Zebra, jeszcze miałam okazji Ci powiedzieć, że ślicznie wyglądacie z Mamą na tym zdjęciu. Widać, że mocno się kochałyście. Nie wiem kochana, jak Ty to wszystko przeszłaś, choć sama przeszłam tyle, to zawsze również podziwiam innych, bo każda historia jest inna, godna podziwu.
Dziękuję!
Ja z Mamą byłyśmy same (ojciec od 10 lat nie mieszka z nami - na szczęście, a brat ponad 1200 km od nas).
Dopóki Mama miała troszkę siły, aby mi pomóc tzn., uchwycić się mnie, podciągnąć, przewrócić na bok, to jakoś dawałyśmy sobie radę. Ale ostatni tydzień była zupełnie bezwładna, więc fizycznie nie miałam siły.
Poza tym, dostałam jakiejś blokady już wcześniej, wydawało mi się, że czuję w Jej brzuchu same guzy i gdy robię zastrzyki je nakłuwam. Cały brzunio przez to był siny , a Mama gdy widziała mój lęk, też sama się bała.
No niestety raczej jestem wrażliwiec, panikara i nerwus, po Mamie stąd tak wszystko słabo i nieporadnie mi sżło.
Gdy doszła jeszcze ostatniego tygodnia przetoka i litry krwi w cewniku (płukanie pęcherza, żeby nie było parcia) to już odpadłam. Tylko widziałam te worki, jeden za drugim, jeden za drugim, coraz bardziej bordowe i Mamy cierpienie. Byłam kompletnie sparaliżowana.
Wciąż są pytania - po co i dlaczego?
_________________ "Bywają rozłąki, które łączą trwale."
Ja wciąż nie widzę sensu bólu, cierpienia i krzywd zarówno jednostki, jak i ogółu (typu wojny). Jeżeli mamy z tego wyciągać lekcję - my żyjący, to różnie nam to wychodzi.
Może założę skorupę i będę odporna na wszystko co wokół, może nic już nie będzie mnie wzruszało, może po to i dlatego.
_________________ "Bywają rozłąki, które łączą trwale."
granda, to bardzo dobrze, że zdecydowaliście się, że mama będzie w domu.
Myślę, że dasz radę. Ja też myślałam, że nie dam rady ale ilekroć o tym myślałam, przychodziło mi odrazu do głowy , że przecież ja to wszystko robię by pomóc tacie, by pobyć z tatusiem jak najwięcej. Zawsze mówiłam sobie, że przecież tatuś cierpi dużo więcej niż ja...ale walczy, nie poddaje się, więc dlaczego ja miałabym się poddać ?!! Czułam się taka potrzebna i kochana.
I wiesz co, choć były to czasami ciężkie chwile - dawałam radę, miałam w sobie wiele siły i chęci pomocy.... był to czas kiedy cieszyłam się "mimo bólu" z każdej sekundy spędzonej razem, te chwile były wyjątkowe! Włożyłam w pomoc całe Swoje serce! Cieszyłam się , że nie mam innego zajęcia, że nie mam pracy itp., że mogę być NON STOP przy schorowanym tatusiu. Czas na przyjaciół, na pracę kiedyś przecież przyjdzie a dane Wam teraz chwile choć należą do niełatwych już nie wrócą. Najgorzej było wtedy kiedy to się skończyło.... do dziś nie potrafię się odnaleść. I wiesz co myślę, że gdyby ktoś mnie teraz poprosił o pomoc zrobiłabym to bez zastanowienia.
Myślę, że podjęłaś dobrą decyzję. Chory jakby na to ie patrzeć czuje się zdecydowanie lepiej i jest spokojniejszy wśród Swoich bliskich, w Swoim łóżku...
_________________ Anelia
Jeśli wiara czyni cuda,trzeba wierzyć,że się uda !
Może założę skorupę i będę odporna na wszystko co wokół, może nic już nie będzie mnie wzruszało, może po to i dlatego.
Może lepiej tej skorupki nie zakładaj ;-). Takich odpornych na wszystko, nieczułych na nic już trochę jest i wystarczy ;-).
A może jednak to 'cierpienie', które Cię spotkało nie było po to, aby Cię zniszczyć. A po to wydobyć z Ciebie jeszcze więcej, abyś potrafiła lepiej zrozumieć innych, lepiej zrozumieć czyjeś doświadczenie.
Ty pomimo tego co Cię spotkało, starasz się ludziom tu pomagać.
_________________ Człowiek ma dwa życia. To drugie zaczyna się wtedy, gdy zrozumiesz, że życie jest tylko jedno.
Choroba moim nauczycielem, nie panem.
Ja wciąż nie widzę sensu bólu, cierpienia i krzywd zarówno jednostki, jak i ogółu (typu wojny). Jeżeli mamy z tego wyciągać lekcję - my żyjący, to różnie nam to wychodzi.
Wydaje mi się, że wojny nie są najlepszym przykładem "po co". Wojny są "dlaczego". Dlatego, że ludzie są zachłanni, źli, zaborczy, nieszczęśliwi..... A choroba o której rozmawiamy nie ma swojej przyczyny. Dlatego ja myslę, że jest po coś. Może niekoniecznie po to, żeby wyciągać lekcje, ale np. po to, żeby zmienić bieg naszego życia, wrzucić je na inne tory? Tak jak napisała Justyna - może miałaś Zebro trafić na to forum, żeby pomóc/pomagać innym? To stanowczo dość błahy przykład, ale chciałabym wyjaśnić moje myslenie i mam nadzieję, że udało mi się choć trochę zobrazować.
Anelia napisał/a:
Myślę, że podjęłaś dobrą decyzję.
Anelio, dziękuje Też tak myślę, taką mam nadzieję. Potrzebuję teraz bardzo takiego wsparcia. Ściskam Cię serdecznie.
_________________ "Ważne jest nie to, co ze mną zrobiono, lecz to co ja sam zrobiłem z tym, co ze mną zrobiono"
Chory jakby na to ie patrzeć czuje się zdecydowanie lepiej i jest spokojniejszy wśród Swoich bliskich, w Swoim łóżku...
dodałabym do tego, gdy ma zapewnioną optymalną pomoc.
Anelio samo tego typu stwierdzenie, bardzo ogólne, które jest zakorzenione w naszych umysłach, często nam przeszkadza i jest krzywdzące np. dla takich osób jak ja, które zdecydowały się skorzystać z pomocy hospicjum stacjonarnego.
Jeżeli u Grandy Mamy wystąpią objawy nad którymi nie będzie już mogła sama zapanować, a jej pomoc będzie niewystarczająca, to z tyłu głowy będzie zawsze miała te słowa "najlepiej w swoim łóżku...".
Co bardzo utrudnia podjęcie i tak trudnej decyzji.
W hospicjum również można stworzyć dom, ponieważ są tam bliskie osoby, rodzina
i opieka. Bywały dni, że u mojej Mamy lekarz musiał być co 15 min., w domu by to było niemożliwe.
Tego typu uogólnienia są dla mnie osobiście krzywdzące.
Garda, ja Tobie napiszę troszkę inaczej.
Podjełaś dobrą decyzję [b]na ten moment.[/b]
Jednak nie zamykaj się na inne ewentualności, ponieważ nie jesteś w stanie przewidzieć tego co będzie później, zarówno z Mamy samopoczuciem, jak i Twoim, i Taty.
Jesteśmy różni, mamy różną wytrzymałość psychiczną i fizyczną, możliwe że w oczach wielu osób ja nie miałam żadnej, ale pozostawienie w domu najukochańszej osoby i nie zapewnienie jej komfortu, nie jest dla mnie miarą miłości.
Pozdrawiam!
_________________ "Bywają rozłąki, które łączą trwale."
tego typu stwierdzenie, bardzo ogólne, które jest zakorzenione w naszych umysłach, często nam przeszkadza i jest krzywdzące np. dla takich osób jak ja, które zdecydowały się skorzystać z pomocy hospicjum stacjonarnego.
Jestem pewna, że nikt nie chciał Ciebie urazić, a tym bardziej skrzywdzić.
Tak jak napisałaś jesteśmy rózni. Moja sytuacja jest inna niż Twoja. Moja Mama inaczej przechodzi chorobę niż Twoja, jest najprawdopodobniej w innym stanie niż była Twoja. Każdy z nas przezywa wszystko inaczej. Ja decyzji o pozostawieniu Mamy w domu nie podjęłam sama, tylko po rozmowach z Mamą i przede wszystkim z lekarzem - który ją poparł. Na tę chwilę cieszę się, że Mama jest w domu. Nie jest lekko, a czas pokaże czy zrobiliśmy słusznie.
Czytając Twój wątek nie zauważyłam, aby ktoś na forum zanegował Twój wybór. Wręcz przeciwnie. Teraz już wiesz, że zrobiłaś to co było wtedy najlepsze. Na weryfikację mojej decyzji przyjdzie czas. A poza tym nie wiem jak będzie jutro. Nie wiem jeszcze co się wydarzy
Zebra napisał/a:
Jednak nie zamykaj się na inne ewentualności,
Stanowczo nie zamykam się. Mam otwartą głowę. I przede wszystkim jestem pełna pokory, bo tego nauczyło mnie życie.
I strasznie jestem zmęczona...
_________________ "Ważne jest nie to, co ze mną zrobiono, lecz to co ja sam zrobiłem z tym, co ze mną zrobiono"
Jestem pewna, że nikt nie chciał Ciebie urazić, a tym bardziej skrzywdzić.
ok
granda napisał/a:
Czytając Twój wątek nie zauważyłam, aby ktoś na forum zanegował Twój wybór. Wręcz przeciwnie. Teraz już wiesz, że zrobiłaś to co było wtedy najlepsze.
prawda
granda napisał/a:
Stanowczo nie zamykam się.
to dobrze. Piszę przez pryzmat własnych odczuć i doświadczeń. Ja na hospicjum stacj. nie byłam otwarta, na domowe też nie, zafunkcjonowały stereotypy, teraz to wiem i rozumiem.
[ Dodano: 2011-08-11, 15:18 ]
A z tymi stereotypami trzeba walczyć, wyjaśniać, przekazywać własne doświadczenia i wiedzę, co staram się teraz robić
_________________ "Bywają rozłąki, które łączą trwale."
Zebra, tylko chciałam dodać, że nikt napewno Cię nie ocenia, przynajmniej napewno nie ja, bo ja wiem co to znaczy opiekowac się tak chora osobą.
Przy końcowo rozwiniętej chorobie nowotworowej moga się dziać różne, bardzo ciężkie rzeczy.
U nas przede wszystkim było " spokojnie". Tata poprostu przestawał mieć siłę, problem był z posadzeniem Taty na krzesełko na " kupkę", musiały to robić dwie osoby, problem był z przebraniem itp. bo Tata był cięzki, a kobiety wiadomo, mają mniej siły.
Poza tym Tata nie miał żadnych dolegliwości, za co z perspektywy czasu jestem wdzięczna losowi, że chociaż tu nas oszczędził.Tata poprostu od wątroby, albo od mózgu zapadał w śpiączkę i cały czas spał
Smutno mi jak o tym piszę, więc tymczasem uciekam.
Dziewczyny jesteście wspaniałe, każdy, kto z sercem zajmuje się ukochaną osobą jest wspaniały, czy robi to w domu, czy w hospicjum. Bo nieraz taka decyzja przeniesienia chorego do Hospicjum kosztuje więcej nerwów i płaczu, niż pozostanie z chorym w domu.
Jeszcze chciałam dodać, że np. ja nie wyobrażałam sobie, że Tatę przeniesiemy do Hospicjum, bo nie zniosłabym widoku jak przenoszą Tatę, musiałabym tego nie widzieć.
Jak Tata umarł i Tatę zabierali z domu, to ja z mamą nie patrzałam, Ciocia, mąż i brat wygonili nas na siłę do drugiego pokoju, za co jestem im niezmiernie wdzięczna.
Dlatego, Zebra oczywiste jest jak dla Ciebie musiała być do bardzo trudna decyzja, bo oczywiste jest dla mnie, że kochasz Mamę nad życie. Musiało być to dla Ciebie strasznie cieżka decyzja i jak dla mnie świadcząca o Twojej dojrzałości i opanowaniu, mimo wszystko.
bo nie zniosłabym widoku jak przenoszą Tatę, musiałabym tego nie widzieć.
To chyba był trudny widok, ponieważ nie mam go w pamięci, kompletnie nie pamiętam.
Za to dobrze pamiętam, jak razem jechałyśmy karetką do hospicjum, Mama na leżance, ja naprzeciw na krzesełku. Jak machała rączką, resztą sił, naszym wspólnym, ulubionym miejscom, też machałam, razem z Nią...
Tylko nie wiedziałam, że Ona robi to na pożegnanie, Jezuniu
Gdy dojechałyśmy na miejsce, Mama powiedziała "jak tu pięknie, jaka dziś piękna pogoda" i nabrała wiosennego powietrza z całą mocą, jakby też ostatni raz...
i tylko łagodnie się do mnie uśmiechała, ze spokojem i miłością
Hospicjum urokliwe - w lasku, w Sopocie, drewniany domek...
[ Dodano: 2011-08-11, 16:40 ]
kubanetka napisał/a:
kochasz Mamę nad życie
oddałabym wszystko, żeby być z Nią jeszcze choć chwilkę
_________________ "Bywają rozłąki, które łączą trwale."
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum