezdluzyc kto wie do dnia kiedy autentycznie bedzie lekarstwo...
Trzeba walczyc wierzyc, nikt z nas nie wie co bedzie jutro a co mowic za rok ,dwa,trzy...
Bezsilność.
Strach.
Potem położyła się i przysypiając w łóżku spędziła resztę dnia. Nie miała siły nawet wstać do toalety.
Pozory normalności - nie potrafię wyrazić tego co czuję...
czuję to samo! niewiarygodne jak życie potrafi szybko z człowieka uchodzić. nie potrafię już nawet pocieszać, bo to w obecnej sytuacji staje sie absurdalne. mame boli doslownie wszystko: nogi (zakrzepy żył), brzuch (od guzów), plecy (od lezenia), głowa (od wymiotowania, czkawki), jelita (zaparcia) ... to jest paskudne
M.K.
Co za wredna, okrutna choroba... Boże dlaczego tak musi byc?!!!
Myślę, że to nie jest DLACZEGO, tylko po co. Myślę o tym od jakiegoś czasu (niestety filozof ze mnie marny). Wiem - jest to przeczucie graniczące z pewnością, że ta piekielna choroba (w moim przypadku prowadząca do rozstania z Mamą) jest po coś. Nie wiem absolutnie po co, ale mam przeczucie, że to do czegoś prowadzi. Tyle zmian w naszym/moim życiu nastąpiło... i jeszcze nastąpi. Coś z tego wyniknie. Co? Nie wiem, zapytaj mnie za rok, dwa, pięć ...
Okres niedowierzania i buntu mam za sobą. Jestem na etapie pogodzenia i oczekiwania na ostateczne. Niestety :(
Nigdy nie myslałam, nie spodziewałam się, że znajdę się w takiej sytuacji. Teraz poszukuję w sobie sił na dźwignięcie i przetrwanie tego wszystkiego. Tych sił dodaje myśl, że jednak TO JEST PO COŚ, może tylko po to aby nas wzmocnić??? Przygotować na to co nadchodzi???
Pozdrawiam ciepło
Myślę tak jak Granda, że to co nas spotyka jest PO COŚ. Cały czas zastanawiam się PO CO mi to i nadal nie wiem. Ale jestem święcie przekonana, że PO COŚ...
może, aby trochę nas zmienić, wzmocnić, uwrażliwić, zobaczyć wiele spraw innym wzrokiem, aby naszym doświadczeniem pomóc innym, kazać nam się zatrzymać w biegu i zastanowić, zreflektować ... ???
wyrazy wspólczucia - przeczytałam wszystko i nie mogę powstrzymać łez , tak doskonale rozumiem twój ból , strach i lęk , mój tata ma raka jelita grubego z licznymi naciekami , przezywam to strasznie ,
to niesprawiedliwe że muszą tak cierpieć w ostatnich chwilach swojego życia :(((
pozdrawiam cieplutko
Dzisiaj mój gorszy dzień. Przepłakany. Przestraszony.
Wczoraj wieczorem zjadłyśmy z Mamą kolację. Potowarzyszyłam Jej w oglądaniu TV. Ja wino, Ona tabletki. Taki sobie zwykły wieczór.
I w nocy się zaczęło. U Mamy ból nieziemski. Co chwilę sevredol. Rano nie wstała z łóżka. Nic dzisiaj nie jadła. Popija trochę od czasu do czasu. Tel do lekarza - sevredol + dormicum. Na chwilę bolenie odchodzi. Na chwilę. Patrzę jak moja Mama gaśnie. I ryczę. Boli ją. Ryczę. Taka straszna niemoc. Nie wiem co mogę dla Niej teraz zrobić? Czy zdejmować z niej przepoconą piżamę? Zmieniać pościel? Myć ją? ...kiedy każdy ruch jest bólem!
Co mam jej mówić, kiedy pyta dlaczego tak ją boli? co powiedział lekarz? co się dzieje? Pogubiłam się. Nie wiem co robić?!
I jeszcze tel do brata (raptem 370 km stąd). Z opowieścią o dzisiejszym stanie. Co usłyszałam - MUSISZ BYĆ TWARDA. Dziekuję. Jestem ku..wa twarda - od lutego. Tyle to wiem sama! Własnie - sama! Jasne że dam radę. Jak ze wszystkim do tej pory, to też przejdę. Ale ja chciałabym Jej jakoś pomóc. I nie wiem jak. Co jeszcze mogę zrobić???
Boję się dzisiejszej nocy...
Najważniejsze - ma nie boleć!!! Dzwoń do lekarza, niech coś organizuje! Plastry, pompę, zastrzyki, Mama nie może się męczyć!
Nie chce jeść? Niech dużo pije, może nutridrinki?
Cholera, wszystkie swoje leki oddałam do apteki (nowe lub zjedzone 1 szt.),
jak będę w domu, sprawdzę czy nic mi nie zostało.
Mamę boli, wiem to straszne, my miałyśmy jedną taką noc, kiedy nie reagowałam, nie chciałam żeby Mama przedawkowała i rano usłyszałam, że nic mnie to nie obchodzi. Od następnego ranka poruszyłam niebo i ziemię, załatwiłam różne recepty, maści, leki, może ból nie był mniejszy, ale coś się działo i Mama to widziała i się cieszyła, że działamy. Dziewczyno działaj! Dzwoń do lekarza!
Niech nie widzi niemocy!
_________________ "Bywają rozłąki, które łączą trwale."
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum